-

an24

Kmiecie, zagrodnicy, chałupnicy, komornicy, rzemieślnicy - czyli jak dwór miłował chłopa tj. obywatela wiejskiego

Około 70% społeczeństwa, podatników Rzeczypospolitej Obojga Narodów to chłopi: kmiecie, zagrodnicy, chałupnicy, komornicy, parobki, żebracy, rzemieślinicy wiejscy prowadzący cegielnie, kuźnie - a więc: kowale, ślusarze, tokarzy, piekarze, szewce, grabarze, ceglarze, krawcy, kusnierze, powroźnicy, ciesle, kołodzieje, smolnicy, olejarnie (produkcja oleju z nasion), garncarze, zduni, tkacze i przędzalnicy, młynarze, rzeźnicy, złotnicy. Często rzemiślnicy wiejscy wykonywali dwa fachy. Chłopi to też księża, żołnierze, urzędnicy: dworscy, książęcy, królewscy (mogli się wybić do stanu szlacheckiego przez służbę wojskową lub służbę na dworze lud edukację).
Trzeba też przypomnieć, że u schyłku upadku państwa polskiego, w XVIII wieku około 40% kmieci miało własną służbę.
Mimo, że Rzeczypospolita Obojga Narodów chłopami stała, to temat chłopów, niczym przyczyny rozbiorów nie został po dzień dzisiejszy obszernie zbadany. W publikacjach propagandowych, podręcznikach wiemy tylko, że: chłopa szlachcic deprawował, ksiądz batem do roboty pędził, a dziedzic czy zarządca dziewki i żony deprawował, pędzili 10 czy 12 dni do pańszczyzny (nie wiemy czy pieszej czy wołami, a moze końmi), a ci tak byli zatyrani, że nie mieli czasu na nic. I w związku z tym dobrze się, stało, że ten RON upadł, kresów w granicach państwa nie ma i nie musimy się ponoć martwić, co począć z rusinami, kozakami, litwinami. Niestety ten duch hula mocno w głowach nie tylko polityków. 
Teraz ponoć jesteśmy jednolitym narodem. Może dlatego tak łatwo mieszkańcom ziem nazywanych Polską, tak łatwo przychodzi uznanie i godzenie się (nawet nasze elity intelektualne i polityczne wpadają w zachwyt), że mamy znajdować się w niższej drabince gospodarczej, społecznej i politycznej oraz nadal pracować na dobrobyt Niemiec, Francji, Pax Americana, Pax Britannica (tym są np. różniece w krusach walutowych - czyli siła nabywcza jest 1 = 1,7, a kurs walutowy 1Euro = 4,50 zł itd. - to są narzędzia wyznaczania pozycji i podporządkowania, opakowane w ładne definicje i uzasadnienia), eksploatacji i drenowania z kapitału ludzkiego i finansowego. Z drugiej mamy obowiązujące prawo z III Rzeszy Niemieckiej, które nie uznaje mniejszości polskiej w Niemczech, jako miejszosć w przeciwieństwie np. do cyganów. Oczywiście wszystko w ramach przyjaźni i odcinania się od hitlerowskich Niemiec przez Kanta wypełnionego Lutrem. Wiec słusznie Prezydent Andrzej Duda odmówił spotkania z ustepującą Kanclerz Niemiec. Pewnie kmiecie z RON zastosowaliby bardziej wyrachowane narzędzia np. powiedzieliby Niemcom aby zabierały z Polski te swoje fabryki, będącymi producentami części do produktu końcowego i te swoje sieci handlowe i biurowce nie płacace podatku katastralnego. Myślicie, że Kant wypełniony Lutrem ma gdzie je zabrać? Nie ma, i nie zabieże. Czas to naszym sąsiadom przypomnieć, a naszym sojusznikom z Pax Americana, że ten Harvard to im zamkniemy, bo wszystko wskazuje na to iż za góra 4 lata będą już na Konfucjanizm pracować.
Dwór też nie mógł sobie pozwolić na gnębienie czy choćby nie partnerskie traktowanie chłopów. Gromada uznała by to za afront, złamanie praw i ze szlachcica (właściciela, dzierżawcy) zrobiłby się zamiast pana - przysłowiowy dziad.    

Skoro było tak źle, to dlaczego chłopi z Prus, Brandenburgi i Niemiec - nazywani olendrami (Holandii na oczy nie widzieli) jeszcze u schyłku XVIII wieku, przed upadkiem państwa ochoczo uciekali do Rzeczypospolitej. Także z Księstwa Moskiewskiego i Imperium Rosyjskiego. Przecież Imperium Rosyjskie cały czas podnosiło kwestię ucieczek. Przy pierwszym rozbiorze Rzeczypospolitej Obojga Narodów mówili o 300 tysiącach chłopów, którzy uciekli (przeniosła się) na osiedlenie do Polski. Dlaczego to był poważny problem polityczny, gospodarczy i społeczny dla ówczesnych elit rosyjskich i niemieckich? 
Niestety zdecydowana większość publikacji, mimo dostępu do inwenatrzy, lustracji, ksiąg itd., pisze szczególnie w podręcznikach o wszystkim innym, tylko nie o tym, co ważne tj. faktycznych dochodach chłopów, gotówce jaką posiadał i dysponował chłop dzięki swojej firmie, rynkach na które docierał, bo inaczej nie można nazwać gospodarstwa chłopskiego - produkującego żywność, zaznaczając iż ziemie chłopskie, lepiej nawożone, dawały lepsze plony niż folwarki.
Można przeczytać o wszystkim innym, prześladowaniu, burżuazji, itd. i oczywiście temacie zastepczym - pańszczyźnie - nie podając godzin pracy (ewidencja pracy też była wówczas), jako to było z przerwami na odpoczynek, z posiłkami, a może też dziedzic z chłopem wspólnie razem, przy stole jedli, modlili się na Anioł Pański.
Ale jakie chłopi mieli dochody netto, jakim majątkiem faktycznie dysponowali, ich rzeczywista pozycja i praktyczne możliwości awansu społecznego, że byli obywatelami wiejskim - to dla bardzo wielu badaczy temat nieistniejący. Temat tabu zarówno w II RP, szczególnie III RP w której pokolenia są kształtowane w pedagogice wstydu, przegranej, kulcie martyrologii, ciemięrzonych chłopów przez szlachtę, trzymającą w ręku bat, którym gonili do roboty "obdartego i brudnego", wręcz ledwo poruszającego nogami, z przepracowania chłopa - bzdurach - jedynego wyznacznika patriotyzmu.
Ale np. o zobowiązaniach dziedzica np. dostarczenie poddanym środków do życia (inaczej mówiąc prawa do pracy), wyposażenie gospodarstwa w załogę, sprawowanie opieki nad wdowami i sierotami. O tym, że nasza produkcja rolna np. w XVI wieku (67% chłopów w społeczeństwie) wynosiła 5,1 ziarna z 1 ziarna i przewyższała znacznie produkcję Hiszpańską (68%) - 3,5 ziarna z 1 ziarna, dorównywała Francji (78% chłopów) i Angli (96% chłopi) - 5,5 ziarna z 1 ziarna. Iż na przestrzeni XVI - XVII wieku gospodarka folwarczna (poza okresem wojen) rozwijajała się bez większych kryzysów - czytamy w książce "Tradycje polityczne dawnej Polski" pod redakcją Anny Sucheni - Grabowskiej i Alicji Dybkowskiej.
Nasi przodkowie w okresie pokoju się bogacili, gdy tzw. zachód bogacił się na wojnie. Faktyczna pozycja, wartość majątków to temat tabu zarówno w II RP, szczególnie III RP. Paweł Hanczewski w artykule "Ile i dlaczego tak drogo?"  pisze tak: "Bernard O’Connor tak bardzo pozytywnie wyrażał się o Rzeczypospolitej. Określił ją bowiem jako tani kraj. Ceny musiały wydać mu się bardzo niskie, skoro napisał, że roczne dochody biskupa krakowskiego, które obliczył na 8 tys. funtów, „są warte więcej niż 20 tys. funtów w Anglii” - i to jest właśnie siła nabywcza gospodarki i pieniądza.

Ten kontrast powinien być wskazywany wszędzie, w każdym podręczniku. Chłopi okresu Królestwa Polskiego i Rzeczypospolitej Obojga Narodów są grupą społeczna o której współcześni Polacy praktycznie nic nie wiedzą. Każdy szlachcic wiedział, że od czasów Pawła Włodkowica, nawet pogan nie można było bez grzechu ciężkiego okradać. 

Kmieć to znakomity gospodarz, poważny przedsiębiorca, zamorzny człowiek, producent żywności, poważny polityk z którym Majestat Króla w osobie właściciela wsi musiał się liczyć. Zagrodnik (niektórzy nazywają półkmieć) to bardzo dobry gospodarz, rzemieslnik, producent żywności. Chałupnik - dobry rzemieślnik i rolnik, ogrodnik. Byli porządani przez każdego własciciela wsi, który był w stanie dać wolniznę nawet na 30 lat, a niekiedy nawet na 50 lat. 
Komornik - pracownik najemny ale też zapewne solidny rzemieślnik wiejski, posiadający też dość często kawałek ziemi. Chłopom w Rzeczypospolitej Obojga Narodów żyło się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Posiadali własność, a także własność zależną.
Starsi badacze, słusznie porównując prawa zakupne do współczesnej własności. Każdy chłop polski posiadał prawa polityczne, był obywatelem wiejskim.
Dwór i szlachta można powiedzieć uczyła i nauczyła chłopów prowadzić poważną, umiejętną i skuteczną politykę, o której mogą tylko pomorzyć współcześni tzw. politycy. Prowadzona polityka przez kmieci, gromady, urzędy wiejskie w stosunku do pana - dworu (szlachcica a nawet maganatów), wojewody była wypełniona świadomością swojej mocy i wykorzystywania wszelkich słabości dworu, szlachty (pan/właścicela wsi jako przedstawiciela Majestatu Króla), prawa, zwyczajów, systemu.   

Natomiast największa tragedia, jaka sptkała nas, to nie Powstanie Warszawskie, lecz: upadek Rzeczypospolitej Obojga Narodów i likwidacja habu gospodarczego ówczesnego świata, bo tym był RON - czyli republikanizm wypełniony personalizmem. Współcześnie właśnie o to idzie gra, abyśmy ponownie na setki lat, a może już na wieczność stali się ponownie tym habem gospodarczym, co da nam środki finansowe na trzymanie konfliktów z dala od naszych granic. Obawiam się, że tego habu nie będzie bez Kresów Wschodnich i Zachodnich - współpracy współcześnie z Białorusią i Ukrainą. 
Tak zwany zachód, który stał za upadkiem RON i definitywnym (jak ówcześnie im się wydawało) zlikwidowaniem habu w państwie opartym o doktrynę Kościoła Katolickiego (posługijac się takimi instrumentami wasalnymi jak Imperium Rosyjskie, Prusy). Wsółcześnie nie chce dopóścić do odbudowy habu gospodarczego, aby byty utożsamiające się z Papiestwem i republikanizmem wypełnionym personalizmem stały się beneficjentami odwrócenia biegunów gospodarczych. RON stał na drodze do podporządkowania i uprzedmiotowienia ludności żyjącej w Europie Środkowo - Wschodniej, czyli do grabierzy i pracy na nich. RON był obrońcą tych ludzi, ich praw i godności o którą tak pieknie na papierze skodyfikowano w XX wieku w Deklaracji Praw Człowieka. Tak samo przyjęcie chrztu przez Mieszka I i utworzenie Krtólestwa Polskiego zamknęło drogę książetąm niemieckim do grabierzy i wyzysku i uprzedmiotowienia ludności pogańskiej na Wschód od Odry. 

Władza rządzenia w Rzeczypospolitej Obojga Narodów przysługiwała królowi i ministrom. Podmiotem władzy ustawodawczej był sejm. Jego uprawnienia ustawodawcze potwierdziła konstytucja Nihil novi z 1505 r. Z kolei usamodzielnienie władzy sądowej od królewskiej nastąpiło w 1578 r. przez utworzenie Trybunału Koronnego oraz w 1581 r. Trybunału Litewskiego, a także przez rozwój działalności sądu sejmowego - pisze Wacław Uruszczak w Zasadach ustrojowych Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

Wedle statutów synodalnych wieluńsko-kaliskich Mikoła Trąby z 1420 r. należało obchodzić w ciągu roku prócz niedziel około 50 dni świątecznych. Najważniejsze święta, jak Boże Narodzenie, W ielkanoc, Zielone Święta po 2 dni, 6 dni związanych z kultem Maryjnym, 10 dni świętych apostołów, 4 Doktorów Kościoła, wielu wyznawców i męczenników. Dodając do owych 50 dni drugie tyle na niedziele nie wypadające na święta ruchome, otrzymujemy około 100 dni oficjalnie wolne od pracy. Ile teraz macie dni wolnych? Wówczas gospodarki to nie zawaliło, teraz nawet jeden dzień dodatkowo wolny przekazie propagandowym liberałów, to prawie zawalenie się gospodarki.  

Przyjrzyjmy się, co można przeczytać w publikacjach szerokodostępnych, bez szukania w zakurzonych kufrach bibliotek. Dla tego zachodu europejsko-atlantyckiego, dla prawosławnego wschodu nie do zniesienia jest to, że Najświętrza Maryja Panna zapragnęła być Królową Polski (mamy tą wolę wypełnioną w Litanii Loretańskiej).
Z jakiś powodów miłych sercu Maryi w aspekcie politycznym, społecznym, gospodarczym - musiało się dziać coś bardzo dobrego w Ojczyźnie naszych przodków. Przecież Maryja nie powiedziała chcę być Królową Francji, Niemiec, Anglii, Wenecji - tylko ogłosiła się Królową Polski (w Napolu w 1608 r. w klasztorze Il Gesu Nuovo), dodając: "Ja to królestwo wielce umiłowałam i wielkie rzeczy dlań zamierzam, ponieważ osobliwą miłością ku Mnie pałają jego synowie".
Nasi współcześni sojusznicy, którzy od wieków wojują z Papiestwem, czyli walczą (a raczej prześladują) z Maryją i tymi, których umiłowała, nie mogą być sojusznikiem dla nas. Byli, są i będą nas traktowali jak przeciwników, a nawet wrogów, których należy podporządkować (państwo), zmarginalizować. Pęd i chęć przynależenia do tego świata (współcześnie określanym przez wielu zachodem), który uznaje Papiestwo i Maryję za wroga, jest narzucaniem nam na nasze plecy zbędnego garba, przy jednoczesny nakałdaniu na szyję ciężkich kamieni.
Zastanówmu się dlaczego Rzeczypospolita Obojga Narodów tak bardzo podobała sie Maryi, dlaczego powiedziała jestem Królową Polski!
Jaka w związku z tym była organizacja państwa, życia codziennego? Jakie panowały i dominowały relacje, obyczaje, prawa, obowiązki, zobowiązania, współpraca, postawy pomiedzy stanami: szlacheckim, duchownym, miejskim, chłopskim (kmiecym) w aspekcie społecznym, gospodarczym i politycznym. Cóż to była za wspólnota?
Nazwaniem się Królową Polski, Maryja wskazuje ówczesnemu światu wzór, jak powinny być zbudowane relacje społeczne bliźnich i ich relacje - czyli życie wewnętrzne z Panem Bogiem. Pewnie też organizm polityczny i relacje władza - obywatele (miast i wiejscy).
Może jednak przedstawiciele wszystkich stanów, w przygniatającej większości traktowali się jak bracia: "Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie"? 

Niestety bardzo mało jest ogólnodostępnych publikacji o szkołach parafialnych, kolegiackich, katedralnych, klasztornych, szpitalnictwie (co najmniej od X wieku; później powstaje szpitalnictwo specjalne): parafialnym, zakonnym, diecezjalnym i wiejskim. Bardzo mało wiadomo, jak następowało w praktyce przechodzenie ze stanu do stanu. Ilu np. dzieci chłopskich było w stanie duchownym. Ilu dzieci chłopskich zostawało kupcami, bankierami, lekarzami (w tym posiadli wiedzę w zakresie zielarstwa), chirurgami, botanikami, szlachcicami, naukowcami czy nauczycielami w szkołach. Podofcerami, żołnierzami zawodowymi, oficerami, wyższymi oficerami w Armi Koronnej.Bardzo mało jest też publikacji o rolnikach mieszkający przy łachach, przy szlakach rzecznych.  

Tak więc zobaczmy, jak to było w aspekcie politycznym, gospodarczym, społecznym z tymi "prześladowanymi" i "biednymi" przez "naród" - szlachtę i duchowieństwo - polskimi chłopami w Rzeczypospolitej Obojga Narodów - państwie umiłowanym przez Maryję.
I Rzeczypospolita Polska (powstała dla mnie w wyniku zamachu stanu głupców z przerośniętą pychą z pieknymi frazesami narodowymi na ustach czy zwykłej agentury - według mojej skromnej osoby loże masońskie pełniły właśnie taką funkcję) upadła, a pańszczyzna obecna na polskiej ziemi od XII wieku, jeszcze do 1864 r. stanowiła dominującą formę płatności za użytkowanie gruntu. 

"Trzecie prawo z przywileju Zygmunta I roku 1535, że każdy nauczyciel publiczny jakiejkolwiek kondycji pod zwierzchnością Akademii w którymkolwiek miejscu uczący był szlachcicem, póki uczył, a gdy skończył dwadzieścia lat uczenia nabył szlachectwo z całym swym potomstwem na zawsze i prawa do najpierwszych w kraju urzędów. Z tego prawa powstało wiele zacnych rodów i familii. Urzędy krajowe miewały pod rządem Jagiełłów ludzi uczonych i wielkich [...]" - cytuje Janusz Sondel w "Kariera uniwersytecka jako sposób awansu społecznego w dawnej Polsce". 

Prof. dr hab. Franciszek Ziejka w publikacji "Wykształcenie jako droga do elity" tak pisze: "Marian Chachaj obliczył, że w wieku XVI średnio 10% ogółu studentów Akademii Krakowskiej wywodziło się z chłopskiego stanu. Badacz podał przy tym ważną informację: iż co dziesiąty z nich zdobywał stopnie naukowe. Oczywiście, w dawnej Polsce zdecydowana większość wywodzących się z chłopskich rodzin studentów wybierała drogę kariery kościelnej, przyjmując święcenia. Ponieważ jednak właściwie niemożliwe było, aby nieszlachcic mógł otrzymać przynależne proboszczom lub kanonikom benefi cjum, zostawali oni wikariuszami, albo… kontynuowali studia i robili karierę naukową. Tych drugich było niemało, ale przynajmniej kilka nazwisk godzi się tu przywołać, ze względu na zajmowaną wysoką pozycję w gronie profesorów Akademii Krakowskiej. Byli to m.in.: Jan z Ludziska (ok. 1400 - ok. 1460), Adam z Napachania (1494 - 1561), Piotr Proboszczowic (1509 - 1565), Walenty Fontana (1536–1618), Grzegorz Skrobkowicz (zm. ok. 1616), Jakub Charvinius (zm. ok. 1607), Piotr z Górczyna (ok. 1546 - 1616), Stanisław Mareniusz (ok.1532 - 1580), czy wreszcie Jan Brożek (1585 - 1652)".

  Janusz Sondel w "Kariera uniwersytecka jako sposób awansu społecznego w dawnej Polsce" podaje więcej takich osób i doprecyzowuje: 
"profesor astrologii, astronomii i trygonometrii oraz medycyny, pięciokrotny rektor Akademii Krakowskiej i astrolog miejski - Walenty Fontana (1536 - 1618), który jako jeden z nielicznych profesorów nie przyjął święceń kapłańskich; 
następnie wybitny matematyk z pierwszej połowy XVII wieku, urodzony wprawdzie w miasteczku, ale jako syn rolnika – Jan Brożek;
doktor i profesor Akademii Krakowskiej, jej przedstawiciel na sejmach oraz burmistrz miasta Krakowa, nigdy nie ukrywający swego chłopskiego pochodzenia i legitymujący się gmerkiem przedstawiającym przeszyty strzałą lemiesz zwrócony ostrzem do góry - Grzegorz Skrobkowicz (zm. ok. 1616 roku);
dziekan Wydziału Filozoficznego w 1582 roku, profesor prawa rzymskiego i kanonicznego, kanonik kapituły katedralnej w Krakowie, trzynastokrotny rektor Akademii, jeden z inicjatorów uruchomienia przy uniwersytecie szkoły przygotowawczej oraz podporządkowania uniwersytetowi szkół parafialnych, uczczony zachowanym do dzisiaj epitafi um w Katedrze Wawelskiej, gdzie został pochowany – Piotr z Górczyna (ok. 1546–1616)"
  Janusz Sondel w tejże publikacji pisze: "Na celowość podjęcia studiów w krakowskiej uczelni zapatrywali się synowie mieszczańscy i chłopscy. Celem mieszczan było zdobycie wiedzy przydatnej w działalności gospodarczej i handlowej, chłopi z kolei w kształceniu potomków widzieli możliwość zapewnienia im awansu społecznego. Dzięki wykształceniu mogli oni bowiem przejść do stanu duchownego, czasem miejskiego. W rezultacie w XVI wieku udział synów chłopskich w Akademii wynosił 10%, z czego 9% zdobyło stopnie naukowe. Frekwencja ta oczywiście kształtowała się różnie w poszczególnych latach, nawet niezbyt odległych od siebie. Tak np.w roku 1567 studenci pochodzenia chłopskiego stanowili 17,2%, w 1570 roku już tylko 2,2%, przy czym połowa pochodziła z diecezji krakowskiej. Święcenia kapłańskie w tej grupie scholarów oznaczały przejście do warstwy, która prowadziła zupełnie odmienny tryb życia, a przede wszystkim była wolna od pracy fizycznej. Był to jednak zaledwie początek drogi do osiągnięcia wyższego statusu społecznego, którego gwarancję dawało dopiero odpowiednie benefi cjum kościelne. Rzadko zresztą synom chłopskim udawało się je uzyskać, gdyż najczęściej musieli się zadowolić stanowiskiem wikarego. Dlatego też oni byli szczególnie zainteresowani zdobywaniem stopni naukowych, gdyż objęcie kanonii kolegiackiej czy katedralnej przez pochodzącego z chłopów księdza było ograniczone w zasadzie tylko do niektórych z nich, i to wyłącznie w razie posiadania doktoratu. Statut piotrkowski z 1496 roku ograniczył liczbę takich kanonii plebejskich do pięciu, w tym dwie dla doktora teologii, dwie dla prawników i jedną dla doktora medycyny. Kanonie te zwano „doktorskimi”, a próby ich osiągnięcia bez wymaganego stopnia naukowego kończyły się na ogół niepowodzeniem, jak tego doświadczył między innymi Tomasz Płaza, pomimo poparcia biskupa krakowskiego, Piotra Myszkowskiego. Stąd też i efektywność studiów w tej grupie społecznej była bardzo wysoka i jest obliczana na 58%, ustępując nieznacznie studentom pochodzenia mieszczańskiego (59%), przy 20% w wypadku szlachty. Dla synów chłopskich jednak był w zasadzie zamknięty dostęp do stanowiska biskupa, chociaż nie można wykluczyć ich wpływu na losy państwa, np. dzięki zatrudnieniu w charakterze astrologów królewskich. Wśród studentów w tym czasie natomiast zdecydowanie przeważali synowie mieszczańscy. W latach 1510–1560 stanowili oni bowiem prawie 62%, a potem od 40 do 65%. Oni też zdobywali najwięcej stopni naukowych (około 70%, dla porównania szlachta - 20%, chłopi - 10%). Pragnąc zatem naśladować swojego wybitnego dziadka i poprzednika na tronie, Władysława Jagiełłę, król Zygmunt I zdecydował się obdarzyć nowymi łaskami i dobrodziejstwami wszystkich doktorów Akademii Krakowskiej z zakresu świętej teologii, prawa kanonicznego, medycyny, prawa rzymskiego, sztuk wyzwolonych i innych szlachetnych nauk. Dlatego za radą i zgodą prałatów i baronów postanowił, nakazując wszystkim, niezależnie od ich stanu, przestrzeganie tego postanowienia, aby owi doktorzy i profesorowie, także nie pochodzący od rodziców szlachciców polskich, nie byli wykluczeni od sprawowania urzędów i dostojeństw duchownych czy świeckich, i to zarówno senatorskich, jak i szlacheckich. Słuszniej jest bowiem, jak zauważył król, wyróżniać się własnymi zasługami aniżeli korzystać ze sławy przodków. W konsekwencji pozwolił im nabywać i posiadać dobra ziemskie oraz korzystać ze wszystkich wolności, zaszczytów i przywilejów, przysługujących szlachcie Królestwa. Tym postanowieniem objął również tych, którzy na mocy zarządzenia rektora zostali oddelegowani do pełnienia powinności w kościołach lub udzielania nauk w innych miejscach Królestwa. I ponieważ w ustawach cesarstwa rzymskiego zostało postanowione, że doktorzy, którzy przez lat 20 wykładali na uniwersytetach, nie tylko sami uzyskują prawo szlachectwa, ale również przenoszą je na wszystkich swoich potomków z prawego łoża, król zezwolił szkole krakowskiej na stałe stosowanie tego godnego pochwały prawa w Królestwie i wszystkich swoich państwach. W swej łaskawości postanowił także, aby doktorzy i profesorowie, którzy w tej krakowskiej uczelni przez taki właśnie okres bez przerwy publicznie wykładali, przenosili na całe swoje legalne potomstwo wszelkie prerogatywy i dostojeństwo stanu szlacheckiego i aby wspomniane potomstwo ze wszystkimi swoimi zstępnymi obojga płci na zawsze w Królestwie Polskim mogło dostąpić związanych ze szlachectwem dostojeństw, wolności i przywilejów, zarówno duchownych, jak i świeckich, a także osiągać wszelkie godności, zaszczyty i urzędy bez względu na to, czy zajmuje na uniwersytecie miejsce swoich przodków, czy też przeniosło się gdzie indziej. Jeżeli jednak owi potomkowie nie byliby czynnymi profesorami, będą zobowiązani ze swych włości, stosownie do zwyczajów obowiązujących szlachtę, wspólnie z innymi szlachcicami brać udział w wyprawach wojennych według statutów królestwa".

  Piotr Guzowski w książce "Chłopi i pieniądze na przełomie średniowiecza i czasów nowożytnych, pisze: "Zarówno gospodarstwo jednolanowe w XV wieku, jak i półłanowe w XVI wieku było wystarczające, by chłopska rodzina mogła wyprodukować ilość zboża niezbędną do zaspakajania własnych potrzeb konsumpcyjnych oraz obciązeń na rzecz panafeudalnego, Kościoła i państwa. Czynsze zbierano na św. Marcina (11 listopada), sporadycznie rozkładano ich spłatę na dwa terminy: św. Jana (24 czerwca) a połowę na św. Marcina. Nominalna ich wartość wacha się od 6 do 48 groszy z łany, przeciętnie 24,5 groszego w połowie XV wieku w przypadku dóbr królewskich i od 10 do 48 groszy w majątklach szlacheckich. Na Mazowszu od 12 do 48 groszy przy tendencji wzrostowej. W pierwszej połowie XV wieku przeciętny kmieć dysponujący areałem jednego łanu po upływie wolnizny musiał rocznie przeznaczyć około 24 groszy na pokrycie czynszu oraz przekazać w ramach daniny właścicielowi wsi średnio dwie ćwiertnie zboża, dwa koguty i pół kop jaj. Ponadto dwie ćwiertnie zboża, oprócz dzisięciny przeznaczano na meszne duchowieństwo (ewentualnie 6 groszy w gotówce). Do tego należy doliczyć obciązenia na rzecz państwa: poradlne (wynoszące 2 grosze w dobrach szlacheckich i duchowieństwa świeckiego oraz 4 grosze w dobrach klasztornych) oraz zwykle 12 groszy podatku łanowego, w praktyce uchwalanego corocznie. Oprócz danin chłopi byli zobowiązani do robocizny na rzecz właściciela, w pierwszej połowie XV wieku było to od kilku do kilkunastu dni w roku. (246,5 groszy to nieco ponad 5 grzywien, autor podaje takie porównanie wskazując, że jest to średnia wartość rocznych tranzakcji przed sądami wiejskimi od 1450 r. do 1600 r.; przeciętna wartość transakcji młynami 364,5 groszy a Karczm - 441,4 grosze; transakcje ziemią i zagrodami - 347,3 groszy w latach 1482 - 1500; 587,72 w okresie 1501 - 1550; 203,53 w okresie 1551 - 1600). Wśród notatek w wiejskich księgach sądowych mozna znaleść też zapisy mówiące bardzo szczegółowo o wszystkich elementach zawartych tranzakcji tzn. wartości, sumę zapłaconą gotówką oraz wartość rat rocznych. Gotówką płacono do 2% do 70% wartości transakcji, przeciętnie 32,7%. Reszta była rozbijana na raty o wartości stanowiącej od 3% do 50% ustalonej sumy, przeciętnie 15,4%. Długość spłacanych rat wachała się od 1 roku do 24 lat, przeciętnie 15,4. Niemal w 80% wszystkich tranzakcji spłacanych rat rocznych, zapisanych w szczegółowy sposób, nie przekraczała 10 lat. Prawie połowa kredytowanych tranzakcji zakładał spłatę do lat 5 - z badanych 277 zapisów). Przeciętna wartość zagrody (poniżej ćwierć łana wahała się od 1,5 grzywny (Brzezówka, Rajbrot, Wary) - czyli poniżej 66 groszy do 6 grzywien (Komborska Wola). W Nowej Wsi Łobzowskiej przeciętna wartość zagrody wynosiła ponad 16 grzywien. W Trzęśniowej wzrosła z 66 groszy sprzed 1550 r. do 215 groszy (4,5 grzywien) w drugiej połowie XVI wieku. Połowę łanu w Warach można było kupić w 1496 r. za 26 groszy, w Kościenku jego cena 50 lat wcześniej wynosiła - 1296 groszy. Wartość ćwierć łanu wahała się od 8 groszy w 1524 r. w Brzezówce do 480 groszy, piędziesiąt lat później w Trześniowej. W świetle zapisek sądowych ksiąg wiejskich wynika, że istniał chłopski rynek ziemi. Chłopi nie tylko użytkowali swoje ziemie, ale je również dzielili i sprzedawali, zarówno w części, jak i w całości.  "  

  Roberta Frosta w "Oksfordzkiej historii unii polsko - litewskiej" pisze: " Wielu chłopom się dobrze powodziło. Nie był wyjątkiem kmieć posiadający: 12 koni, 7 krów, 200 owiec, 4 kozy i 8 świń. Tacy kmiecie byli pożądani przez właścicieli ziemskich. Włąściciele ziemscy byli zainteresowani zakładaniem wsi w swoich dobrach. Ten "biedny i prześladowany" chłop, jak dostał lepszą ofertę ucieczki, bardziej przeniesienia na jeszcze korzystniejszych warunkach, nawet na obszarze Litwy zabierał ze sobą duży dobytek, wymagający solidneje i przemyślanej logistyki. Dwie rodziny w województwie trocki pod koniec XVI wieku, zbieg zabierał m.in.: 2 konie, 3 woły, 3 byczki dwuletnie, 2 byczki jednorodne, 12 starych owiec, 18 młodych owiec, 3 kozy, 6 starych świń, 12 półświnków, 20 prosiąt, 6 gęsi, 25 młodych gęsi, 20 kur, 4 beczki żyta, 6 beczek jęczmienia, 12 beczek żyta puchowego, 4 owce, 2 kotły: żarna, płótna, materiałów sukiennych oraz inne rzeczy. W połowie XVI wieku, w archibiskupstwie gnieźnieńskim przeciętny kmieć jednołanowy miał: 4 konie, 6 sztuk bydła, 34 świnie, 11 owiec. Średnia liczba inwentarza żywego w gospodarstwie jednołanowym dla całej Polski wynosiła: 2 konie, 8 sztuk bydła, 6 owiec, 3 kozy. W XV wieku jednołanowe (16,8 hektara) gospodarstwo chłopskie po odliczeniu dziesięciny oddawała 12% zboża w charakterze renty i podatków, a półłanowe - 9%. W XVI wieku z gospodarstwa jednołanowego - 20% produkcji, a półłaowego - 10%. Było to znacznie mniej, niż np. w Wielkim Księstwie Moskiewskim (40% z 16,5 hektara), w Anglii (25% z 6 hektarów), Francji (40% z 6 hektarów).  Gospodarka opierała się nie na dworach, ale na gospodarstwach kmieci i zagrodników, czyli dobrobyt Króla zależał od produktywności i operatywności chłopów.
Królowa Bona od 1533 roku przestawiała wszystkie swoje posiadłości na Litwie na system włóczny, wysyłając mierników w celu pomiaru gruntów i przeorganizowani wsi według polskich wzorów, na włóki wielkości 21,3 hektara (działki dzielono na trzy pola po 10 mórg - trójpolówka), usystematyzowana w w ustawie włócznej wydanej przez Królową Bonę w 1549 roku. W aspekcie politycznym, chodziło Bonie o rozbicie dominującej władzy oligarchów, w aspekcie gospoarczym i społecznym zyskali chłopi. Praktycznie zniosła tym posunięciem na Litwie niewolnictwo (z nich głównie wywodzili się chałupnicy). Najbogatsi kmiecie otrzymali 43 - 64 hektarów (musiał mieć zdolność produkcyjną tj. zasobność, inwentarz i siłę roboczą). Przeciętne gospodarstwa miały 0,75 włóki tj. 16 hektarów. Król Zygmunt August ( 
szkoda, że nie odziedziczył mądrości po matce - subiektywny pogląd an24) podobny proceder (dlaczego, bo ten powieżył komisji pod przewodnictwem Mikołaja Radziwiła "Czarnego", tutuł książęcy otrzymali nie z ręki Króla Polskiego Zygmunta Starego lecz w kontrze do Króla Polskiego z rąk Maksymiliana I) rozpoczął reformę włóczną na Litwie w 1547 roku. Ustawę włóczną król wydał dopiero w 1 kwietnia 1557 roku, określają powierzchnię włóki na 33 morgi (23,6 hektara), dzielone na trzy pola po 11 mórg (7,8 hektara), dopuszczając również większe włóki 36 morg.  Skutek dochody królewskie znacznie wzrosły, czterokrotnie. Chłopi mogli się od pańszczyzny wykupić, i czynili to często, dlatego podniesiono właśnie pańszczyznę, która była uzależniona od kategorii grunktów (jakość ziemi). Z ziemi słabej nie wymagano pańszczyzny. Powiększanie folwarków zarówno w Koronie, jak i na Litwie nie odbywało się przez przejęcie gospodarstw kmieci, lecz przez wchłanianie porzuconych łanów pustych lub lokowaniu nowych wsi. Przecętna wielkość folwarku w XVI wieku wynosiła w Małopolsce - 3,5 łana (58,8 hektara), Mazowszu 3,3 łana (55,5 hektara), zachodnia Wielkopolska 3,3 łana, wschodnia Wielkopolska 2,4 łana (40,3 hektara). Średnia wielkość folwarku 3,1 łana (52 hektary). Wielkości gospodarstw chłopskich i szlacheckich była zaniżana w związku z zeznaniami podatkowymi. W drugiej połowie XVI wieku przeciętny szlachecki właściciel miał 8,1 łana (136 hektarów) z czego łany kmieci stanowiły 4,5 łana (75,6 hektara), ziemie folwarczne zajmowały 3,6 łana (60,5 hektara). Faktyczna ilość ziemi znajdującej się w chlopskich rękach była większa, gdyż rejestry poborowe uwzględniały tylko ziemie zaliczaną do do łanów kmieckich, pomijając: wspólne grunty wiejskie, zagrodników i chałupników. Typowy szlachcic nie był oderwany od majątku i poddanych, mieszkał w pobliżu swoich kmieci, we wsi która była mniejsza od tych pracujących dla wielkich latyfundiów królewskich, kościelnych i magnackich.  Chłopi nie uciekali przed systemem, ale jedynie zmieniali nawet nie pana, ale opiekuna w ramach tego samego systemu. Porządni kmiecie byli wysoko cenieni. Ich prawo do przekazywania ziemi w spadku swoim dzieciom, sprzedaży było żadko podważane i mogli za zgodą pana dzielić gospodarstwa. Zwyczajowe prawo kmieci było z reguły przestrzegane. Chłopi byli trzeźwo myślącymi podmiotami gospodarczymi. Spośród 1940 królewszczyzn zlustrowanych w całym królestwie w latach 1563 - 1564 tylko 591 było zorganizowanych w folwarki. Powiększanie folwarków nastepowało nie poprzez rugowanie kmieci, ale poprzez wchłanianie porzuconych po eoku 1350 łanów pustych lub lokowanie nowych wsi. Nic nie wskazuje na to, żeby statuty piotrkowskie skutecznie przywiązywały chłopa do ziemi - co było ich nieskrywanym celem - a wiele dowodów sugeruje wręcz, że było odwrotnie. Wiele procesów sądowych w sprawie o zbiegostwo chłopów, któremi od końca XV wieku były zawalone sądy, miało charakter cywilny  a nie karny, gdyż jedni szlachcice pozywali drugich o zwrot zbiegłych kmieci lub odszkodowanie za ich utratę. Istny gąszcz aktów prawnych dotyczących zbiegostwa miał więc raczej na celu ustanowienie procedur i norm dla takich przypadków niż prywiązanie chłopa do ziemi. Chłopskie pola były lepiej nawożone i w efekcie żyźniejsze. Wskaźniki plonów z gospodarstw kmiecich na Mazowszu w połowie XVI wieku wynosiły: 8,75:1 dla żyta, 10,5:1 dla pszenicy, 12:1 dla jęczmienia, 8,1:1 dla owsa, ze średnią 9,1:1 dla czterech zbóż łącznie (powłując się Annę Warzyńczyk. Inne dane: Wielkopolska od 3,1 - 3,7 :1 dla żyta, Małopolska 4,9:1 dla żyta, Mazowsze 5,4 - 5,8 dla żyta  (dla owsa podobne we wszystkich). Dla pszenicy i jęczmienia: Małopolska 5,1:1; 6,1 - 7 Mazowsze, Prusy Królewskie - 6,1:1; Wielkopolska 5,9:1. Dla jęczmienia: Małopolska 6,4:1; Mazowsze 8:1. Chłopi niewątpliwie wkładali więcej wysiłku w upawę własnej ziemi niż w pracę na pańskim folwarku, poza tym lepiej nawozili swoje pola i generalnie uważano, że lepiej od swoich panów znali się na uprawie roli. "

  Andrzej Wyczański w książce "WIEŚ POLSKIEGO ODRODZENIA" tak  przedstawia polskich chłopów: " Przeciętny obszar gospodarstwa kmiecego wahał się pomiędzy rolą półłanową lub półwłókową a całą włóką czy łanem, z wyraźną przewagą pierwszego typu. Zdarzały się, choć jeszcze rzadko, gospodarstwa kmiece posiadające 1/4 łana roli, częstsze za to były od nich gospodarstwa liczące 1,5 łana, 2 łany, a nawet 3 czy 4 łany. Każdy z kmieci posiadał oprócz roli użytki dodatkowe, przede wszystkim łąkę, a nadto cała gromada mogła korzystać z pastwisk, nieużytków, lasów, no i wypasać bydło na rolach, będących ugorem w danym roku. znośne położenie materialne chłopów i ich zdolność do rozwijania własnej gospodarki złożyły się na praktyczne powiększanie areału uprawnego pól chłopskich.
Chodzi tu nam nie tyle o mniej lub bardziej legalne branie pod uprawę przez kmieci skrawków ziemi, nawet lasu, lecz o wydzierżawienie przez nich (tzw. najem) łanów pustych ( rezerwą ziemi, z której to rezerwy korzystał tak rozwijający się folwark, jak i chłopi, którzy pragnęli i mogli rozszerzyć swe gospodarstwa). przeciętnie szacuje się, że około 30% ról kmiecych stanowiły w XVI wieku pustki. Z pustek, które nie leżały odłogiem, korzystali w dużej mierze kmiecie i stąd nominalna wielkość gospodarstwa kmiecego nie zawsze odpowiada realnym rozmiarom jego aktywności gospodarczej. Kmieć siedzący na półłanku mógł w praktyce gospodarować na całym łanie (dzierżawiąc półłanek pusty), byli zaś czasem nawet tacy, którzy przy skromnym gospodarstwie nominalnym, znacznie więcej gruntów pustych brali pod uprawę. Ze zbóż uprawiano oczywiście 4 główne zboża, tj. żyto, pszenicę (nie wszędzie), jęczmień i owies. Wśród roślin uprawianych w mniejszych ilościach należy wymienić tatarkę, proso, groch, rzepę, wykę, len i konopie oraz zapewne rośliny warzywno-ogrodowe, jak szczególnie kapustę oraz owoce, choć na ten temat nie posiadamy wiadomości. 
Gospodarstwo łanowe przynosiłoby blisko 6600 kg ziarna rocznie (około 3300 kg ziarna na sprzedaż) - przeciętne zbiory kmiece z roli łanowej wynosiły 60 kop zboża. Z tego należałoby, w ramach potrzeb własnych gospodarstwa, odliczyć około 1200 kg na wysiew, około 1500 kg, głównie żyta, na wyżywienie rodziny kmiecej, blisko 900 kg, głównie owsa, na wykarmienie inwentarza oraz 660 kg na dziesięcinę. W rezultacie kmiece gospodarstwo łanowe mogło nieraz dysponować ilością około 3300 kg ziarna na sprzedaż, oczywiście przy stosunkowo dobrych zbiorach, a nie w latach nieurodzaju. Z półłanowego na  ilość zboża na sprzedaż nie przekraczała zapewne 800 kg. 
Przedmiotem hodowli było oczywiście bydło (krów, wołów roboczych i bydła młodego: wołków, byczków, jałówek, cieląt), konie i świnie, rzadziej owce, czasem i kozy, ponadto zaś drób kury, gęsi i kaczki. 

Na 1 łan roli kmiecej przypadały najczęściej 2-3 krowy. Woły robocze starano się posiadać parami, najczęściej 2 lub 4 sztuki. Łącznie ilość bydła na 1 łanie kmiecym można więc obliczać dość wysoko, na średnio 7 sztuk pogłowia. Zdarzały się zresztą wypadki hodowli koni w odpowiednich warunkach paszowych (łąki, pastwiska, siano). Wówczas oczywiście ilość koni mogła sięgać kilkunastu nawet. Konie - przeciętnie około 5 sztuk na łan gospodarstwa. We wszystkich niemal gospodarstwach kmiecych hodowano świnie - od kilku do kilkunastu, przy czym przeciętnie można obliczyć, że liczba ich wahała się około 6-8 sztuk w gospodarstwie kmiecym. Kozy. Owiec od kilku do kilkudziesięciu sztuk liczące, ale łącznie we wsiach owiec chłopskich bywało po parę setek. Hodowla kur była zjawiskiem częstym i należała do normalnej dziedziny produkcji każdego gospodarstwa kmiecego.  Sprzedawano różnorodne produky hodowlane, jak jajka, masło, sery, wełna, sztuki żywe, szczególnie młodszego bydła czy nierogacizny, obok drobniejszych produktów roślinnych, jak rzepa, groch, kapusta, włókno lniane i konopne itp.
O tym, że chłop miał z czym jeździć i rzeczywiście odwiedzał targi, świadczy dość powszechna zasada, że pańszczyzna nie była świadczona w dni targowe, aby każdy z chłopów mógł dojechać do najbliższego miasteczka na targ. Chłopi wywozili z lasu drzewo opałowe, by je sprzedawać w najbliższym miasteczku czy mieście, wnosząc nawet do dworu pewne opłaty.
Innym bardziej znanym sposobem dorabiania sobie przez chłopów było bicie zwierząt rzeźnych. Wiele miast znało postacie tzw. kijaków - chłopów, którzy uprawiali dodatkowo rzemiosło rzeźnicze, a uzyskane w ten sposób mięso, przynosili, ku oburzeniu rzeźników miejskich, i sprzedawali w określone dni w mieście.

Kmiecie, którzy posiadali więcej koni, mogli sobie również dorabiać pracą transportową. Wozili kupcom towary, przewozili materiały, ludzi.
Kmieć Stanisław Kurpiel w spółce z mieszczaninem z Chęcin Teofilem Dzieżą i mieszczaninem z Bochni Szymonem Wielogórskim wygnał w 1545 roku na Śląsk do Brzegu i sprzedał 172 woły. W handlu tym wyręczał bezpośrednio Kurpiela jego sługa, Jakub Starostka, a część
wpływów przypadająca na Kurpiela wyniosła niebłahą kwotę 300 florenów
.
Gospodarność, zapobiegliwość i pracowitość chłopska pozwalała nieraz na gromadzenie pokaźnych sumek pieniędzy.  Nie wiemy o nich bezpośrednio, ale z skarg sądowych na kradzież, rabunek wymieniają nieraz kwoty kilkudziesięciu złotych w gotówce, nie licząc ubrań, sprzętów i innych ruchomości.
Gospodarny chłop - kmieć, karczmarz czy młynarz stał też niekiedy lepiej finansowo od ubogiego szlachcica, udzielał mu nawet pożyczek, jak na przykład Wojciech Wojtyra z Sowin, który w 1558 roku pożyczył szlachcicowi Janowi Malichowskiemu 100 florenów, a ten uroczyście zobowiązał się przed sądem grodzkim kościańskim zwrócić mu dług na św. Bartłomieja (24. VIII) 1559 roku. Podobnych wypadków spotykamy więcej.
Od czasu rozprzestrzenienia się gospodarki towarowo-pieniężnej w XIII-XIV wieku istniały na wsi opłaty pieniężne na rzecz pana, tzw. czynsze. Czynsze obliczano w groszach z łanu czy włóki i płacono najczęściej raz do roku na św. Marcina (n. XI.), lub też rzadziej kwartalnie. Czynsze były różnej wielkości, najczęściej w XVI w. około 30-48-60 groszy z łana kmiecego, z tym że praktycznie wahania tej stawki były nieraz duże nawet w obrębie tych samych dóbr, np. od 12 do 108 gr z łana. Obok czynszu obowiązkiem kmiecia było składanie danin. Daniny obejmowały pewną ilość zboża, tzw. sep, który oddawano w formie 1-6 korcy owsa z łanu, ewentualnie rzadziej po 1-2 korce żyta lub pszenicy. Z produktów hodowlanych składano jajka w ilości 10, 15, 20, 30 sztuk, zależnie od zwyczajów istniejących w danej wsi, wreszcie po kurze, rzadziej kapłonie lub gęsi. Ponadto często dodawano do tego ser. Daniny były starą, wywodzącą się ze średniowiecza formą świadczeń i miały za zadanie wspomóc gospodarstwa pańskie w zakresie paszy. (owies) i żywności w pewnych porach roku, na przykład na Wielkanoc. Niekiedy dodatkowo niewielkie daniny wnoszono również z tytułu najmowanych ról czy łąk.  Od wielkiej reformy agrarnej przeprowadzonej w Polsce w XIII i XIV w wsie tak na prawie niemieckim, jak i polskim osadzone, chłop był obowiązany do danin (głównie w zbożu), do czynszu pieniężnego (w XIV w. najczęściej 12 gr z łanu) i niewielkich zapewne robocizn. 
W latach 1560-70 kmieć łanowy dysponować mógł około 3300 kg ziarna na sprzedaż, czyli około 49 hektolitrów (przy 0,5 łana około 800 kg, czyli około 12 hektolitrów). Ponieważ ceny poszczególnych zbóż były różne, można przyjąć średnio, że 1 hektolitr sprzedawano po około 20 gr, co dałoby blisko 32 zł (przy 1/2 łana 8 zł). Po potrąceniu czynszu oraz ewentualnych opłat wpływy pieniężne z gospodarstwa kmiecego łanowego wynosiły około 35 zł, a 15 zł przy gospodarstwie półłanowym.
Suma wpływu 35 zł jest kwotą znaczną. Zasadnicze potrzeby w zakresie wyżywienia były pokryte z własnego gospodarstwa, a wpływy pieniężne miały służyć do uzupełnienia stanu garderoby, obuwia, zakupu ewentualnych narzędzi czy czasem uzupełnienia inwentarza. W każdym razie dałoby się przyjąć, że ówczesne łanowe gospodarstwo kmiece w latach normalnego urodzaju mogło pokryć wszystkie potrzebne wydatki i obciążenia, zostawiając czasem pewną nadwyżkę na lata mniej pomyślne. Konie bowiem czy woły zdarzały się również w gospodarstwach zagrodniczych uposażonych w role. Natomiast zapewne regułą było posiadanie przez zagrodników bydła. Kwestia hodowli bydła była o tyle prosta, mimo nikłych rozmiarów gospodarstwa zagrodniczego, że mieli oni prawo korzystać ze wspólnych pastwisk wiejskich, zazwyczaj też obok kawałka roli przydzielano im również łąkę.  Często wśród zagrodników spotykamy ludzi wykonujących jakieś rzemiosło - duża część zagrodników na Mazowszu była jednocześnie karczmarzami i warzyła piwo.
Ludność wiejska mogła się też wyróżniać swym położeniem prawnym, np. stosunkiem do ziemi, posiadając ją na prawie zwykłego osadnika-chłopa, lub też na zasadzie prawa zwanego zakupnym. Jednakże każdy wieśniak, o ile nie był szlachcicem, lub nie posiadał specjalnych uprawnień (np. sołeckich), obejmując ziemię tzw. chłopską, stawał się czyimś poddanym: szlachcica, kościoła czy króla, w tym ostatnim wypadku jako właściciela ziemi. Poddaństwo polegało między innymi na ograniczeniu prawa chłopa do nieruchomości, szczególnie ziemi, którą użytkował, a która należała prawnie do jego pana, on zaś był jedynie (w myśl ówczesnych pojęć) jej użytkownikiem, usuwalnym i nie posiadającym prawa swobodnego nią dysponowania. Nie mógł swej ziemi dzielić, sprzedawać, zastawiać, czy nawet opuszczać bez zgody pana. Jednocześnie zaś był zobowiązany do ponoszenia określonych świadczeń z tytułu użytkowania ziemi. Różnica przy posiadaniu ziemi na prawie zakupnym nie była wielka i właściwie polegała jedynie na tym, iż wpłacona przez chłopa kwota stanowiła rodzaj zabezpieczenia przed przeniesieniem go na inne grunty lub usunięciem z ziemi do momentu zwrócenia mu tej sumy. Z chwilą zwrócenia mu tej kwoty warunki jego upodabniały się całkowicie do sytuacji pozostałych chłopów. Chłop bez zgody pana nie mógł opuścić wsi, a nawet syna do miasta wysłać na naukę,' gdyż według ustaw tylko i syn chłopski rocznie, mógł być wysłany ze wsi na naukę. Jeszcze w wiele lat później (po XVI wieku) sądy grodzkie czy ziemskie rozpatrują sprawy chłopów bez asystencji ich pana. Co więcej, zdarzają się w tych sądach procesy pomiędzy chłopami a ich własnymi panami. Niemniej chłop polski w XVI wieku nie utracił jeszcze swej osobowości prawnej, choć została ona znacznie ograniczona. Warto tu zresztą dodać, że w wielu rodzajach spraw skarbowych czy sądowych -właśnie chłopi byli głównymi świadkami, na których zdaniu opierano decyzje i wyroki. Tak na przykład zeznania o ilości łanów i innych elementów opodatkowania składali pod przysięgą właśnie chłopi, a nie ich panowie. Podobnie w wielu sprawach granicznych rozstrzygającym dowodem było zeznanie chłopów miejscowych, szczególnie starców, i nikt wartości prawnej ich stwierdzeń nie kwestionował. Niekiedy w źródłach sądowych znajdujemy bowiem wzmianki o sądach wiejskich, tzw. lokowanych. Sądy te, o ile można było się zorientować, odbywały się doraźnie, tj. w miarę potrzeby, dla rozpatrywania spraw chłopskich. Sąd lokował pan wsi, to znaczy, że nie pan sądził sam, lecz sprowadzał czy wyznaczał, czyli lokował sąd paroosobowy - zapewne składający się z sędziego, podsędka i pisarza - i sąd ten rozpatrywał sprawy i wydawał wyroki. Sprawy sądzono zapewne według prawa polskiego, sąd zaś lokowany miał w jakimś stopniu charakter publiczny, a nie dworski. Świadczą o tym fakty, że wyroki sądów lokowanych były rozpatrywane niekiedy później w sądach grodzkich, jako wyższej instancji, i tam ewentualnie zatwierdzane. 
"

  Agnieszka Galczak-Froch w "Problemy z usytuowaniem wewnętrznego rozwarstwienia chłopsta"" pisze: " Najwięcej problemów sprawia badaczom podział chłopów pod względem  posiadanego przez nich majątku. Nie chodzi tu jednak tylko o ilość ziemi  i obowiązki odrabiania pańszczyzny, ale przede wszystkim w literaturze przedmiotu nie ma zgodności co do nazewnictwa poszczególnych warstw włościańskich, różniących się majątkiem. Najczęściej spotykane określenia chłopów  w tym zakresie to: kmieć, rolnik, gospodarz, półrolnik, zagrodnik, chałupnik, komornik. W dobrach Osiecz Wielki jeden z gospodarzy miał 2 morgi ziemi „w siedlisku i ogrodzie warzywnym”, 43 morgi pola ornego i 5 mórg łąk. Oprócz tego posiadał bogaty inwentarz żywy, czego przykładem może być w 1573 roku w powiecie kaliskim kmieć Błażek, mający 16 koni, 8 krów, 3 jałówki, 3 woły, 19 świń, 37 gęsi, 30 kur. Badania L. Żytkowicza, dotyczące początków XVII wieku, wskazują iż przeciętne gospodarstwo  w kluczu włocławskim miało 1,5 łana powierzchni. Najwięcej gospodarstw posiadało 2–4 sztuki inwentarza roboczego (1 koń=2 woły), o połowę mniej  gospodarstw miało 4,5–10 sztuk tegoż inwentarza. Dla porównania – w kluczy wolborskim powierzchnia przeciętnego gospodarstwa wynosiła 0,5 łana,  ilość sztuk inwentarza roboczego natomiast wahała się od 2–4 sztuk do 0,5–1,5 sztuki (o 2/3 mniej gospodarstw). Pismo rolniczo-przemysłowe "Piast”  stwierdza, iż już „za Kazimierza Jagiellończyka znajdujemy wykład różnicy  zagrodnika od kmiecia w tem objaśnieniu, że zagrodnik jest rolnik, który ma posiadłość nie w trzy pola [trójpolówka – jare, ozime, ugór], lecz tylko w jedno”. Jest to rzadko spotykany w literaturze sposób rozróżniania chłopów na podstawie kultury uprawiania ziemi. Najczęściej badacze tego zagadnienia  podają powierzchnię posiadanego gruntu. W przypadku zagrodników wielkość gospodarstwa określa się na mniej niż 10 morgów (tj. około 5–6 ha), pół roli (co odpowiada około 8–9 ha), niewielką połać liczącą około 2 ha, a na Żmudzi Ustawa Włóczna z 1557 roku określała, iż zagrodnik (pół rolnik) powinien mieć 3 morgi ziemi. K. Groniowski podaje, iż na wsi rzeszowskiej już w XVIII wieku dominował 10-morgowy zagrodnik. Można więc założyć, że zagrodnik posiadał gospodarstwo o powierzchni od 2 do 10 ha, przy czym różnice mogły wynikać z ustaleń terytorialnych i/lub zależeć od właściciela majątku, na terenie którego było dane gospodarstwo. Nie do końca jednak można się zgodzić z faktem, iż określenia zagrodnik i półrolnik są tożsame. Spotykamy bowiem w literaturze przedmiotu sformułowania, iż w jednej chałupie mieszkało trzech półrolników i zagrodnik. Półrolnik każdy robił w tydzień wołami dzień i dzień pieszo, zagrodnik zaś tylko dzień pieszo. Podział natomiast wieśniaków w okolicy nadrabskiej pod względem hierarchii miejscowej obejmował: kmieci, półrolników (pół kmieci), którzy posiadali 10 do 15 morgów gruntu oraz zagrodników, będących właścicielami gruntu wynoszącego mniej niż 10 morgów. W kwestii odrobku na pańskim polu zagrodników można powiedzieć tylko to, iż odrabiali oni pańszczyznę  pieszą w wymiarze od 1 do 3 dni w tygodniu. Rodzaj prac mógłby świadczyć o tym, że wśród inwentarza żywego zagrodników nie było bydła pociągowego, jednak w tym zakresie również nie ma zgodności w opracowaniach. Znajdujemy bowiem w literaturze przedmiotu zarówno wyszczególnienie, iż zagrodnik Adam Gabara miał wołów swoich 3, jak i wyjaśnienie, że ohorodnik jest to zagrodnik, czyli „chłop bez bydła roboczego”. Na Kujawach określenie zagrodnik  występuje równolegle z określeniem ogrodnik, jednak określenie ogrodziarz,  według M. Boruckiego, było synonimem komornika, posiadającego morgę ziemi pod ogród.
Z Inwentarzy dóbr szlacheckich powiatu kaliskiego dowiadujemy się, że zagrodnicy tamtejsi mieszkali w swojej chałupie, na którą składała się izba, sień i komora. Mieli też inne budynki, a w nich krowę, świnię i drobne narzędzia (siekiera, kosa). „Sam jest on sobie parobkiem, – czytamy w publikacji z 1828 roku o zagrodniku – a żona zastępuje dziewkę; do tego jeden chłopiec do koni i owiec, tudzież dziewczyna jaka. Dla tych wszystkich nie potrzeba więcej niż jedna izbę, jedną komorę i kuchnię”. Autor przytacza opis domu zagrodnika, na który składały się: sień 5 łokci szeroka i 6 łokci długa, kuchnia 5 łokci szeroka i 10 łokci długa, izba 6 - 7 łokci szeroka i 9 łokci długa, komora czyli spiżarnia na 4 łokcie szeroka i 7 łokci długa oraz komórka na 3 łokcie szeroka i 7 długa. Do tego budynki gospodarcze: stajnia na 4 konie i owczarnia na 40 sztuk, chlewy, obora na 3 krowy, niewielkie stodoła i wozownia. J. Mońko-Chotkowska zauważa, że zagrodnicy i chałupnicy byli ludźmi niższego stanu, posiadającymi zagrody i chałupy, ale różniącymi się pod względem posiadanego majątku. Jednak O. W kwestii odrobku na pańskim polu zagrodników można powiedzieć tylko to, iż odrabiali oni pańszczyznę  pieszą w wymiarze od 1 do 3 dni w tygodniu. Większość opracowań podaje, że zagrodnicy stali pod względem majątkowym tylko o stopień lub dwa niżej od kmieci. O. Kolberg wyższą kategorię statusu majątkowego przypisuje nie zagrodnikom, lecz chałupnikom, określając wielkość ich gospodarstwa następująco: "chałupnik miał gospodarstwo 25–30 morgów, zagrodnik – od 10 do 12 morgów”. W podobną stronę idą rozważania M. Jagielskiego, który półrolnika, zwanego również przez niego zagrodnikiem, w następujący sposób rozróżnia od chałupnika: „za rolę, którą można było obrobić dwoma wołami, musiał chłop pracować dworowi najmniej 3 dni w tydzień ręcznie i dzień sprzężajnie. Taki chłop zwał się poślednik, to jest, że miał połowę roli czyli półśladu. Posiadający cały ślad zwał się zwyczajnie chałupnik i odrabiał jeszcze większy zaciąg”. R. Sękowski zagrodnika i chałupnika traktuje odwrotnie, przyznając pierwszemu prawo do około dwuhektarowego gospodarstwa, natomiast drugiemu – do działki pod uprawę warzyw o powierzchni około 1 ha. W. Rusiński twierdzi, że na skutek wojen i ubożenia wsi pod koniec XVIII wieku w Wielkopolsce miejsce gospodarstw zagrodniczych zaczęły zajmować gospodarstwa chałupnicze, których obszar uległ w tym okresie zwiększeniu. Chałupnicy wielkopolscy utrzymywali z reguły własne zwierzęta pociągowe, co wcześniej należało do rzadkości. Biorąc pod uwagę etymologię słowa chałupnik, który bez wątpienia pochodził od słowa chałupa oraz komornik – od słowa komora można przyjąć (nie popełniając z pewnością wielkiego błędu), iż te dwie kategorie różniły się pod względem  mieszkania w swojej chałupie (chałupnicy) lub kątem lub obcych (komornicy). W publikacji z 1828 roku przeczytać można dokładny opis mieszkania, w którym żył chałupnik. Chałupa dla 2 chałupników posiadała sień i kuchnię 5 łokci szeroką i 6 w poprzek domu długą, izbę 6 łokci długą i szeroką, komorę 6 łokci szeroką i 5 długą, chlewik na 1 krowę i parę świń 5 łokci szeroki i długi. Izba była nieco szczupła, żeby łatwiej mogła być ogrzana. Budynek taki przedzielony był w samym środku ścianą, żeby się sąsiedzi nie kłócili. Budynek dla 1 chałupnika składał się z sieni, kuchenki, izby mieszkalnej z komorą sypialną i komory z chlewikiem na 1 krowę. Zarówno chałupnicy, jak i komornicy wynajmowali się też do pracy u gospodarzy i we dworach za pieniądze i posiłek lub za zapłatę w naturze (zapasy na zimę np. ziemniaki przy wykopkach). Komornik zwykle robi na tydzień pańszczyzny dni 4 (miejscami 5 w lecie), co czyni 208 dni rocznie. Do tego darmochy czyli tłoki, które nie są wszędzie jednakowe, lecz rozmaite podług umowy (np. obrobienie lnu, kapusty i innych warzyw, strzyżenie owiec, grabienie siana itp.), najmniej 6 tygodni czyli 42 dni w roku. Wszystko powyższe daje 250 dni. Od tego odliczyć 65 dni świątecznych. Reszta zostaje na wszelkie służby publiczne, jak stójki, posyłki, warty czyli stróżowanie kilka razy do roku przez policję nakazane, naprawianie i budowanie budynków kościelnych, musztry i rewie landwerowe. Przez resztę może zarabiać. Jego zapłata roczna wynosi: pomieszkanie, ogród, pastwisko dla krowy, świń i gęsi, zboże w snopie z pola stosownie do umowy. Podług ogólnego zwyczaju bierze on: 2 kopy żyta, kopę jęczmienia; gołego ziarna pod nazwiskiem rydlowe lub sierpowa: korzec warszawski żyta i półkorca grochu. Przysiewa oprócz tego 3 pręty wielkie owsa, 4 pręty jęczmienia, 3 zagony lnu, na pańskim gruncie obrobionym. Jest to zapłata za te 250 dni roboczych w roku. Do tego płaci podatki: pogłównego 6 zł rocznie, kominowego 5 zł 8 gr, komunalne, landwerowe, na komisarza obwodowego i inne składki. W. Rusiński zwraca uwagę, że w XVIII wieku w północno-zachodniej Wielkopolsce pojawiają się komornicy posiadający osobny kawałek gruntu oraz konia lub wołu, których nazywano komornikami bydelnymi.
"

  W książce pod redakcją Mariana Małowista pod tytułem "Badania z dziejów rzemiosła i handlu w epoce feudalizmu" czytamy: "Każdy chłop czy zagrodnik był po części rzemieślnikiem produkującym przede wszystkim na potrzeby swoje, czasem sąsiadów, z rzadka na targi, jarm arki itp. Do takich rzemiosł domowych należałoj płóciennictwo, sukiennictwo czy garncarstwo. Bardziej wyodrębnione zawody, jak kowalstwo i szewstwo, zwykle połączone były na wsi  z rolnictwem, mimo że stosunek zawodu zasadniczego do pobocznego w tym przypadku odwracał się: głównym zajęciem było rzemiosło, pobocznym - uprawa gruntu i to przeważnie niewielkich rozmiarów. Wielu rzemieślników (w okresie czynszowym nieomal wszyscy) było zagrodnikami czy  nawet chałupnikami, w wieku XVI natomiast pewna ich część wybijała się dzięki uprawianiu dodatkowego zajęcia i wyrastała na sui generis arystokrację gospodarczą i społeczną wsi. Do historii techniki produkcji zachowało się jeszcze sporo materiału, szczególnie w dokładnych lustracjach uprzemysłowionych folwarków. Rutkowski przyjmuje przeciętne uposażenie kmiecia, zarówno dla wieku XV jak i XVI, na 1/2 łana (przeważnie frankońskiego). Ponieważ łan frankoński miał około 25 ha, więc 1/4 połowy łanu - zagroda - wynosić będzie do 3 ha. Zagroda stanowiła dla rzemieślnika pewne stałe zabezpieczenie na wypadek niepowodzeń w produkcji czy w zbycie towarów, pewną bazę materialną, na której się wielekroć opierał i która stanowiła o jego pozycji społecznej. Piekosiński pisze, że zagroda liczy około 2 morgów, Sochaniewicz zaś przypuszcza, że wynosi 48 zagonów.Zagrodnicy uprawiający za darmo rolę sołtysią i rzemieślnicy pracujący dla sołtysa czy zobowiązani do świadczeń w produktach przez siebie wykonanych. Ginące folwarczki sołtysie w wieku XVI - XVII przestawiają się coraz bardziej na pańszczyznę. Zbadanie, jak wyglądało rzemiosło sołtysie w okresie panującej (już renty odrobkowej, potwierdza i wyjaśnia wiele zjawisk zaobserwowanych powyżej.We wsi Wola Kalborńska w r. 1467 niejaki Hannus Pelch sprzedaje swoje pole Michałowi tokarzowi, kltóry w 2 lata później kupuje drugą zagrodę. W r. 1476 tenże tokarz udziela pożyczki pod zastaw pola Maciejowi Gorciczka. W 1481 sprzedaje wszystkie swoje dobra provido Johanni i wkupuje) się do miasta. W ciągu XV wieku do Lwowa przybywa ze wsi 10 rzeźników, 5 młynarzy, 16 krawców, 4 stelmachów, 13 kołodziejów 7, co stanowi około 10% ogólnego stanu tych rzemiosł. Podobna sytuacja istniała w Krakowie, Poznaniu itp. W XV i XVI wieku w włościach łowickich na 120 majstrów (mistrzów bez czeladników, uczniów itp.) miejskich przypadało w przybliżeniu do 30 rzemieślników wiejskich. Rzemieślnicy wiejscy pracowali samodzielnie, a w warsztacie mistrza pracowało czasem po kilku wysoko wykwalifikowanych czeladników. W XV zaś wieku na terenie całej środkowej Polski proporcje są niemal indentyczne, jak na przykładzie włości łowickiej. Kowale, mimo że na wsi rzadziej wówczas spotykani, byli tam jednak i, co ważniejsza, potrafili nawet zmusić miasto do ustępstw, do uznania pewnej formy podziału pracy. Dla miasta zastrzeżony był monopol wyrobu nowych przedmiotów z żelaza i ze skóry; kowalom wiejskim wolno tylko było wyrabiać siekiery, topory, lemiesze i reperować „żeliwo pługów", a szewcom czy też w ogóle skórnikom naprawiać stare wyroby. Rzemieślnicy wiejscy pracowali nie tylko na zbyt miejscowy, nie tylko na zamówienie, ale i na potrzeby szerszych kół odbiorców, handlując swymi produktami właśnie na jarmarkach. W ziemi halickiej na jarmark przybywali głównie właśnie rzemieślnicy ze wsi. Kuźnia: W niej sień i izdebka, w niej piec prosty, okno szklane, drzwi 2 na zawiasach. Statki kowalskie, kamień do toczenia 1, Miech 1, Kowadło 1, Pasiękiel 1 - gruby, ciężki, z obu stron tępy młot, Slachhamer 1 - ciężki młot dwuręczny , Klochhamer - rozdzaj spłaszczonego na jednym końcu młotka , Helmeizen 1 - rodzaj dłuta do wyrabiania rynien kowatych zagłębień, Nagieleizen wielki 1 - kowadło gwoździarskie, Stroteizen w klocu 1 - dłubacz, Cąg wielkich i małych 5 - do chwytaia i utrzymywa nia rozpalonego żelaza, Seteeizen 1 - dłuto, Warchakhamer 1 - duży młot, Sroteizen 1 - przebijak, Dorszlaków 2 - przebijak, narzędzie do wyrobu gwoździ, w który wsadzało się rozpalony drut, odcinało odpowiedni kawałeki przyklepywało z góry, tworząc główkę gwoździa, Nagieleizen małe 1, Herspis 1 - rodzaj rożna, Szparynk 4 - narzędzie kowalski podobne do kowadła, lecz znacznie węższe, Sztempel 1- pręt drew niany lub żelazn y, z grajcarkiem do przebijania lub wkręcania nabojów. Kuźnia bardzo rozbudowana, przystosowana do skomplikowanych nawet robót. Sądząc ze znajdujących się w niej narzędzi poziom techniki pracy był tu dość wysoki. Bardzo ważnym narzędziem w gospodarce w iejskiej było koło do toczenia ostrzy i „durszlaki" do wyrobu gwoździ. Lustracje z roku 1564: liczbę podanych tam młynów dochodzi na wsi do 5 tys. w Prusach Królewskich, około 1,7 tys. w Wielkopolsce, około 3,5 tys. na Mazowszu i 2,5 tys. w Małopolsce. 
Opisy tartaków z XVI wieku w Kobiernikach: piła nowa dobra, piła stara złamana, na drewnianych klamrach osadzona, wozy i powrozy co tramy ciągną 2, kół rozmaitych 3, z tego jedno główne. Druga piła w tych tucholskich borach stoi osobno w puszczy, obraca się na młynie wodnym, do którego przekop jest... koło jest do woza cofania. Tartak witowski należał i należy do bogatego, jak na stosunki nowotarskie, gazdy. Urządzenie jego jest następujące: zbudowany jest prawie całkowicie z drzewa świerkowego, z wyjątkiem ramy jesionowej przytrzymującej piłę i takichże zębów jednego z kół zębatych. Ze stali są tylko brzeszczoty pił oraz graca zakańczająca pręt, który porusza łożysko z drzewem. Cały budynek liczy około 15 m długości, 4 m szerokości i tyleż wysokości. Mieści się nad korytem przekopanym z Czarnego Dunajca. Ma 3 koła wodne: pierwsze koło za pomocą szeregu przekładni wprawia w ruch kółko zębate służące do kantowania gotowych desek (tarczówka). Jednocześnie na jednej z osi przekładni umieszczony jest kamień do ostrzenia pił; drugie po przetarciu całego pnia cofa łożysko (tzw. wóz) do punktu wyjścia. Z chwilą puszczenia na nie wody mechanicznie zatrzymuje się bieg wody na pozostałe koła,· trzecie koło wprowadza w ruch za pomocą „klucza" ramę, w której są osadzone brzeszczoty. Jednocześnie drgania ramy udzielają się dodatkowej belce, która z kolei przekazuje je gracy o stalowym ostrzu zaskakując o zęby koła, na którego osi umieszczone jest łożysko - „wóz", i wprawia je w ruch. Pień drzewa położony na łożysko stopniowo podchodzi pod piłę. O dużych możliwościach technicznych tartaku świadczyć może to, że jednorazowo na przykład przywożono do niego 240 pni sosny, 36 grabu, 10 dębu. 

  Monika Kozłowska-Szyc w artykule "Wysokość plonów rolnych w dobrach królewskich dawnej Polski w latach 1564–1665" podaje wysokość plonów rolnych: "Wysokość plonów czterech zbóż na Mazowszu i Podlasiu w latach 1564–1666: mediana żyta kształtuje się na poziomie powyżej 6 ziaren, pszenicy – od 6 do 7,5, jęczmienia – ok. 7,5, a owsa – od 5 do 6,5 ziarna. W latach 1616–1620 oraz 1628–1632, wysokość plonu wzrosła, a wyższe wartości osiągały jęczmień (mediana nawet do 7 ziaren) i pszenica (mediana: 8 ziaren). W drugiej połowie XVII w. notujemy znaczny spadek plonu wszystkich zbóż (do ok. 3–3,5 ziarna). Należy także zaznaczyć, że na tle pozostałych regionów Mazowsze i Podlasie cechowała najwyższa wydajność zbiorów, w szczególności jęczmienia, którego plon maksymalny w XVI w. osiągał wartość przekraczającą 13 ziaren. Wielkopolska lustracja z lat 1616–1620 charakteryzowała się pewnym schematyzmem – komisja lustratorska przyjęła tu zapewne jakiś wzorzec w podawaniu stosunku omłotu do wysiewu, ponieważ w większości folwarków plon obliczony na podstawie tych danych wynosi 5 ziaren"

  Anna Izydorczyk-Kamler  w artykule "Praca najemna na wsi Małopolskiej w XVI i pierwszej połowie XVII wieku" podaje takie informacje: "Z zachowanych fragmentów rejestru pogłównego 1590 r. - zachowane fragmenty rejestru dostarczają informacji o 227 domach chłopskich, z których 117 zatrudniało służbę (52%). Połowa odnotowanych przez źródło rodzin to kmiecie, spośród których 56% korzystało z pomocy parobków i dziewczyn służących. Drugą po kmieciach grupę wiejskich pracodawców stanowili zagrodnicy: wśród 13 rodzin 6 utrzymywało służbę. Z danych rejestru wynika, że we wsi Łęki jedna rodzina komornicza zatrudniała służbę. O tym, że nie była to sytuacja jednostkowa przekonują księgi sądowe wiejskie, odnotowujące więcej takich przypadków. Obecność komorników wśród pracodawców dowodzi ich operatywności gospodarczej oraz angażowania się do działań, o których na razie niewiele wiemy. Faktem jest, że znaczna ich część osiągała nieraz wysokie dochody, m.in. z dzierżaw, a także z pracy u sąsiadów-chłopów i na folwarku. Na przykład we wsiach starostwa korczyńskiego komornicy zajmowali po kmieciach i zagrodnikach kolejne miejsce w grupie dzierżawców dworskich pól, łąk i stawów. Synom komorniczym przynosiła dochody również służba. Postawiony przed sądem parobek zeznawał: W młodości lat moich pasałem bydło u ojca mego, potem u stryka w państwie siemieńskim, u Walaszka takżem służył za pasterza od krowy i owiec lat 2, u Pepka także lat 2, u komornika na Międzybrodziu rok, u Kusia rok, u Basiury rok. To wszystko za parobka”. Pracownicy najemni występowali we wszystkich typach dóbr ziemskich na obszarze całej Małopolski. Spośród 415 folwarków aż 89% zatrudniało dodatkową siłę roboczą, a około 50% rodzin chłopskich korzystało w gospodarstwie z pracy parobków i dziewczyn służących. Zapewnienie rąk do pracy stało się więc problemem dla szlachty całej Rzeczypospolitej. Pierwszym tego dowodem był zakaz z 1496 r. zabraniający opuszczania wsi przez synów chłopskich. Podobną funkcję spełniały szesnastowieczne przepisy o ludziach luźnych. Akty prawne skierowane przeciw włóczęgom obejmowały zakazy przebywania w miastach, zabraniały opuszczania granic Rzeczypospolitej w okresie żniw, zezwalały starostom i dzierżawcom dóbr na przymusowe zatrudnianie zbiegów. Wysokie podatki nakładane na luźnych mogły świadczyć o wysokich dochodach osiąganych niekiedy przez tych ludzi, ale poprzez zmuszanie ich do osiadłego trybu życia szlacheccy pracodawcy uzyskiwali dodatkowe ręce do pracy. Zastawy czy sprzedaże gospodarstw chłopów służyły także zabezpieczeniu siły roboczej, zwłaszcza że przedmiotem owych transakcji byli przeważnie kmiecie, a więc te grupy ludności wiejskiej, które dostarczały najkorzystniejszej, z dworskiego punktu widzenia, rodzaju pańszczyzny. Rezerwa siły roboczej tkwiła w ówczesnej strukturze ludności wiejskiej. Kmiecie i zagrodnicy potrzebowali rąk do pracy, ale często ich własne dzieci udawały się na służbę, ponieważ pracując u obcych otrzymywały wynagrodzenie. Natomiast na ojcowiźnie pracowały za darmo, przeważnie do momentu przejęcia schedy lub do chwili ożenku czy zamążpójścia. Dlatego też syn Matyjasza Szotowicza z Iwkowej odmawiał pozostania w domu, mówiąc:
„[...] ja wolę iść służyć, niźli być gospodarzem, bo długi wielkie”. A na służbie można było zarobić. Nie tylko dzieci czy młodzież wiejska najmowała się do pracy. Robiły to także głowy rodzin, zwłaszcza uboższych, angażując się często do prac pozarolniczych (np. transportowych) i polowych zarówno na folwarku, jak też u sąsiadów chłopów. Jako najemna siła robocza służyli chałupnicy.
W inwentarzu wsi Imielno czytamy: „[...] chałupnik za grosz służy”, w Sobkowicach: „[...] we żniwa pomagają [chałupnicy] za pieniądze”. W kluczu ciskowskim zaś pisarz odnotowab [...] chałupnicy: Wawrzyniec Żmuda, Jan Małej, Adam Jaroniec u sąsiadów pracują”.
Potencjalną rezerwę siły roboczej na wsi stanowiła przeważnie biedniejsza ludność wiejska. Bezrolni byli grupą niejednolitą majątkowo, o czym świadczą zróżnicowane taryfy pogłównego, różną pod względem ruchliwości geograficznej i pochodzenia społecznego. Ludzie luźni stanowili jedną z części składowych uboższej ludności wiejskiej. Należy też dodać, że nie wszyscy luźni przebywający na wsi należeli do marginesu społecznego. Źródła wykazują, że wśród populacji biedoty czeladź chłopska i folwarczna stanowiła najliczniejszą kategorię zawodową. Na podstawie zachowanych fragmentów rejestru pogłównego z 1590 r. ustalono, że czeladź wiejska stanowiła około 20% ogółu mieszkańców wsi małopolskich wymienionych w źródle. W Przyboro wicach i Łękach 18% ludności żyło ze służby, w Nowej Wsi - 26%, w Stodolinie -13%, a we wsi Wysokiej - 27%. Z badań Franciszka Bujaka nad strukturą ludności wsi Żmiąca w XVI i XVII w. wynika, że 20% chłopów zamieszkujących wieś najmowało się do pracy w charakterze służby, w XVIII w. zaś w królewszczyznach pow. krakowskiego 12,3% ludności pracowało jako służba. Posady dworskie były tak atrakcyjne dla miejscowej ludności, że przeważnie znajdowano na nie chętnych, albowiem przynosiły one dochód oraz zapewniały prestiż w społeczności wiejskiej. Umowy o pracę zawierano ze wszystkimi pracownikami bez względu na wiek, płeć czy charakter wykonywanego w przeszłości zajęcia. W przypadku zatrudniania małżeństwa (dwornika z żoną, urządnika z żoną) obowiązywał kontrakt wspólny. Najem przymusowy, jako jedna z metod angażowania personelu, stosowały władze feudalne na Śląsku, w Czechach, Łużycach i Brandenburgii, zwłaszcza wobec nieletnich. Na Śląsku wprowadzono w 1558 r. roczny obowiązek pracy.  W Małopolsce urzędy gromadzkie powierzały opiekę nad sierotami gospodarzom cieszącym się we wsi dużym autorytetem. Taka opieka oznaczała, że opiekun miał prawo korzystać z pracy dziecka oraz jego majątku do chwili uzyskania przezeń pełnoletnoścl. Dzieci osieroconych, utrzymujących się ze służby, było sporo. Niestety stan źródeł nie pozwala dokładnie ustalić rozmiarów tego zjawiska. Do dyspozycji chłopów pozostawało też nieślubne potomstwo gospodarza i służby aktualnie u niego zatrudnionej. W rejestrze z 1590 r. czytamy, iż w domu Jana Kopy oprócz jego własnej rodziny znajdowała się „czeladź Anna z dzieckiem na imię Urban”. Ponieważ służące były raczej niezamężne, dlatego większość nieślubnych dzieci rodziła się właśnie wśród nich. W 1595 r. Zygmunt III w odpowiedzi na skargę poddanych wsi Jodłówka zabronił tamtejszemu dzierżawcy zabierania dzieci na służbę dworską. 

  Anna Izydorczyk - Kamler w artykule "Wynagrodzenie pracowników najemnych w folwarkach małopolskich w XVI i pierwszej połowie XVII w", podaje takie informacje: "W XVI i pierwszej połowie XVII wieku około 89% gospodarstw folwarcznych funkcjonujących na terenie Małopolski zatrudniało pracowników najemnych - sezonowych i stałych. W tym samym czasie około 50% gospodarstw chłopskich najmowało parobków i służące*. Z każdym przyjmowanym do pracy zawierano ustną umowę, której najważniejszą częścią była określona z góry wysokość płacy oraz innych form wynagrodzenia. Warunki najmu ustalał w dobrach szlacheckich właściciel lub osoba go zastępująca, w królewszczyznach czynił to starosta, dzierżawca lub występujący w ich imieniu urzędnik. Podobnie było w majątkach znajdujących się w rękach Kościoła. U chłopów robił to sam gospodarz. Obie strony posługiwały się własnym rachunkiem ekonomicznym. Gotówka, którą otrzymywał pracownik była najważniejszym bodźcem skłaniającym do podejmowania pracy. Z tego głównie powodu udawała się na służbę znaczna część dzieci chłopskich, a zgromadzony podczas niej kapitał ułatwiał wielu synom i córkom kmiecym czy zagrodniczym start życiowy. Ustalonej w umowie sumy pieniędzy nie wypłacano czeladzi jednorazowo i nie na początku służby. Kierownictwu, a więc urzędnikom, dwornikom czy dworniczkom płacono kwartalnie. Niektórym pracownikom, głównie parobkom, potrącano z myta za wyrządzone szkody materialne. Innym dorzucano parę groszy za wykonanie dodatkowych prac. Czasami dwornikom doliczano do pensji tzw. świętojańskie lub płacono za doglądanie lasów, parobkom zaś za transportowanie zboża. Jednak były to kwoty niewielkie, dostawali je zresztą nieliczni, a kobiety sporadycznie. Personel żeński wynagradzano czasami ekstra, dorzucając do gotówki coś z odzieży. Najwyższe pensje otrzymywali więc kierownicy folwarków - urzędnicy i dwornicy. Urzędnik oprócz wynagrodzenia otrzymywał do dyspozycji konia oraz chłopca do posług. W dobrach zarządzanych przez dworników, bez pomocy urzędnika, dwornicy byli osobami najlepiej zarabiającymi. Następne w kolejności płac wśród personelu folwarcznego znajdowały się dworniczki, dalej parobcy, służące i pasterki. Pracodawcy małopolscy nie ustalali maksymalnej wielkości wynagrodzenia służby, jak to miało miejsce w innych częściach Korony. Zauważyć wzrost płac personelu folwarcznego w ciągu całego badanego okresu. Widać to zarówno w średnich płacach dla każdego podokresu, jak i w bardziej szczegółowych ustaleniach rocznych. Zauważyć wzrost płac personelu folwarcznego w ciągu całego badanego okresu. Widać to zarówno w średnich płacach dla każdego podokresu, jak i w bardziej szczegółowych ustaleniach rocznych. Wzrastały płace wszystkich kategorii zawodowych służby Autorka podaje dane z których wynika, że Dwornik na przestrzeni XVI i pierwszej połowy XVII wieku otrzymywał od 120 groszy do 392 groszy - jak łączna suma zarobków wspólnie z dworniczką. Dworniczka od 48 do 140 groszy, służąca od 30 do 84 groszy, kucharka od 30 do 51 groszy, parobek od 33 do 96 groszy. Średnie roczne zarobki dworników w województwie krakowskim w pierwszej połowie XVII wieku można szacować na 168 - 220 groszy, w województwie sandomierskim na 178 - 290 groszy; jego wysokość zależała od ogólnego dochodu z dóbr, którymi zarządzał, i sięgała około 10 - 20% tych dochodów. Średnia pensja służącej w województwie krakowskim wzrosła w drugiej połowie XVI wieku o 114% w stosunku do pierwszych lat tego stulecia, w latach zaś 1611 - 1636 o 183°/o w porównaniu z pierwszą połową XVI wieku. W województwie sandomierskim średnie zarobki dziewczyn służących, w porównaniu do lat 1529 - 1546, zwiększyły się o 135% w drugiej połowie XVI wieku, a w pierwszej połowie XVII wieku były wyższe o 168%. Podobnie kształtowało się pieniężne uposażenie kucharek i parobków. Wydaje się, że służbę chłopską i folwarczną karmiono podobnie, ponieważ gorsze wyżywienie mogło powodować jej odpływ do innego pracodawcy. Niestety nie ma źródeł, które pozwoliłyby ustalić jakość pożywienia parobków chłopskich.
Zakłada się zatem, że nie różniło się ono od dworskiego, a może nawet je przewyższało biorąc pod uwagę fakt, że parobcy chłopscy jadali przy jednym stole ze swym pracodawcą. Pieniężne wynagrodzenie służby stanowiło 10 - 26% ogólnych kosztów utrzymania służącej i 20 - 35% parobka według cen ze starostwa korczyńskiego. Natomiast biorąc za podstawę ceny żywności w starostwie sandomierskim, płaca stanow iła 9 - 12% wartości kosztów utrzymania dziewczyny i 13 - 15% parobka. Wiadomo jednak, że czeladź otrzymywała także ubranie bądź wliczony do pensji dodatek na jego zakup. W zasadzie cały personel folwarczny, oprócz dwornika, otrzymywał corocznie kilka par obuwia. Kobiety otrzymywały też chusty, niekiedy płótno na suknie np.: „dwornikowi cum panno grzywien 39, pastuchowi myto z obuwiem grzywien 5, dziewkom 2 z obuwiem grzywien 5. Uwzględniając ceny odzieży (sukni dla służących i koszul dla parobków), butów, czapek i ewentualnie chust, możemy oszacować średni koszt utrzymania jednego parobka w królewszczyznach małopolskich w drugiej połowie XVI wieku na około 218 gr - przyjmując dane korczyńskie, albo na 417 gr według cen obowiązujących w starostwie sandomierskim. Utrzymanie służącej zamykało się w kwocie około 200 gr (lub 396 według cen sandomierskich). Podane wyżej liczby określają raczej dolną wartość utrzymania, przyjęto bowiem najniższą cenę butów dla parobków i służących oraz najtańszą odzież”. 

  Dr Piotr Guzowski w artykule "Badania demograficzne nad rodziną wiejską w okresie staropolskim" w książce "Struktury demograficzne rodziny  na ziemiach polskich do połowy XX wieku. Przegląd badań i problemów", podaje takie informacje: 
"badania nad ludnością chłopską już w epoce metrykalnej (XVII i XVIII w.) potwierdzające częściowo hipotezę Hajnala. Kobiety z terenów Śląska, Wielkopolski, Małopolski i Mazowsza zawierały związki małżeńskie późno, właśnie w wieku ok. 23 lat, zaś na terenach Rusi Czerwonej zarówno wśród rzymskich, jak i greckich katoliczek typowe było wychodzenie za mąż po osiągnięciu 18–19 lat. Wiek zawierania pierwszych małżeństw przez mężczyzn na większości terenów Królestwa Polskiego odpowiadał modelowi opisanemu przez Hajnala, a więc mieli oni przeciętnie co najmniej 26 lat, a na Rusi Czerwonej rok mniej. W XV i XVI w. na małżeństwo elity chłopskiej posiadającej potomstwo, przypadało ponad troje dzieci dożywających wieku dorosłego. Ze względu na dłużej trwające małżeństwa i wyższy standard życia w rodzinach szlacheckich, wieku dorosłego dożywało średnio czworo dzieci w późnym średniowieczu i w początkach epoki nowożytnej, a w przypadku Wołynia XVI i i pierwszej połowy XVII w. nawet pięcioro dzieci.  Wśród chłopskich rodzin kompletnych, a więc małżeństw zakończonych (lub takich, w których kobieta dożyła wieku kończącego jej zdolność do prokreacji) pod koniec XVIII w. na jedno małżeństwo przypadało od 4 do 5 dzieci (urodzeń żywych).  Nie jesteśmy w stanie powiedzieć, jak długo funkcjonowały pełne rodziny chłopskie w okresie przedmetrykalnym, ale badania nad czasem aktywności gospodarczej kmieci, wynoszącym w XV i XVI w. ok 21 lat, wskazują, że małżeństwa chłopskie trwały nieco krócej niż szlacheckie. Z badań metrykalnych środowiska chłopskiego w XVIII w. wynika jednak bardziej zróżnicowany obraz. W wielu regionach Królestwa pierwsze związki trwały 18–20 lat, ale na Śląsku demografowie znajdowali parafie, w których małżeństwa przeciętnie funkcjonowały zarówno znacznie dłużej (do 25 lat), jak i zdecydowanie krócej (12–17 lat). Małżeństwa kolejne we wszystkich grupach społecznych były krótsze, chłopskie trwały 10–12 lat.  Na przełomie XVIII i XIX w. odnotowano też zgon ok. 20% dzieci w okresie niemowlęcym. W kolejnych latach życia dzieci również były bardzo narażone na przedwczesną śmierć, a wieku dorosłego dożywało zaledwie około 40% wszystkich urodzonych. Według Mikołaja Szołtyska na Śląsku, w Zachodniej Małopolsce i Wielkopolsce oraz na Pomorzu prawie 40% gospodarstw chłopskich posiadało służących, stanowiących 13,3% całej populacji wiejskiej. Na wsi kujawskiej służba (chłopska i szlachecka) stanowiła aż 24,4% mieszkańców, a na pograniczu polsko-ruskim od 12–21% ludności. Z kolei na terenach wschodnich Rzeczypospolitej zamieszkiwanych przez ludność ruską służba nie odgrywała większej roli." 

  Kamil Radomski w książce "Upieniężenie gospodarstw kmiecych w Małopolsce w latach 1253 - 1370" pisze i podaje następujące informacje: "W okresie 1335 r. - 1370 r., coraz mniej zboża z diesięcin na rynku i coraz mniejsze związanie kmieci z rynkiem. Średni czynsz wynosił trochę ponad 8 skojców, dziesięcina w pieniądzu 6 skrojców, wiec kmieć musiał sprzedać niemal dwa razy więcej produktów z gospodarstwa. Od 1359 r.  w lokacjach królewskich widać tendencje do podwyższania czynszu, kiedy dzisięcina była mniejsza. Ogólna wysokość opłat za dziesięcinę i czynsz została wyrownana do średniego poziomu w okolicach 12 do 14 skojców. Zakładając, że średnia miejscowość ma około 10 - 20 łanów, to przy obciążeniach w granicach 1 - 6 dni roboczych z łanu właściciel miał do dyspozycji 10 - 120 dni darmowej pracy w ciagło roku, i mogło to wystarczyć na uprawę małego majtku lub przynajmniej pomoc w gospodarstwie. Często jeden folwark uprawiali kmiecie z kilku wiosek, dlatego też nawet  małe obciążenie pracą mogło przynieść rezultaty. Wydaje się, że niezaleznie od tego, jak oznaczona była renta w formie pracy, nigdy nie było to wiele. Zabierało to przeważnie kilka, kilkanaście dni w roku. Dolna granica obciążeń w roku to jeden dzień, górną granicę obciążeń można określić jako około 10% dodatkowego areału. Pojawiają się takie świadczenia, jak przywiezienie drewana na opał, siana, użyczenie wozu, czasami miodu, jeżeli w danej wiosce zajmowano się pszczelarstwem.
Kami Radomski przytacza też fragment z książki Zawadzkiego"Polska stanisławowska w oczach cudzoziemców": Polacy jako tako majętni przywykli  jeszcze wozić ze sobą pościel, naczynia kuchenne, żywność, jednym słowem - pół gospodarstwa, dlatego właścicele gosód, jeżeli nawet są w stanie zapewnić podróżującym wszystkich wygód, żałują na to trudu i wydatków. 

Za Andrzejem Wyczańskim podaje: [Gdybyśmy chcieli krytycznie spojrzeć na tzw. gospodarkę czynszową w późniejszym średniowieczu polskim, gospodarkę pojmowaną jako utowarowienie produkcji rolnej chłopa, to wątpliwości nasunęło się sporo. Po pierwsze jeżeli chłop dysponował nadwyżką produkcji przeznaczonej na sprzedaż, przede wszystkim zbożową to powstaje pytanie, kto mógł ją kupić? Nie wchodził bowiem wówczas w grę jakiś poważniejszy eksport zbozowy, mogący wpływać  na produkcję. Feułdałowie tj. szlachta, możni i duchowieństwo nie kupowali masowo zywności. Byli posiadaczami dóbr ziemskich, uzyskiwali więc żywność z własnej produkcji, czy też wprost od poddanych - jako daniny, czynsze w naturze, lub dziesięcinę. Jeżeli przyjmiemy, że w XIII - XIV stuleciu ludność mogła w najlepszym przypadku sięgać 10% ludności, przy czym w mniejszych miastach mieszczanie i tak uprawiali rolę, to zapotrzebowanie na ziarno nie przekraczało 10% tego co spozywała rodzina chłopska. W rzeczywistości popyt ten mógł być jeszcze skromniejszy, przynajmniej w stosunku do sprzedaży ziarna przez chłopa, gdyż zapewne spora część dziesięciny kościelnej była sprzedawana w mieście. Można przyjąć, że zbóż chlebowych z łana chłopskiego (30 morgowego) uzyskiwano wówczas po potrąceniu wysiewu i dziesięciny i przy plonie 3 - 3,5 ziarna osiaganym w trójpolówce - około 1800 kg. Sprzedaż natomiast 180 kg ziarna w Krakowie, gdzie uzyskiwano wyjątkowo wysokie ceny przyniosła by ok. 17 groszy dochodu. Równocześnie w tym okresie (głównie w XIV wieku) podatek od łana kmiecego wynosił w dobrach rycerskich 12 groszy, a w duchownych 24 grosze, przeciętny czynsz także 12 groszy. Przy takich obciążeniach chłop z bardzo wielkim trudem mógł uzyskać odpowiednią kwotę, nawet wówczas, gdy sprzedawał jakieś inne produkty wytworzone w swoim gospodarstwie. Oczywiście można też postawić znak zapytania przy  sprawie jego wypłacalności, szczególnie w odniesieniu do czysnszów pieniężnych. Jednocześnie w tej sytuacji nie mogło być mowy o tym, by kmieć zakupywał coś poważniejszego dla siebie lub gospodarstwa - wszystko lub prawie wszystko musiał wytworzyć w domu sam. 
Dla nas bowiem kryterium towarowości gospodarstwa chłopskiego stanowi nie wymuszona, marginesowa sprzedaż produktów, lecz zbyt produktów w takim zakresie, by gospodarstwo uzyskało z tego nadwyżkę pienięzną, umozliwiającą zakupowanie ziemi, narzędzi, ubiorów, sprzętu itd. Dopiero takie dwustronne związki chłopa z rynkiem - jako sprzedawcy i jako nabywcy - stanowią o wyjściu z gospodarki naturalnej i o przejściu do gospodarki towarowo-pienięznej.] 
Liczba ziarna jaką można uzyskać  z jednego wysianego w badanym okresie jest sprawą dyskusyjną. Stefan Chmielewski ... dla drugiej połowy XIV wieku proponujewydajność około 4 ziaren przy uprawie podstawowej. Andrzej Wyczański i Maria Dombińska - wahającą się w okolicach 3 ziaren. 
Gospodarstwo złozone z pięciu osób potrzebuje 1300 kg zbóz chlebowych w skali roku, sześcioosobowa 1600 kg. Siłę pociągową zapewniają woły, wypasane na wspólnych pastwiskach i karmione roślinami pastewnymi. 
Można w przybliżeniu obliczyć odsetek plonów, które kmieć musiał spieniężyć. Biorąc pod uwage czynsze 8 skojców (skojec = 1/24 grzywny - [encyklopedia PWN podaje, że grzywna w Polsce w X–XII w. — ok. 210 g; główna grzywna krakowska, ok. 197 g, od 1650 — 201,9 g (8 uncji, 16 łutów), zastąpiona w XVIII w. przez grzywnę kolońską — 233,8 g (16 łutów, 288 granów, 24 karaty), oraz grzywnę holenderską — 246,1 g; używana też jako pieniężna jednostka obrachunkowa, w Polsce XV–XVIII w. równa 48 groszom.]; średnio rocznie 2 grosze poradlnego i 2 grosze na inne daniny, musiał on uzyskać 20 groszy. Przy cenie 5,5 grosza musiał sprzedać 3,6 ćwiertni [według encyklopedi PWN ćwiertnia była równa 101 kg żyta i 107 kg pszenicy; Andrzej Wyczańskie przyjmuje miarę 140 kg i 168 kg zboża wysiewanego na 1 h, co według Radomskiego daje odpowiednio 1,46 i 1,75 ćwiertni oraz średnia cena żyta w latach siedemdziesiątych XIV wieku wynosiła za ćwiernię targową: żyta - 10 groszy, a osiemdziesiątych 6,25 groszy; owsa 3 grosze w latch sześćdziesiątych i 4 grosze w latach dziewiędziesiątych; pszenica - 9 groszy w latach osiemdzisiątych i 11 groszy w dziewiędziesiątych; Wyczański podaje 17 groszy za 180 kg - przy przeliczeniu 9 groszy za ćwiertnię oraz 92 grosze za tonę przy przeliczeniu 9 groszy za ćwiertnię] zboża, przy cenie 9 groszy sprzedawał 2,2 ćwiernie. Stanowiło to 9,3% i 3,7% plonów z gospodarstwa łanowego (16 h - były też gospodarstwa łanowe 24 hektarów). Po uwzględnieniu dziesięciny pienięznej, należy sprzedać jeszcze dodatkow 2,2 (cena 5,5 grosza) lub 1,3 ćwiertni (cena 9 groszy), odsetek plonów to 12,5% i 9,1%. To czy kmieć sprzedał dodatkowe ilości zboża, zależało tylko od niego. W 1360 r. z gospodarstwa łanowego (16 hektarów) musiano średnio odprowadzić rocznie: czynsz - 16 groszy, poradlne - 2 grosze, na inne opłaty - 2 grosze.  Z tego samego łanu pobierano dziesięcinę snopową, przy plonie trzykrotnym wynosiła 3,8 ćwiertni. Mogła być sprzedana za około 21 groszy (po 5,5 groszy) lub 34,2 grosze (po 9 groszy). Jeżeli jest to dziesięcina fertonalis, to konieczne jest uzyskanie 12 groszy. Chłonność rynku zboża pozwalała na to, że jedynie 43% - 71% ludności wiejskiej żyło w gospodarstwach łanowych, opłacających świadczenia w pieniądzu. Prawdopodobnie stałe problemy ze zdobyciem pieniędzy na czynsz i inne świadczenia powodował ... przejście kmieci z gospodarki czynszowej w gospodarkę folwarczną w późniejszym okresie.     

  Tomasz Wiślicz artykule "Fabrykacja nierządnicy, czyli o ofiarach względnej swobody seksualnej na polskiej wsi przedrozbiorowej",  tak pisze: 
"Wyrywkowe badania, głównie dla XVIII wieku pokazują, że w parafiach wiejskich rodziło się od 1% do 7% dzieci nieślubnych. Badania demograficzne wskazują, że w różnych rejonach Polskiw XVII–XVIII wieku od 10% do 30% panien młodych na wsi stawało na ślubnymkobiercu będąc w ciąży. Okresem kształtowania się form życia osobistego kobiet i mężczyzn na wsi był okres „młodości”, czyli od osiągnięcia dojrzałości płciowej do przeciętnego wieku zawierania małżeństw, który wynosił 20–24 lata dla kobiet i 25–29 lat dla mężczyzn.  W wielu przypadkach interwencja sądu, postraszenie karą cielesną i finansową były wystarczającą zachętą dla mężczyzn, żeby słowa dotrzymali. Nierzadko kobiety skarżyły wprost o niedotrzymanie ustnego zobowiązaniado małżeństwa: „namawiając na eksces, obiecował się z nią żenić i na tym fundamencie Pana Boga obrażali”.
Procesy o wszeteczeństwo (fornicatio), wynikłe zwykle z dochodzenia w sprawie narodzin dziecka nieślubnego, oraz procesy o dzieciobójstwo,w których relacjonowana jest często „seksualna historia” sądzonej. W księgach gromadzkich Kasiny Wielkiej (pow. limanowski) w latach 1602 - 1714 wyroków w sprawie nierządu między osobami wolnymi ponad 29% zakończyło się dobrowolnym lub nakazanym przez sąd ślubem podsądnych. W kresie muszyńskim (czyli rozległych dobrach biskupstwa krakowskiego wokół Muszyny) w latach 1754 - 1766 odsetek ten sięgał blisko 43%. W pozostałych przypadkach jednak domniemani ojcowie uchylali się od poślubienia kochanek lub wręcz negowali swoje ojcostwo. Dziewczęta, które zaszły w ciążę jako panny, podkreślały swoją całkowitą ignorancję w sprawach seksu i jeśliby wierzyć ich zeznaniom, zachodziły w ciążę w wyniku pojedynczego stosunku, najlepiej jeszcze w jakiś sposób wymuszonego przez chłopaka – namową, podstępem lub nawet przemocą. Zatem podkreślanie przez mężczyznę inicjatywy w sprawach seksu ze strony niezamężnej kobiety miało na celu podważenie jej wiarygodności w ramach stereotypowych ról płciowych. Pewna Jagnieszka, którą podobno Stanisław Owczarczyk „obrzemienił”: „chodząc na jarmark do Radzynia z żołnierzami do karczmy chodziła i z nimi tańcowała, z których jeden dał jej 2 zł aby mu była powolną do grzechu. W należącej do krakowskich dominikanów Kasinie Wielkiej w latach 1602 - 1714 ledwie co piąty wyrok (z 41 zarejestrowanych) w sprawach przestępstw seksualnych dekretował, aby wygnać oskarżoną. Kara ta spotykała zasadniczo recydywistki, kazirodczynie i kobiety związane ze środowiskiem przestępczym. Sądy kasińskie były i tak wyjątkowo surowe. W okresie 1754–1766 sąd kresu muszyńskiego (własności biskupów krakowskich) tylko jednej „nierządnicy” kazał opuścić wieś, i to prawdopodobnie darując jej bolesną otoczkę rytualną wyświecenia. Co zatem działo się z kobietami, które rodziły nieślubne dzieci i pozostawały we wsi? Przede wszystkim trzeba zauważyć, że skala zjawiska nie była zbyt duża - narodziny nieślubnych dzieci na wsi polskiej zdarzały się dość rzadko. „Moralnie podejrzane” stawały się również wdowy „w wieku reprodukcyj-nym”, jeśli nie znalazły sobie męża w zwyczajowym czasie, czyli około roku poowdowieniu, w którym to czasie powtórnie za mąż wychodziło 65% wdów (danete dotyczą parafii Szaradowo na Pałukach. Jeśli wdowa nie znalazłanowego męża, to szybko następował proces jej pauperyzacji, wypadała na margineswsi i ostatecznie traciła szansę na powtórne zamążpójście. Wdowy uznawano zaosoby uświadomione seksualnie, więc jeśli zachodziły w ciążę, to ponosiły większąodpowiedzialność za swoje czyny, czemu dał wyraz sąd wsi Czukwi, uzasadniającwyrok chłosty na Anastazję Pyskaczkę: „ona bywszy wdową wiedziała wszystko, jeszcze inszych powinna nauczyć, a […] się odważyła na to”. Problem z wdowami polegał na tym, że funkcjonowały na obrzeżach wiejskiego rynku matrymonialnego i formalnie mogły starać się o tych samych mężczyzn, copanny. Tyle że w przypadku zajścia w ciążę z kawalerem miały znacznie mniejszeszanse niż panny na namówienie go lub zmuszenie do ożenku. Sposób, w jaki po-strzegano ich reputację, powodował, że gromada nie stawała po ich stronie w przy-padku kontrowersji, co jednocześnie sprzyjało ich wykorzystywaniu seksualnemuprzez mężczyzn. Irena Gieysztorowa zwróciła uwagę, że urodzenia nieślubnych dzieci dotyczą częstotych samych rodzin, których nazwiska powtarzają się w kolejnych pokoleniach. Hipotetyczna grupa kobiet była z pewnością obiektem seksualnego zainte-resowania mężczyzn o zbliżonej pozycji społecznej – ekonomicznie upośledzonych, pozbawionych szans na stworzenie i utrzymanie rodziny, niemarzących nawet o wła-snym gospodarstwie lub zagrodzie, utrzymujących się ze służby i prac dorywczych.Jednak, jak wynika ze źródeł sądowych, partnerami seksualnymi tych kobiet bylirównież mężczyźni z wiejskiej elity, zarówno żonaci gospodarze, jak i młodzieńcy z „matrymonialnego rynku” wsi. W istocie chodzi tu o seksualne wykorzystywaniekobiet, które pozostawały upośledzone społecznie i ekonomicznie nawet na tle swojego środowiska. Dokładnie to samo środowisko - służące oraz zmarginalizowane społeczniewdowy – oskarżano o przestępstwo dzieciobójstwa. Wprawdzie procesów dziecio-bójczyń - jak się wydaje - przeprowadzano w Rzeczypospolitej raczej niewiele, tojednak były one znaczące wśród innych kobiecych przestępstw zagrożonych karąśmierci. Postawione przed sądem wiejskie dzieciobójczynie okazywały się zwykle re-cydywistkami, które podczas procesu przyznawały się do zabicia nawet kilkorganieślubnych dzieci. Potwierdzałoby to tezę, że w wiejskiej społeczności wskazywanojako dzieciobójczynie niemal wyłącznie kobiety wyrzucone na społeczno-seksu-alny margines, a ich surowe ukaranie miało na celu zastraszenie im podobnych."

  Michał Kopczyński w "Studia nad rodziną chłopską w Koronie w XVII-XVIII wieku" wskazuje: "W zależności od wysokości pańszczyzny, wie­ści nadziałów, kierunku produkcji i ogólnej zamożności czeladź trzymano w od 25 do 75% gospodarstw. W Małopolsce w końcu XVI w. czeladź zamieszkiwała 52% wszystkich gospodarstw chłopskich (także zagrodnicze). Wśród chłopów pełnorolnych i ludności rolniczej czeladź spotykamy w 58% wszystkich gospodarstw domowych. Najczęściej zatrudniano jedną osobę. Podobny obraz wyłania się po rozbiciu czeladzi według płci. Najczęściej występowały gospodarstwa z jednym czeladnikiem (29,0%) lub jedną czeladnicą (26,3%). Dwóch mężczyzn wysępowało tylko w 14,7% gospodarstw, a dwie kobiety już tylko sporadycznie w 8,4'° dymów. Gospodarstwa mające po jednej osobie każdej płci stanowiły 18% ogółu gospodarstw z czeladzią. Gospodarstw całkiem pozbawionych męskiej siły najemnej było tylko 14,1%.
Podatek pogłówny po raz pierwszy nałożony został w roku 1498, a później w latach 1520 i 1590. Za każdym razem pogłówne nakładano jako podatek wyjątkowy, a usprawiedliwieniem ustawodawcy było nadzwyczajne zagrożenie państwa. Ostateczny wymiar podatku bywał różny, to znaczy niekiedy podatnicy musieli uiścić złotówkę za nieletnie dziecko, niekiedy zaś ta wątpliwa przyjemność ich omijała. Większość proboszczów oceniała wiek dzieci na przysłowiowe oko, często więc padali ofiarami ewidentnych oszustw. Przykładem parafia lubiewska w powiecie świeckim, gdzie wyliczono zaledwie 10 dzieci powyżej 10 roku życia wśród 299 zarejestrowanych mieszkańców. Dziewięć z nich odnajdujemy w liczącej 98 mieszkańców wsi Klonowo, za której zgodne z rzeczywistością spisanie ręczył sumieniem urzędnik Wojciech 
Janowski. W pozostałych 3 wsiach, na 201 mieszkańców, był jakoby tylko jeden syn w wieku spisowym."

  T. Korzon twierdzi, że pierwszy ślad, a może i pierwszy wzór pańszczyzny historycy rolnictwa polskiego znajdują w umowie zawartej pomiędzy kapitułą gnieźnieńską i jej kmieciami w r. 1421 o pół dnia roboty na każdy tydzień od chaty i że stało się to 26 lat po roku pamiętnym 1394, kiedy zawinęło do Gdańska 300 okrętów zagranicznych z żądaniem zboża za niezwykle wysoką cenę, bo 9 grzywien za łaszt. Według Kutrzeby kmiecie wsi Bibice obowiązani byli w r. 1424 do następujących danin i prac na rzecz klasztoru: 1 miarę pszenicy, 1 miarę owsa, zasiać, zżąć, zwieźć, zboże, kosić przez 1 dzień i zwieźć siano, 1 dzień na rok płoty grodzić i gnój wozić, ile razy proboszcz dojedzie do Bibie, przywozić piwo z miasta, oprócz czynszu dawać jajka, sery i kurczęta, gdy przyjedzie król - miarę owsa, 2 kapłony, 10 jaj, 2 sery i 2 grosze.
W XVI wieku przeciętna wielkość gospodarstwa kmiecego wynosi 15 - 30 morgów (półłanki i ćwierćłanki), zaś folwarki dochodzą od
180 do 600 morgów. Właściciel bowiem spędza chłopów z lepszych gruntów, karczuje lasy i uprawia nieużytki, a obowiązek uprawy tej ziemi zwala na chłopów, którzy mu pozostali.
W czasach Zygmunta Augusta podjęto na Litwie próbę wielkiej reformy rolnej, którą jednak zrealizowano tylko w dobrach królewskich. Jednostką była włóka. Włóka dobrej ziemi kosztowała około 54 groszy, lichej 14-31. Robociznę z włóki ustanawiano na 2 dni w tygodniu z zamianą na 3 grosze w gotówce. Tak zwane gwałty i tłoki (jak w Polsce) było można opłacić gotówką (20 i 10 groszy). Chłop w szarej odzieży, w łapciach łyczanych, nie zna żelaza na okucie wozu i pługa, jada chleb gruby na poły z plewami, mąkę i krupy wyrabia w swej kurnej chacie na żarnach, a jednak daje daniny i pobory 4 razy w roku, pracuje na pana 5 dni w tygodniu, a na siebie w poniedziałek nieraz i w niedzielę. 
W dobrach królewskich sądownictwo wykonywał starosta lub dzierżawca. Przeciwko ich wyrokom chłopi mieli prawo odwołania się do sądów referendarskich, które czasem zdobywały się na wyrok sprawiedliwy. Chłopi mieli jeszcze najwięcej zaufania do tych sądów,
odbywanych w czasie obecności króla w danej okolicy i wytrwale bronili przed nimi swoich spraw, nie szczędząc ani trudów ani kosztów. Na drogę otrzymali listy bezpieczeństwa czyli glejty. 
Inwentarz wsi Czermno, który obrazuje wzrost pańszczyzny: W r. 1571 - 2 dni na tydzień, podczas żniw 3 - w r. 1627 - 5 dni — w r. 1647
od Matki Boskiej Siewnej do św. Jakóba 1 osoba 4 dni, później 2 osoby na każdy dzień. Ilość chłopów w Polsce wynosiła w r. 1791 - 6,466.000 głów. Mieli stanowić 72% ogółu ludności. Przypadało na: wolnych chłopów 100.000; poddanych dóbr ’ szlacheckich 3,465.000; poddanych starostw (królewszczyzn) 840.000; poddanych ekonomii królewskich 190.000; poddanych dóbr duchownych 860.000. 
W ręku chłopów w 1790 r. pozostaje 67% uprawnej ziemi. Są to przeważnie gospodarstwa półwłókowe, z których należy się panu: 4, 5 i 6 dni pańszczyzny 6-cioma wołami, lub 4 końmi (sprzężajnych), dalej wożenie gnoju 2 furmanki, podwody do lasu, miasta i spławu rzecznego. Oprócz tego należało panu złożyć różne daniny i opłaty: nieco jaj, kilka kur, troęhę miodu itd. (84 str)

  Przeważna część osad posiada zupełną wolność od dziesięcin przez cały okres przejściowy, zwłaszcza w razie zakładania ich na karczunkach leśnych. Okres ten trwa 8 - 20, albo też 4 - 12 lat, czasem tylko jeden rok2, jeżeli osada dawna zostaje przeniesiona na prawo niemieckie. Najczęściej jednak wolność trwa przez przeciąg 20 lat. Na ogół wolność od dziesięcin trwa krócej, aniżeli od czynszów. Używano dwóch tylko rodzajów łanów przy zakładaniu osad na prawie niemieckiem, a mianowicie łanów małych flamandzkich, zwanych także chełmińskimi lub średzkimi, i łanów wielkich frankońskich, czyli niemieckich. Pierwszy z nich wynosi 30 morgów powierzchni, drugi 43 morgi - pisze Kazimierz Kaczmarczyk w "Ciężary ludności wiejskiej i miejskiej na prawie niemieckiem w Polsce XIII i XIV w."

  Michał Rauszer, w "Chłop niewolnik? Pańszczyzna w perspektywie antropologii historii" pisze: "Własność zależna, a więc ten kawałek ziemi, jaki chłop otrzymywał „na wynajem”, była przeznaczona na produkcję mającą zapewnić mu byt oraz odnowienie sił. Do tej części pracy włącza się także praca kobiet związana z rodzeniem i wychowaniem dzieci. To wszystko stanowiło reprodukcję siły roboczej. Pozostały czas w przypadku chłopów przeznaczony był na pracę niewolną i ewentualnie uzyskanie jakichś nadwyżek, które sam chłop mógł spieniężyć, a w przypadku czarnoskórych była to tylko i wyłącznie praca niewolna.
Od czasów prowadzonego na ziemiach polskich osadnictwa niemieckiego chłopi mieli co prawda status ludności zależnej (co było cechą charakterystyczną ustrojów feudalnych), jednak posiadali także własność ziemską, za którą uiszczali czynsze. Pomiędzy XII i XIV wiekiem sytuacja chłopów wyglądała względnie korzystnie. Chłopi ze wsi będących z nadania własnością panów dominialnych przenosili się na wsie oparte na prawie niemieckim, a więc na ziemie oczynszowane. Wprowadzenie prawa niemieckiego pozwalało ustalić prawo chłopa do ziemi.
Chłop polski posiadał własność, co prawda zależną, ale jednak, a to oznacza, że nie był niewolnikiem i nie myślał jak niewolnik. [Ustalił się on na poziomie dziedzicznego posiadania, które przybrało formę własno-ści użytkowej. Stanowiła ona własność podległą wobec własności zwierzchniej pana dominialnego. Był to stosunek podobny do stosunku lennego]. System czynszowy polegał na tym, że rozliczano się za korzystanie z ziemi, przy czym w przypadku kolonizacji obowiązywało zwolnienie z czynszów na czas za-gospodarowania (tzw. wolnizna i immunitety); zwolnienie mogło się rozciągać na czas od 2 do 24 lat. Czynsze były płacone w pieniądzu, zbożu lub w sposób mieszany. Dla stwierdzenia faktycznego stanu chłopów ważne były dwa wydarzenia w obszarze prawa. Pierwszym były statuty piotrkowskie z 1496 roku, które wprowadzały przywiązanie chłopów do ziemi4, a drugim przywilej toruńsko-bydgoski z 1520 roku. Wprowadzały one obowiązek odpracowywania za darmo na polu właściciela wsi jednego dnia w tygodniu od łana pola posiadanego przez chłopa (poza czynszami, podatkami na rzecz państwa i dziesięciną na rzecz Kościoła). Statut toruński wprowadzał ponadto możliwość ustalania wysokości pańszczyzny w zależności od decyzji pana. W rezultacie chłopi utracili możliwość dysponowania sobą (przywiązanie do ziemi), dysponowania własnym czasem (obowiązek pracy na pańskich polach),stracili także prawo własności ziemi, które zastąpione zostało przez własność zależną od pana. Dodatkowo statuty z 1518 roku wprowadzały zakaz odwoływania się chłopów do sądów państwowych (królewskich), sądownictwo zostało przekazane w ręce pana. Sądowi przewodniczył wójt, a sądzono w oparciu o prawo niemieckie, prawo zwyczajowe i prawo wprowadzone przez pana, który od tego momentu był jedynym prawodawcą i suwerenem chłopów. Szlachta miała prawo własności względem ziemi, do której przywiązani byli chłopi. W obu przypadkach mamy jednak do czynienia z ubezwłasnowolnieniem. Chłopi nie mogli także zawierać związków małżeńskich bez zgody pana, a jeżeli wybranka pochodziła z dóbr innego pana, taka zgoda była niemożliwa."

  Ustalanie czynszów i danin na rzecz dworu należało do wspólnych porozumień gromady i pana. Wśród mieszkańców wsi - gromady istniały różne kategorie chłopów: kmiecie – dzierżawiący grunty dziedzicznie oraz zagrodnicy, chałupnicy i komornicy stanowiący różne kategorie chłopów, od posiadających dożywotnio kawałek gruntu, poprzez dzierżawiących grunt dożywotnio, po robotników rolnych. Gromada wiejska stanowiła też własne sądownictwo pod przewodnictwem ławy wiejskiej. Na tak zwanych sądach „rugowych” wybierany przez gromadę ławnik musiał oddawać rug, co oznaczało, że stawał się oskarżycielem publicznym we wszystkich przestępstwach popełnianych przez mieszkańców gromady od czasu ostatniego sądu. Kary były pieniężne lub chłosty. Za zabójstwo stosowano karę śmierci przez ścięcie. Za zdradę pana lub gromady odebranie gruntu. Karę oznaczała ława wiejska a dziedzic ją zatwierdzał lub łagodził. Urzędnikiem w dawnej Polsce, który posiadał realną władzę w terenie był właśnie starosta. Do 1611 roku obsadę tego urzędu dowolnie określał król. Następnie stał się on urzędem ziemskim, czyli starostę wybierała szlachta w dawnym powiecie, a król go tylko zatwierdzał. Najważniejszą funkcją starosty było wykonywanie sądownictwa z zakresu czterech artykułów grodzkich (starościńskich): podpalenie, napad na drodze publicznej, najście na dom, zgwałcenie (sądownictwo karne). Posiedzenia tego sądu odbywały się co sześć tygodni na tak zwanych rokach grodzkich. Sąd składał się ze starosty, jako przewodniczącego składu oraz podstarościego, sędziego grodzkiego i pisarza grodzkiego. Posiadał nadto starosta prawo miecza, czyli obowiązek wykonywania na swym terenie wyroków sądów każdej instancji, jeżeli nie były one respektowane przez strony. Miał funkcje policyjne, pilnując porządku na swym terenie a szczególnie na drogach publicznych. Starosta, jako ramię królewskie w powiecie brał aktywny udział w obiegu dokumentów (uniwersały, listy), które przychodziły z kancelarii królewskiej a on rozsyłał je do urzędników i dygnitarzy na swoim terenie. We wsi na prawie niemieckim chłopi mieli ściśle określone prawa i obowiązki, dzierżawili ziemię opłacając czynsz. Mieli prawo wychodu, czyli prawo odejścia ze wsi po spełnieniu pewnych obowiązków. Na czele wsi stał sołtys (zwany też wójtem) posiadający to stanowisko na prawach dziedzicznych. Sołtys miał prawo zakładania karczem i jatek rzeźniczych. Przysługiwało mu prawo do 1/6 części z czynszów i 1/3 z opłat sądowych. Samorząd wiejski wyrażał się głównie w samorządowym sądownictwie. Mieszkańcy wsi sami wybierali ławników sądowych, którzy pod przewodnictwem wójta (zwanego też sołtysem) sądzili głównie sprawy cywilne podległej im ludności. Był to sąd wiejski zwany też ławą wiejską. - pisze Leszek Zugaj w "Historia administracji w Gminie Izabelin". 

  Piotr Kitowski w "Uwolnienie z poddaństwa jako czynność prawna w praktyce sądowej Prus Królewskich w II połowie XVII i w XVIII wieku" tak pisze: "Zwyczajowo libertacji z poddaństwa można było dokonać na kilka sposobów. XVIII-wieczny prawoznawca i autor poczytnego Prawa cywilnego narodu polskiego Teodor Ostrowski wymieniał trzy metody: „gdy dziedzic przed aktami województwa swego, zrzeka się prawa do poddanego i wolnym go ogłasza. Drugi, gdy pismem, listem np. lub inną jakową asekuracją, zaświadcza wolność swego poddanego. Trzeci, gdy poddany do stanu duchownego udaje się. Nadanie wolności osobistej następowało więc albo w wyniku złożenia przez szlachcica rezygnacji z poddaństwa bezpośrednio przed sądem (miejskim, ziemskim), albo przez wydanie poddanemu pisma poświadczającego uwolnienie (tzw. list okupny, list wolny). W pierwszym przypadku do kancelarii zgłaszał się z reguły posesjonat, któremu przysługiwało prawo zwierzchności nad określonym chłopem, z żądaniem wciągnięcia libertacji do prowadzonych akt. W drugim - to pan wręczał poddanemu dokument stanowiący poświadczenie faktu wyzwolenia. Prawem uwolnionego było dokonanie urzędowego wpisu jego treści, a tym samym zabezpieczenie ważności czynności poprzez uwierzytelnienie w księgach sądowych. Chroniono się w ten sposób przed fizyczną utratą oryginału (co wcale nie należało do rzadkości), szczególnie potrzebnego w sytuacji zaistnienia sporu co do stanu prawnego danego człowieka, w tym pojawienia się zarzutów o zbiegostwo. 
W księgach staropolskich, w tym także z terenów Prus Królewskich, można odnaleźć sporo wzmianek dotyczących utraty ważnych z punktu widzenia praw i obowiązków dokumentów. Przykładowo list dający wolność Mariannie Myszkowej i jej synowi spalił się. Z tego
powodu ponownie potwierdzono im wolność, tym razem przed księgami miejskimi w Chojnicach. 
W 1712 r. Michał Sawicki składał przed sądem grodzkim w Kiszporku przysięgę, w której zarzekał się, że „ogniem przypadkowym zgorzała wszystka fortuna, srebro, klejnoty, wszystkie ruchom ości na osiem tysięcy szacowana, wszelkie dokumenta, regestra, obligacyje na długi
u różnych kupców gdańskich [...] w popiół się obróciły”. W 1738 r. Dominik Gnizadowski oświadczył, iż jego dokumenty, w tym dotyczące wierzytelności na kwotę 1500 flor., zostały zrabowane podczas wojny. w 1719 r. świadek potwierdzał sądowo istnienie pożyczki w kwocie 700 flor. jaką dał Samuelowi Elżanowskiemu W ojciech Wielochowski. Pożyczkobiorca co prawda wystawił wierzycielowi pisemne poświadczenie zobowiązania, ale ten drugi je po prostu zgubił. W Rewizji nowomiejskiej z 1580 r., w artykule zatytułowanym: „O dochodzeniu przywrócenia człowieka w stan poddaństwa” nakazywano, by udowodnić, że dana osoba jest czyimś poddanym. Natomiast jeżeli ten ostatni „powołałby się na świadectwo dokumentów, w których pan miejscowości, skąd się wywodzi, potwierdza stan jego urodzenia lub wyzwolenie [...] będzie uważany za wolnego i niech się cieszy dobrodziejstwem stanu wolności”. W 1723 r. swoich poddanych poszukiwał właściciel wsi Staroguby
na Mazowszu Paweł Bogdański. Ostatecznie znaleziono ich w kilku miejscowościach położonych w ziemi chełmińskiej (Gruta, Bogdanki, Mędrzyce), dokąd Bogdański wysłał swoich ludzi. Ich zadaniem była windykacja poddanych, a w razie gdyby szlachcic, w dobrach którego mieszkali, chciał ich zatrzymać, umożliwienie odkupienia zbiegów: „za chłopa złotych 100 dobrej monety, za dziewkę złotych 50”. w 1710 r. Karol Stanisław Radziwiłł, „widząc niesposobność do ciągłej roboty”, uwolnił niejakiego Jakuba Sztuczkę ze starostwa człuchowskiego25. W tej sytuacji magnat nie tylko nadał wolność, ale również pozbył się dużego problemu, jakim mogła się stać konieczność utrzymania chorego gbura. W 1734 r. Zygmunt Kretkowski zwolnił z poddaństwa Jana Sobkowicza. Wolność zawdzięczał on nie tylko długoletniej, wiernej służbie, ale też woli ojca swojego pana, nieżyjącego już w tym czasie kasztelana chełmińskiego Władysława Kretkowskiego - w ten sposób syn spełnił prośbę rodzica.
Niezależnie natomiast od realnych czy tylko deklarowanych przyczyn uwolnienia, ważną częścią prowadzącej do niego czynności prawnej był element finansowy, tzw. okup (odkup, okupno). Stanowił on sumę pieniężną płaconą szlachcicowi za uzyskanie wolności, ustalaną indywidualnie przez właściciela w odniesieniu do konkretnego poddanego. Najczęściej okup realizowano gotówką - rzadziej w naturze bądź w obu formach łącznie. Jego wysokość wahała się w II poł. XVII i w XV III w. od 20 do 150 flor. za osobę. W przypadku rodzin suma ta mogła wynieść nawet 300 flor. Tyle w II poł. XVII w. kosztował dom w mniejszym mieście (np. Kościerzyna czy Nowe nad W isłą), niezabudowana włóka ziemi czy 10-15 koni. Był to więc wydatek znaczny, przekraczający niejednokrotnie możliwości poddanych, w szczególności chłopów małorolnych (zagrodnicy) posiadających kilkoro dzieci. Stąd część umów przewidywała realizację zobowiązania ratami. I tak np. Jakub Breza za wolność zapłacił łącznie 70 flor. w dwóch ratach: pierwsza opiewała na 40 flor., druga na dwa woły o wartości 30 flor. Czasem, by dodatkowo ułatwić spłatę, rozkładano ją na wiele lat. Dawny poddany dzierżawcy starostwa tucholskiego Piotra Tuchołki, Adam Kurowski, który od 1660 r. był obywatelem Chojnic, jeszcze w 1687 r. spłacał swoją wolność. Szewc Marcin Fabisz został uwolniony przez Jerzego, Piotra i Fryderyka Bronk-Puzdrowskich w 1657 r . za wolność
zapłacił nie tylko okup (45 zł), ale został również zobowiązany do corocznego dostarczania panu oprawionej skóry z wołu. W 1705 r. na nadanie wolności małżeństwu Piga (za kwotę 36 zł), Adam Borzyszkowski ustalił go na sumę 20 talarów. 50 dukatów miano zapłacić za złamanie umowy między Sebastianem Dorengowskim, a Adamem Domeranem (1684). Formularz dokumentu uwolnienia ukształtował się zwyczajowo. Mimo różnic występujących w poszczególnych systemach obowiązującego w Polsce prawa (np. Prusy Królewskie i Korona) można znaleźć w nim kilka stałych elementów. Najważniejszymi były z pewnością oświadczenie posesjonata, w którym czynił poddanego wolnym, oraz określone części formalne (m.in. wskazanie stron i daty czynności, podpisy i pieczęć szlachcica). W zależności od przyjętych ustaleń treść libertacji rozbudowywano, dodając do niej pożądane formuły. Ustanawiano nimi okup, zabezpieczano realizację wadium czy wprowadzano oddzielne wymogi dotyczące osoby uwolnionego i dawnego pana. Dla dodatkowej ochrony nadanie wolności, a co za tym idzie nowy status chłopa, potwierdzano w miejskich lub ziemskich księgach sądowych69. Nie zawsze natomiast czyniono to od razu. W wielu przypadkach decydowano się na ten krok dopiero po wielu latach. W skrajnych przypadkach wpisu dokonywał nie były poddany, lecz już jego spadkobiercy, chroniąc się w ten sposób przed ewentualnymi roszczeniami lub wątpliwościami co do swojego pochodzenia w przyszłości.

  Ewidencja pracy, charakterystyczna dla pańszczyzny, obejmowała dwa wymiary: czas trwania (stopień odbycia pańszczyzny przez chłopów) i stopień wykorzystania. Dochód właściciela ziemskiego nie wynikał bowiem z faktu odpracowania pewnej ilości dni, ale z wydajności oraz przeznaczenia wykonanej pracy. Przejście do gospodarki czynszowej spowodowało konieczność wprowadzenia istotnych zmian w systemie rachunkowości majątków ziemskich: Sporządzenie inwentarzy dóbr przekazywanych w używanie na podstawie umów dzierżawy; Przygotowanie rejestrów służących ewidencji czynszów dzierżawnych; Ujęcie przychodów z tytułu czynszów dzierżawnych (poprzedzane windykacją należności).
W celu zapewnienia sprawnej realizacji umów dzierżawy konieczne było także określenie zakresów obowiązków pracowników upoważnionych do zawierania umów, ewidencjonowania przychodów, zapewniania pieczy nad prawidłową realizacją umowy czy też windykowania płatności.  Wymiar pańszczyzny był zależny od wielkości gospodarstwa i wynosił od 0,5 do 6 dni na tydzień z gospodarstwa. Oprócz pańszczyzny tygodniowej funkcjonowały także inne zobowiązania włościan wynikające z ich poddaństwa – przeznaczone np. na orkę, sianokosy, żniwa, obróbkę lnu, uprawę warzyw, naprawy dróg, transport
- pisze Mikołaj Turzyński w "Zmiany systemu rachunkowości w prcesie reform włościańskich w XVIII i XIX wieku"

  Antoni Pelczyk w artykule "Kierunki rozwoju chłopskiego budownictwa mieszkalnego wsi wielkopolskich" podaje nastepujące informacje: 
"Jak dotąd znamy cztery chałupy w zniesione na terenach Polski przed poł. XVII-stulecia, pozwalające na konfrontację i sprawdzenie otrzymanych wyników. Obiekty te stoją lub stały we wsiach:
a) Lipce, woj. gdańskie (obecnie Gdańsk-Lipce) - budynek mieszkalno-gospodarczy o wymiarach 20 x 10 m, piętrowy, wąskofrontowy o tradycjach późnogotyckich, konstrukcji szkieletowej z podcieniem szczytowym wspartym na 9 słupach, pobudowany ok. 1600 r.,
b ) Pniów , gm . Toszek , woj. katowickie - budynek mieszkalno-inwetarski o wymiarach 7 ,4 x 12,4m, szerok ofron tow y, konstrukcji zręb ow ej, pobudow any ok. 1630 r. rozebrany krótko po II wojnie światowej,
c ) Monety, gm . Biała Piska, woj. suwalskie - budynek mieszkalno-inwentarski o wymiarach 7 x 13,8 m , szerokofrontowy, konstrukcji zrębowej, pobudowany ok. 1630 r.,
d ) Zdrój, gm . Grodzisk Wlkp., woj. poznańskie - budynek mieszkalny o wymiarach 10,30 x 4 ,80 m, szerokofrontowy, konstrukcji sumikowo-iątkowej, pobudowany w 1602 r„ w 1990 r. przeniesiony na teren Wielkopolskiego Parku Etnograficznego w Dziekanowicach.
W XVII wieku typowa chałupa wielkopolska była budynkiem wolno stojącym na siedlisku, wąskofrontowym, zwróconym szczytem do 
drogi. Składała się z sieni, izby, komory ułożonych w jednym trakcie z wejściem do sieni przez podcień wsparty na trzech słupach. Powierzchnia takiego domu wahała się od 99,4 m2 do 110,5 m2 jeśli był to dom kmiecia bądź od 61 m2 do 94 m2, jeśli  był to dom zagrodnika. Wydłużony prostokąt o dość dużej powierzchni, jednakże po odjęciu powierzchni otwartego podcienia (10,36 m2 - 15,6 m2) na mieszkanie przypada od 59,54 m2 do 94,4 m 2, w tym izba zajmuje od 23,8 m2 do 36,4 m2, a komora od 11,9 m2 do 13,8 m2 i sień niewiele mniejsza od izby. W przypadku chałup zagrodniczych i im podobnych powierzchnia izby obejmuje od 18,4 m2 do  23,8 m 2, np.: dom Marcina Cieśli w Runowie ma dłuż wystawy łokci półczwarta. Sieni łokci ośm. Izby łokci ośm. Komory cztery łokcie na szerz łokci dziewięć. Dom kowala w Wielu: izba na dłuż łokci ośm, na szerz łokci siedem, komory łokci półczwarta, sieni łokci siedem na dłuż, przyłabki na dłuż łokci dziesięć. Widzimy tu więc, że przy ogólnej powierzchni budynku 65 m2 podcień zajmuje 23,04 m2 a izba tylko 18,4 m 2, świadczyłoby to, o celowym dostosowaniu planu chałupy do potrzeb  zawodowych jego użytkowników. W XVII wieku pojaw iają się pierw sze zmiany w układzie pom ieszczeń chałup: kmiecych i zagrodniczych np.: chałupa zagrodnika w Wielu izby ma być na dłuż łokci ośm, także i na szerz łokci dziewięć, komory łokci trzy, komora ma być w sieni. Chałupa kmieca w Starym Gostyniu ma być wzdłuż łokci 10, w szerz 9, w sieni ma być wzdłuż łokci 10, w sieni komora wystawka na łokci 3. Zmiany te to już nie podział domu wzdłuż kalenicy, lecz równolegle do niej z zachowaniem jednakże wejścia w ścianie szczytowej. W ten sposób następuje skrócenie domu przez przesunięcie komory do sieni, co jednocześnie powoduje zmniejszenie jego powierzchni ogólnej a szczególnie sieni, której powierzchnia w tradycyjnym układzie jest niewiele mniejsza od powierzchni izby. chałupa we wsi Zdrój (1602 r. ) szerokofrontowa o układzie trójdzielnym z dwoma izbami i sienią pośrodku. Ogólna powierzchnia mieszkalna tego obiektu wynosi 49,44 m2. Propocje z XVIII w Wielkopolsce domów budowanych na tym terenie w proporcji 2:5 jest zbliżona do powierzchni domów sprzed 100 lat budowanych w stosunku 1:3 czyli domów kmiecych - w tym czasie możemy spotkać tu chałupy o dość dużej powierzchni od 90 m2 do 114 m2 jak i mniejsze do 70 m2.
W XVII wieku w wielu chałupach zaczyna przenosić się komorę do sieni, a zatem dokonuje się podział domu wzdłuż kalenicy, jak i równolegle do niej. W XVIII w. dochodzi do istotniejszych zmian planu chałupy. Przede wszystkim pojawia się drugie wejście do sieni usytuowane w ścianie wzdłużnej na wysokości komina. Tak więc mamy już dwa wejścia, przy czym wejście szczytowe pozostaje nadal wejściem głównym, przez co nie zostaje naruszona zasada wąskofrontowości. Podcień XVIII-wiecznych chałup charakteryzuje się w wielu przypadkach doskonałą konstrukcją a szczególnie kom pozycją, utworzoną z ozdobnie profilowanej belki, mieczy oraz słupów. Kompozycja ta przybiera różnorodne formy: od mniej do bardziej wyrafinowanych. Najprostszym powiązaniem elementów formalnych jest podcień nie posiadający łuku, gdzie belkę podtrzymują okrągłe bądź czworokątne słupy, częstokroć usztywnione górą przez mieczowanie. Najw iększą jednak uwagę zwracają formy posiadające łuki wycięte w bierwionach łączących kolejne słupy  bądź ukształtowane przez wzmacniające mieczyki. Owe małe miecze tak typowe dla podcieni północno-zachodniej Wielkopolski podkreślają łączność budownictwa drewnianego z tradycją renesansowej i barokowej architektury murowanej. W XIX wieku powstaje duża rozpiętość domów budowanych od poniżej 30 m2 do powyżej 100 m2. tj: do 40 m2, od 40 do 60 m2, 60 - 80 m2, 80 - 100 m2, powyżej 100 m2. Przeważają od 40 do 60 m2 oraz 60 - 80 m2."

  Adam Moniuszko w książce "Prawo sądowe Rzeczypospolitej szlacheckiej (XVI–XVIII w.). Zarys wykładu z wyborem źródeł" pisze: "Składniki majątku wnoszone do małżeństwa określano w umowie przedślubnej (intercyzie), utwierdzanej odpowiednimi wpisami do ksiąg sądowych. Żona wnosiła - wyznaczone przez rodzinę lub opiekunów – wyprawę oraz posag (dos). Wyprawę najczęściej wyznaczano w  przedmiotach osobistego użytku (ubiór, kosztowności, przedmioty codziennego użytku), posag zaś w pieniądzach. W praktyce obie te części składowe czasami zlewały się ze sobą tworząc jedną masę majątkową. Mąż przyjmował posag i zabezpieczał żonę przez ustanowienie wiana, w  skład którego zwyczajowo wchodziły zapisy oprawy posagu (reformatio) oraz przywianku (dotalicium). Miało ono charakter zbliżony do zastawu: obciążone nieruchomości pozostawały w dalszym ciągu własnością męża, lecz w dużym stopniu wyłączono je z obrotu prawnego. Bez zgody żony mąż nie mógł nimi dysponować (alienować, obciążać zastawami); nie podlegały one również egzekucji długów męża zaciągniętych w okresie małżeństwa. W koronnym prawie ziemskim wiano typowo stanowiło podwójną wartość posagu, co związane było z dwoma jego składowymi: przywiankiem i oprawą. Zazwyczaj zapisywano je na połowie dóbr ziemskich męża. W prawie litewskim przewidywano zabezpieczanie na 1/3 całości majątku nieruchomego, choć w praktyce zabezpieczenie mogło być wyższe. Po śmierci męża wdowa miała prawo do użytkowania dóbr wiennych, z tym że spadkobiercy zmarłego mogli przejąć ich posiadanie po wypłaceniu wdowie sumy, na którą opiewało wiano. 
Organizacja sądów wiejskich była zróżnicowana. W dużej mierze zależała od wielkości dóbr i miejscowych zwyczajów. Podstawowym był sąd ławniczy, nazywany też urzędem wiejskim. Zasiadali w nim: sołtys albo wójt sądowy oraz wybrani w gromadzie ławnicy lub przysiężni. Właściwość rzeczowa była różna, zazwyczaj jednak rozpatrywał on w pierwszej instancji sprawy cywilne i drobniejsze sprawy karne. Zwykle zbierał się on w razie potrzeby. W większych kompleksach dóbr mógł być powołany sąd zamkowy. Orzekał w  nim wyznaczony urzędnik pana dominialnego. Rozpatrywał on poważniejsze sprawy, powierzone mu przez właściciela, głównie o  charakterze karnym (skierowane przeciw interesom gospodarczym właściciela, czy też ciężkie przestępstwa). Pełnił też rolę odwoławczą od urzędów wiejskich. Najwyższym sądem wiejskim był sąd pana dominialnego. W dużych kompleksach dóbr rozpatrywał apelacje w poważniejszych sprawach. We włościach średniej wielkości zajmował się poważniejszymi sprawami - zwłaszcza karnymi oraz odwołaniami od urzędów wiejskich. Wreszcie, w przypadku niewielkich dóbr, np. wsi będących współwłasnością kilku osób, gdzie nie powoływano nawet ławy, pan dominialny mógł być jedynym organem sądowym. Na Mazowszu, gdzie dominowała taka właśnie struktura własności szlacheckiej, w  przypadku sporów z  poddanymi innego pana dominialnego praktyce powoływano ad hoc sądy wiejskie (iudicium villanicum) z możliwością apelacji do sądów ziemskich. Charakterystycznym zjawiskiem było też częste – niezależnie od wielkości dóbr - przekazywanie spraw „gardłowych” do sądów miejskich. Specyficzną formę miał sąd rugowy. Odbywał się on raz lub dwa razy do roku. Orzekał w nim urzędnik pana dominialnego. Z gromady wybierano rugowników i ci – pod przysięgą – wskazać mieli znane im naruszenia prawa, do których doszło w okresie od poprzedniej sesji".
 

  Waldemar Janosiewicz w "Samorząd terytorialny w Polsce - zarys historyczny" pisze, że: "W Polsce dzielnicowej wraz z osadnictwem na prawie niemieckim (XIII wiek) pojawił się urząd sołtysa. W tym samym czasie w mieście zaistniała instytucja wójta, ale w ciągu XV stulecia instytucję wójta przeniesiono na wieś, i w ten sposób sołtys (od XIII wieku), a wójt (przełom XV i XVI wieku) stali się liderami społeczności wiejskich. Urzędowi sołtysa towarzyszyła instytucjonalna forma powstającego stopniowo samorządu terytorialnego – ława wiejska. W XVI wieku zniesiono dziedziczność urzędu sołtysa. Panowie wykupywali dziedziczne sołectwa, a na czele wsi stawiali wyznaczonego przez siebie wójta. W średniowiecznej Polsce  sprawy państwowe rozpatrywano na lokalnych zjazdach feudalnych: wiecach, kolokwiach, rokach oraz roczkach sądowych, które w XIV wieku przekształciły się w sejmiki". 

  Maciej Mączyński w artykule "O roli gromady w XVII - wiecznym sądzie wiejskim" na podstawie ksiąg gromadzkich Kasiny Wielkiej pokazuje prawa wyborcze, realną władzę polityczną (ustawodawczą i wykonawczą) i sądowniczą będącą w rękach chłopów. Gromada nie była tylko jednostki prawno-administracyjną, także wspólnotą polityczną, ceremonialną, a od XVI wieku też bractwem religijnym (zdecydowana większość bractw w Polsce w XVI-XVIII w. nosiła wezwania maryjne - w Kasinie Wielkiej, gdzie w 1755 r. cała gromada zadecydowała o powierzeniu komornikowi Błażejowi Skwarczkowi funkcji promotora różańca świętego w miejscowym kościele). Widzimy też tam zasady współżycia społecznego wsi oparte na wyobrażeniach religijnych i były przez nie sankcjonowane. W aspekcie gospodarczym gromady wiejskie były korporacjami.  Gromada stanowiły podmiot, który mógł zainicjować spisanie swoich zwyczajów lub nawet ustanowić nowe prawo. Władza zwierzchnia dysponowała prawem weryfi kacji prawa zwyczajowego oraz stanowienia prawa, jednakże jej zdolność do rzeczywistej egzekucji tych uprawnień zależna była od siły gromady.  Mączyński pisze: "Wyraz gromada rozumiany szeroko jako ‘ogół mieszkańców wsi’, węziej - jako "instytucja prawna, reprezentująca interesy mieszkańców przed właścicielem wsi". W skład gromady wchodzili wybierani przez wieś urzędnicy, których zadaniem było utrzymanie porządku na wsi; stanowili oni dla pozostałych poddanych organ kontrolny - nałożenie na poddanych obowiązku donoszenia o wszelkich możliwych wykroczeniach przeciw istniejącemu prawu do rugu, bądź do dworu wymagało wprowadzenia pewnych form nacisku i kontroli. Jedną z takich form było wyznaczenie sankcji karnej za zatajenie przestępstwa oraz nieobecność na posiedzeniu gromadzkiego sądu. W gromadzie dwór zyskiwał tanią siłę urzędniczą, która wykonywała wiele czynności prawnych, prymarnie należących do pana. Gromada miała w ustroju wsi małopolskiej spore kompetencje: udział w prawodawstwie wiejskim; udział w sądownictwie wiejskim; wybór urzędników gromadzkich, czyli tworzenie urzędu gromadzkiego; prawo uchwalania składek na cele gromady; kontrolę urzędników gromadzkich; ogólny nadzór nad stosunkami wiejskimi. Miała także prawo szczególne - prawo łaski. Małżonkowie Krzysztof i Barbara Wydrowie zwrócili się do przeora, jako pana dziedzicznego wsi z prośbą: o przyczynę do grumady, aby ich przyjęli do łaski, co grumada na prośbę moję uczynili tym sposobem, aby Krzysztof i żona jego zachowali się we wsi uczciwie, a bratu Michałowi niczem w domu nie przeszkadzali pod winą tą, gdyby się czym komu przewinili, tracą mieszkanie we wsi oboje. Wyraz przyczyna wg. słownika Lindego miał w tamtym czasie znaczenie "wstawianie się, prośba za kimś’.  Tekst księgi gromadzkiej wsi Kasina Wielka pozwala zrekonstruować fakty związane z posiedzeniami sądów rugowych, a także – choć często nie wprost – przebieg takiego posiedzenia. W latach 1600–1650 „zagajone było prawo” 47 razy, co daje średnio nieco mniej niż jedno posiedzenie w roku. W tym czasie gromada, zarówno przez swojego przedstawiciela tj. rugownika, jak i wnosząc bezpośrednie skargi do „prawa” oskarżyła o wykroczenie przeciw prawu 242 osoby. Średnio zatem na jednym posiedzeniu sądzono nieco ponad 5 mieszkańców wsi.Wielebny ojciec Erazmus Koniuszowski Pisma Świętego bakałarz, przeor Krakowski na ten czas, pan dziedziczny wsi Kasiny, przyjechawszy sam obecnie, naznaczywszy miejsce we dworze do zagajenia prawa wójta na imię Puta i siedmi ławników na imię: Michała Łaska, Stanisława Gościeja, Jędrzeja Giczmala, Bartosza Kubicza, Piotra Brzega, Błażeja Wilczka, Jana Strwoga mocą swoją przyjął i utwierdził. Zagajony tedy jest sąd wielki przez te osoby wyżej mianowane dnia i roku wyżej mianowanego mocą taką, jako jest zwyczaj i opisanie takowych ceremonii używać. Z zapisek sądowych z pierwszej połowy XVII wieku wynika, iż sąd gromadzki Kasiny rozpatrzył 245 spraw karnych, które zakończyły się naznaczeniem i wykonaniem kary. Wśród występków były też „grzechy” przeciw prawu Bożemu, jak i kościelnemu. Gromada dopuszczała skargi mieszkających poza granicami wsi, ale tylko te, w których pozwanymi byli mieszkańcy Kasiny. Gromada miała prawo uchwalać ustawy obowiązujące w całej wsi, ustawy te musiały być jednak potwierdzone przez pana dziedzicznego, ergo nie mogły godzić w interesy dworu. Uchwaliła gromada przy prawie, aby żaden nie śmiał przedawać miarą inszą, jeno Wielicką, a ktoby przestąpił winą, podpada panu kopę i powrozem w kłodzie plag dwadzieścia – każda miara ma być cechowana pieczęcią konwencką albo cechą.  Feruje Pan dekret, aby gromada Kasińska miała skrzynkę gromadzką, w której by ksiegi sądowe były chowane pod tyrojakim zamknieniem, w tej to skrzynce będą chowane prawa, pieniądze ubogich sierot i insze rzeczy do sądów należące; kto by wyszedł z państwa, będąc przy rozumie, nie mając dozwolenia zapisanego, a odszedłszy jakich dóbr, bądź ruchomych, bądź nieruchomych, tym samym, traci wszystko i nie ma prawa więcej upominać się. Posiedzenia sądu rugowego odbywano w Kasinie zazwyczaj raz w roku - najpierw we dworze, a później - od roku 1633 na prośbę gromady - w karczmie. W pierwszej połowie wieku XVII Kasina liczyła nie mniej niż 200 mieszkańców. W tymże roku odprowadzono bowiem pobór z 4 łanów zamieszkiwanych przez 60 osób, 2 młynów - 20 osób, 15 zagród z 75 osobami i dwóch rodzin komorniczych – 10 osób. Do tej liczby trzeba doliczyć mieszkańców dworu – ok. 10 osób, a także czeladź i służbę dworską. 
W roku 1597 rodzina Niewiarowskich ofiarowała folwark w Kasinie, a zatem i całą wieś konwentowi św. Dominika z Krakowa. Mieszkańcy Kasiny byli zwykłymi ludźmi: rodzili się i umierali, pracowali na roli, odrabiali pańszczyznę, budowali domy dla swoich rodzin, które wyposażali w niezbędne do życia sprzęty. W dni świąteczne chodzili do kościoła, w dni postne - pościli.

  Leszek Zugaj w "Historia administracji w Gminie Kamionka Wielka" pisze: "Najniższą jednostką podziału administracyjnego były parafie katolickie. Miały one często kształt terytorialny zbliżony do współczesnych gmin. Stanowiły one okręgi pomocne przy zbieraniu podatków państwowych i lokalnych. „Gromadę” tworzyła cała ludność danej wsi. Na czele gromady stał wybierany przez nią wójt lub sołtys. Miał on do pomocy ławników i dziesiętników. Ludność wiejska w tym czasie formalnie była poddana danemu panu, ale jako całość gromada stanowiła pewną siłę, z którą pan musiał się liczyć i respektować jej uprawnienia zwyczajowe. Ustalanie czynszów i danin na rzecz dworu należało do wspólnych porozumień gromady i pana. Wśród mieszkańców wsi - gromady istniały różne kategorie chłopów: kmiecie, dzierżawiący grunty dziedzicznie oraz zagrodnicy, chałupnicy i komornicy, stanowiący różne kategorie chłopów, od posiadających dożywotnio kawałek gruntu, poprzez dzierżawiących grunt dożywotnio, po robotników rolnych. Gromada wiejska stanowiła też własne sądownictwo pod przewodnictwem ławy wiejskiej. Na tak zwanych sądach „rugowych” wybierany przez gromadę ławnik musiał oddawać rug, co oznaczało, że stawał się oskarżycielem publicznym we wszystkich przestępstwach popełnianych przez mieszkańców gromady od czasu ostatniego sądu. Stosowano kary pieniężne lub chłostę. Za zabójstwo stosowano karę śmierci przez ścięcie. Za zdradę pana lub gromady - odebranie gruntu. Karę oznaczała ława wiejska, a dziedzic ją zatwierdzał lub łagodził. Jak pisał Feliks Koneczny: Wieś polska była doprawdy małym państewkiem sama w sobie. Wszelkie potrzeby, tak materialne, jakoż społeczne, zaspokajała sobie sama u siebie. Chłop uważał stosunek swój do dziedzica i gromady za naturalny, a związek ten za konieczny; związek zaś wsi swojej do państwa tylko za dodatkowy ciężar. O potrzebie związku z państwem nie miał najmniejszego pojęcia. Istnienie takiego związku dostrzegał chyba aż dopiero wtenczas gdy przypadła na wieś czasem tak zwana stacja żołnierska. On sam ani wojskowo nie służył, ani podatku do kasy państwowej nie odnosił. Lata całe nic o istnieniu państwa nie słyszał! Inny historyk w ten sposób opisywał samorząd gromadzki czasów XVIII wieku: Spełniając powinności dworskie, odrabiając pańszczyznę, płacąc czynsz, chłop wiedział, że w zamian ma użytkowanie dziedziczne gruntu, że ma prawo do opieki pańskiej, że w razie klęski elementarnej dozna ulgi w opłatach i zapomogi w inwentarzu, że instytucje gromadzkie dają mu pewną autonomię, pewien współudział w załatwianiu kwestii bieżących. Nie wolno, co prawda poddanemu w każdej chwili gruntu opuszczać, do karczem ograniczonych uczęszczać, z obcymi się schadzać i przebywać, ale w zamian ma wszystko, czego potrzebuje: ma sądownictwo, ma własną administrację, kościół, szpital, karczmę, ma przede wszystkim poczucie, że on we wsi jest jednostką powołaną nie tylko do obrabiania gruntu i ślepego słuchania rozkazów pańskich, ale także do współuczestnictwa w sprawach publicznych, w naradach gromadzkich, których owoce przybierają niejednokrotnie charakter ustaw".

  Andrzej Woźniak w artykule "Małżeństwa chłopskie  w XVIII-wiecznej wsi pańszczyźnianej" tak pisze: "N a podstawi e posiadanych materiałów źródłowych możemy jedynie stwierdzić, że w XVII I w . na Mazowszu dominującą formą posiadania ziemi był rodzaj bezterminowej dzierżawy, w warunkach której chłop nie posiadał żadnych praw do uprawianej prze z siebie ziemi. Był on jedynie je j użytkownikiem i mógł być z nie j w każdej chwil i przez pan a usunięty. Z „lepszym prawem" , tzw . prawem zakupnym , stosunkowo powszechnym np . w Małopolsce, na Mazowszu spotykamy się jedynie w niektórych wsiach dóbr duchownych i królewszczyzn. Prawo zakupne pozwalało chłopu na zamianę ziemi , puszczenie je j w najem , zastaw, sprzedaż, przekazanie potomstwu w całości lub częściach. Wszystkie te działania mogły być dokonywane jedynie za zgodą dworu. Pogląd ten został powielony przez Woźniaku w oparciu o zamieszczony przypis z książki Rutkowskiego: „włościanin w ogromnej większości wypadków własnego gruntu nie posiadał, a podstawą jego gospodarczej egzystencji był grunt nadany mu przez dziedzica lub jego zastępcę na nieokreślony przeciąg czasu".  Dalej pisze: "Kościół ujednolicał na Mazowszu położenie chłopów należących do różnych, wywodzących się z wcześniejszych okresów kategorii , przenosząc ich masowo na prawo niemieckie. Część chłopów objętych tą akcją nabyła także prawa zakupne . „Są również dane, że chłopskie prawa zakupne występowały w dobrach książęcych, a także niektórych prywatnych". Jeżeli idzi e o dobra prywatne, to autor stwierdza jedynie istnienie danych mówiących o zezwoleniach książęcych na lokację wsi szlacheckich na prawie niemieckim. „Nie wiemy natomiast - zastrzega, czy obdarowani skorzystali z przyznanych im praw oraz czy we wszystkich wsiach były prawa zakupne. W stosunku do starostwa sochaczewskiego , w którym wg inwentarz a z roku 1510  na 13 wsi 9 posiadało praw o zakupne , nie posiadały tego prawa dwie , a dwie pozostałe miały je prawdopodobnie. Niezbyt obfita literatura przedmiotu pozwala nam zatem jedynie na stwierdzenie , że praw o zakupne występował on a Mazowszu dosyć często, przynajmniej od początków XVI w . w niektórych królewszczyznach i dobrach kościelnych. Istnieje również prawdopodobieństwo, że mogli je posiadać chłopi w pojedynczych wsiach prywatnych. W wiek u XVII następuje jednak ograniczenie chłopskich praw zakupnych w dobrach kościelnych, a prawdopodobnie także w królewszczyznach i tych dobrach prywatnych, w których prawa te istniały. W stosunku do wieku XVIII brak jakichkolwiek opracowań na ten temat. Analiza XVIII-wiecznych źródeł pozwalają mianowicie stwierdzić niewątpliwie występowanie zakupieństwa w niektórych wsiach mazowieckich dóbr kościelnych np administracja dóbr łowickich arcybiskupstwa gnieźnieńskiego w inwentarzu klucza skierniewickiego z rok u 1780 zabrani a sprzedaży, zastawów oraz zamiany ról i łąk, dawania ich w posagu za córkami „do miasta", tj . Skierniewic , „lub wsi postronnych" , „przedtem przez poddanych nie ­słusznością działane". W innych wsiach dóbr łowickich administracja kwestionowała w ogóle prawa zakupników do ich gruntów, gdy nie byli oni w stanie przedstawić odpowiednich dokumentów. Przypuszczać zresztą można, że w II połowie XVIII w., po długim okresie wojen , epidemi i itp. wyniszczających wieś mazowiecką, wielu zakupników takich dokumentów nie posiadało. W Księgach wójtowskich i ławniczych klucza jabłońskiego (Jabłonna pod Warszawą) zawierte są m.in . liczne umowy dotyczące sprzedaży, darowizny , przekazywania w posagu gruntów chłopskich . Większość z nich pochodzi z lat 40-tych i końca wiek u XVII , trzy zaś z I połowy wieku XVIII.  Umowy z lat 1701 i 1731 dotyczą sprzedaży, zapis z rok u 1747 stwierdza , iż jako rekompensatę za przyłączoną do folwarku „rolę ogrodną" niejakiego Jana Bieniesza, dwór daje mu „łąkę pustą" w innym miejscu nazwaną „ogrodną". Być może, że prawa zakupne czynszowe posiadały wsie kurpiowskie w okolicy Pułtuska oraz wsie czynszowe w innych okolicach (np. Dzierżanowo, Dzierzążnia, Popłacin, Szczycę), ale inwentarz z rok u 1773 wyraźnie o tym nie wspomina. Nie posiadały tych praw , o czym będzie jeszcze mowa , wsie czy chłopi, którym dwór dawał załogę. Takich zaś wsi pańszczyźnianych było w dobrach biskupstw a płockiego, kapituły płockiej i pułtuskiej bardzo wiele. Za brakiem zakupieństwa w dobrach prywatnych przemawia także stosunkowo częste przenoszenie chłopów z jednego gospodarstwa na drugie czy powszechnie występujący i rozbudowany system załogi. Chłopi zakupni nie otrzymywali od dworu załogi. w ogłoszonej w rok u 1791 Ordynacja referendaryi koronnej o powinnościach, porządku, opłacie włościan wszelkich królewszczyzn, Referendaria Koronna przyznała chłopom we wszystkich królewszczyznach (a więc i mazowieckich ) praw o do dziedzicznego posiadania ziemi i z pewnym i ograniczeniam i do zbywania jej. Na zawarcie małżeństwa chłop posiadać musiał zgodę dziedzica. W większości wypadków, gdy oboje młodzi byl i poddanym i jednego właściciela, uzyskanie takiego zezwolenia nie stanowiło większego problemu , gdyż pan w trosce o własne interesy gospodarcze dążył, aby w jego dobrach zawierano jak najwięcej małżeństw. Nie zezwalał natomiast dwór na ożenki wiążące się z przenosinam i poddanych do innych dóbr (nie dotyczyło to małych wsi, gdzie mogło brakować kandydatów/ek lub uniemożliwiał to stopień pokrewieństwa). Wartość wydawanych na jedno wesele produktów wyceniano na 30 do 65 zł. W sumie w latach 1785-1795 w dobrach łęczeszyckich udzielono „weselnych" zapomóg 27 osobom. W latach 1773-1797 wydatki na wesela chłopskie są również stałą pozycją w rachunkach innych dóbr Walickiego - kluczy małowiejskiego i bełskiego. Znacznie mniej dokładne są wiadomości dotyczące finansowania wesel chłopskich w innych wsiach prywatnych i na ­leżącej do kapituły płockiej wsi Górki. Ograniczają się one do krótkich wzmianek stwierdzających, że dziedzic lub posesor wsi „sprawił wesele " jednemu czy kilku poddanym. Finansowali chłopskie wesela również niektórzy posesorzy dóbr kościelnych i królewszczyzn. Szczególnie obfite wiadomości dotyczące zapomóg na wesela zawierają inwentarze i rachunki z dóbr Bazylego Walickiego. Tak np. inwentarz dóbr Łęczeszyce wyznacza na chłopskie wesela po 2 ćwierci żyta, 1 ćwierci pszenicy , 4 garnce grochu , 2 kwarty soli, 2 „mirki" 30-garncowe piwa , 2 garnce gorzałki i 4 zł „na mięso". Podobne ilości alkoholu , zboża i pieniędzy dawano na wesela w innych dobrach Walickiego. Posag córki składał się przeważnie z pieniędzy, sprzętów i inwentarza żywego, jednej czy najwyżej paru sztuk bydła, stanowiących niewątpliwie jego zasadniczą część składową. Raporty kontrolerów z 1785 r. zawierają wiadomości o skargach z 10 wsi , że opłaty, szczegól­nie za śluby i pogrzeby , są w ich parafiach zbyt wysokie, nie wiemy jednak w jakim stopniu skargi te zostały prze z administrację wzięte pod uwagę."

  Jakub Goldberg w artykule "Walka Walentego Gały o awans społeczny i ekonomiczny w drugiej połowie XVIII wieku" pisze: "Piechota wybraniecka została powołana do życia w 1578 r. i składała się z 1806 żołnierzy, a ich prawa i obowiązki zostały określone w konstytucji sejmu z 1590 r. Wybrańcy otrzymywali jednołanowe gospodarstwa oraz przysługiwało im emfiteutyczne prawo własności ziemi, nie odrabiali pańszczyzny, nie uiszczali czynszów, nie płacili podatków oraz mogli przekazywać swoje gospodarstwa w spadku dzieciom. Konstytucja z 1676 r. zezwalała dzielić wybranictwa najwyżej między czterech sukcesorów. Wybrańcy, począwszy od 1638 r. mogli być zwalniani ze służby wojskowej w zamian za opłacenie ekwiwalentu w gotówce; w 1726 r. obowiązujące ich powinności militarne zostały definitywnie zamienione na roczne opłaty w wysokości 100 złp. Wybraniectwa utraciły przez to charakter uposażenia piechoty chłopskiej, co z kolei ułatwiało szlachcie przejmowanie ich na własność, nawet jeśli nie uzyskała niezbędnego do tego zezwolenia królewskiego. Lecz wybraniectwa, w przeciwieństwie do sołectw - najbardziej zbliżonego do wybraniectw typu uprzywilejowanych gospodarstw chłopskich - nie zostały zarezerwowane dla szlachty i ubiegali się o nie również wzbogaceni chłopi.  Walenty Gała, który odkupił od szlachty dwa wybraniectwa w starostwie sokolnickim. Świadczy to, że obok dominującej tendencji do przejmowania wybraniectw przez szlachtę, miały również miejsce wypadki przechodzenia tych gospodarstw z rąk szlacheckich do chłopskich. Gała nie należał do grupy bartników, posiadających własne barcie oraz gospodarstwa rolne. Startował z pozycji bartnika służącego w starostwie sokolnickim, gdzie w XVIII w. znajdował się jeden z ostatnich ośrodków bartniczych w ziemi wieluńskiej. Tak jak inni bartnicy nie był zobowiązany do żadnych świadczeń na rzecz starosty, a za swoją pracę otrzymywał wynagrodzenie w postaci pewnej sumy pieniędzy oraz użytkowania niewielkiej działki ziemi. Według przyjętych wówczas norm powinien też dostawać trzecią, czy nawet nieco większą część wyrabianego w dozorowanych przez niego barciach i ulach miodu i wosku. Jako bartnik w położonym tuż około granicy polsko-śląskiej starostwie sokolnickim miał też możliwość zarobkowania w istniejącym tam ożywionym handlu pogranicznym, którego głównymi przedmiotami były miód i wosk; w handlu tym uczestniczyli również chłopi. Przez teren ten prowadził jeden z głównych szlaków handlowych, którym wywożono wspomniane artykuły na Śląsk oraz do krajów zachodniej Europy. Nie ulega żadnej wątpliwości, że tak przedsiębiorczy bartnik jak Walenty Gała nie pomijał żadnej okazji, aby czerpać z tego handlu korzyści. Dzięki temu mógł zdobyć znaczną jak na chłopskie możliwości fortunę, skoro był w stanie zapłacić wygórowaną cenę za nabyte przez siebie wybraniectwa. W sześćdziesiątych latach XVIII wieku, rozwinięte w ziemi wieluńskiej bartnictwo chyliło się już ku upadkowi. Zmniejszała się więc w tej okolicy podaż miodu i wosku oraz spadły obroty w handlu artykułami bartniczymi. W tej sytuacji Walenty Gała porzuca bartnictwo i odkupuje od szlachcica Krzysztofa Czechowskiego dwa wybraniectwa w tym samym starostwie sokolnickim, w którym pełnił dotąd służbę. Zapłacił za nie łącznie 4442 zip; za taką sumę szlachcic mógłby dzierżawić przez trzy lata na innym terenie dużą wieś szacowaną na 21000 złp., natomiast mniejszą wieś można było nabyć za 3060 złp. Zakupione przez Gałę wybraniectwo w Czastarach istniało już od czasu powołania do życia piechoty wybranieckiej, a w połowie XVII w. wskutek zniszczeń wojennych oraz grasującej w okolicy epidemii zostało opuszczone przez wybrańca i następnie zagarnięte przez szlachtę. Gała po przejęciu zakupionego przez siebie wybraniectwa w Czastarach zastał tam dwóch gospodarujących na „półrolkach” oraz opłacających czynsz i odrabiających pańszczyznę chłopów. A spadkobiercy Walentego Gały, odbierając po kilkunastoletnich tarapatach nabyte przez ich ojca wybraniectwo W Sokolnikach, znaleźli tam trzy gospodarstwa chłopskie; jeden z chłopów płacił rocznie 24 złp. czynszu, a pozostali tylko 7 zip., ale ponadto musieli odrabiać dwa dni pańszczyzny w tygodniu. Lecz Gała będąc, bądź co bądź, chłopem, a nie szlachcicem, nie ważył się egzekwować od nich za wzorem
poprzednich właścicieli czynszów i robocizn. Spędził więc zbędnych dla niego chłopów z roli; jednemu pozowolił rozebrać chałupę, a drugiemu, który pozostawił swoją na miejscu, wypłacił odszkodowanie. Stało się to z kolei zarzewiem antagonizmów między Gałą a gromadą czastarską, wzięła ona bowiem stronę wyrugowanych z gruntów wybranieckich chłopów. Walenty Gala zrezygnował z pobierania czynszu i egzekwowania pańszczyzny od osiadłych w jego wybraniectwie chłopów, przejął natomiast inne wzory szlacheckiego gospodarowania i stylu życia. Zaczął nawet używać nazwiska Galiński. Próbował, tak jak szlachta, czerpać dochody z propinacji, chociaż wybrańcom przysługiwało jedynie prawo do wyrobu piwa i gorzałki do własnej konsumpcji. Interes ten musiał nieźle prosperować, skoro jszcze po upływie 15 lat Antoni Sułkowski przypominał dzierżawcy Ludwikowi Borowskiemu, że Gala i jego synowie „uzurpowali sobie byli propinacyją, za którą ichm[ościom] dzierżawcom kilka tysięcy zip. bonifikowałem”. Groźby oraz naciski wywierane na Gałę, aby zaprzestał uprawianie tego procederu, nie dawały rezultatu i jego dochody z tego źródła ustały dopiero wówczas, gdy karczmarz „Żyd pomiarkowawszy co się dzieje, niedługo bawiąc uciekł”. Gala udawał się wraz z synami w drogę „zwyczajem swym zawsze zbrojno”, zwłaszcza że jako zaprawiony w myślistwie bartnik umiał obchodzić się z bronią. W swojej chałupie trzymał,/użyje dwie, karabin jeden, pistoletów parę, kosę nasadzoną wprost na trzonku, szpadę na półtora łokcia długą w kij osadzoną”. Przez dwa lata gospodarował na wybraniectwie w Czastarach i w ciągu tego czasu nie ruszał się ani na krok bez broni, żyjąc wraz ze swoją rodziną w stanie zbrojnego pogotowia. Ludwik Borowski kilkakrotnie wzywał Gałę do dworu i żądał od niego, aby się upokorzył, a kiedy niczego tą drogą nie wskórał, zaczął nasyłać swoją służbę i oficjalistów, aby go pojmali. Samego Gały nie zdołali jednak schwytać, jedynie zabrali jego konie z pastwiska oraz będące w cenie żelazne pługi. Podobnym represjom podlegali również inni chłopscy posesorowie wybraniectw, którzy popadli w konflikty ze starostami. Aby zabezpieczyć się przed groźniejszymi represjami i ewentualną napaścią, Gala uprawiał swoje grunta w wybraniectwie w ten sposób, że kiedy on sam „dwie flinty w ręku nosząc, syn jego orał". Gała doprowadził do sytuacji, która przekroczyła ramy przyjętego układu stosunków wiejskich i ani Sułkowski, ani Borowski nie zamierzali jej akceptować. Borowski po nieudanych próbach poskromienia Gały wręcz zażądał od Sułkowskiego pomocy w celu zdławienia uporu byłego bartnika i nawet groził, że w’ przeciwnym wypadku będzie zmuszony odstąpić od dzierżawy starostwa. W odpowiedzi Sułkowski wysłał do Czastar swojego specjalnego plenipotenta, któremu nakazał użyć wszelkich środków do złamania oporu ze strony Gały. Wysłannik ten udał się najpierw na teren wybraniectwa i próbował zmusić Gałę, aby upokorzył się, a kiedy niczego nie zdziałał nakazał podstarościemu go uwięzić. Lecz Gała zagroził użyciem broni i zmusił ich do ustąpienia. Plenipotent Sułkowskiego i obaj Borowscy doszli do wniosku, że po wyczerpaniu wszelkich możliwych środków nie pozostało im nic innego, jak urządzić zajazd na wybraniectwo Gały. Wprawdzie zdarzały się zajazdy szlachty na wybraniectwa, mające na celu usunięcie z nich chłopów-posesorów, lecz zajazd na wybraniectwo w Czastarach zwraca uwagę z tego względu, że miał miejsce 13 VII 1768 r., czyli około cztery miesiące po uchwaleniu przez sejm konstytucji zakazującej tych praktyk. Wobec tego, że nie udało się pojmać Gały w dzień, spróbowano dokonać tego pod osłoną nocy. Późnym wieczorem otoczono chałupę, w której oprócz samego Gały znajdowało się jego trzech synów oraz inni członkowie rodziny. Jednak oblężeni nie dali za wygraną, chociaż napastnicy, których liczba po wezwanej w ciągu nocy odsieczy wzrosła do 15, poczynili przygotowania do podpalenia chałupy. Wśród uczestników zajazdu znajdowało się czworo szlachty, resztę zaś stanowili miejscowi chłopi: stróże dworscy, karbowy, włodarz, młynarz oraz wójt i ławnicy czastarscy - mający także pretensje do Gały. Oblegającym dopiero o świcie udało się wyważyć drzwi do chałupy i wtargnąć do wnętrza, gdzie doszło do bezpośredniego starcia między Gałą, i jego synami z jednej, a nasłanymi na nich chłopami z drugiej strony. W trakcie walki Walenty Gała i jego syn Maciej śmiertelnie ranili wójta czastarskiego, który zmarł po kilku tygodniach. Jeden spośród wydającej rozkazy szlachty, niejaki Mikołaj Kozierowski, aby położyć kres dramatycznej walce strzelił przez okno do Gały, w czym chyba wtórowali mu inni, skoro przy obdukcji jego zwłok w kościele w Czastarach stwierdzono, że zabity miał „w piersiach dziur 7 śrutem grubym i na gardle dziurę jedną, kulą - dla których postrzałem niegdy Walenty Gała, ledwo przeszedłszy przez próg do komory, bez żadnej dyspozycyi duszy i ciała swoje życie zakończył. Rodzina Galów po tragicznie zakończonej obronie wybraniectwa bynajmniej nie zaprzestała dochodzić swoich praw i po ochłonięciu kontynuowała rozpoczętą przez Walentego Gałę walkę o legalnie zakupione przez niego wybraniectwa, przeciwstawiała się też stosowanym w dalszym ciągu przez ludzi Sułkowskiego i Borowskiego represjom. Rodzina Gały uniemożliwiła Borowskim szybkie pochowanie zwłok i zatarcie śladów zabójstwa. Udało się jej sprowadzić do Czastar woźnego sądu grodzkiego w Wieluniu, który wraz z dwoma występującymi w roli świadków szlachcicami zjawił się akurat w momencie, kiedy trumnę ze zwłokami Gały pospiesznie spuszczano do grobu. Więc wyciągnięto ją z powrotem i woźny ze świadkami dokonali obdukcji zwłok oraz przeprowadzili wizję lokalną. Wyniki przeprowadzonego w tak szczególnych warunkach dochodzenia odegrały istotną rolę w procesie przeciwko zabójcom Walentego Gały. Borowski usunął rodzinę Galów z wybraniectwa w Czastarach i aby uniemożliwić w przyszłości jego rewindykację, postanowił rozparcelować cały należący do niego areał i obdzielić nim chłopów. Lecz, rzecz godna uwagi, że tych gruntów „gromada cżastarska posiewać nie chciała”. Sprawa zabójstwa Gały oraz zgłoszonych przez jego spadkobierców roszczeń była rozpatrywana przez sąd referendarski, który w tych latach w większym niż dotąd stopniu uwzględniał interesy chłopów oraz zgłaszane przez nich prośby i oskarżenia. Borowski został więc zmuszony do zwrócenia Gałom wybraniectwa w Czastarach, a Krzysztof Czechowski do przekazania. im zakupionego przed 13 laty wybraniectwa w Sokolnikach. w 1770 r. zapadł wyrok skazujący Ludwika Borowskiego na 6 tygodni, a jego syna Ignacego na 12 tygodni wieży za zorganizowanie zajazdu na wybraniectwo Gały. Natomiast Mikołaj Kozierowski, zabójca Gały, obawiając się kary nie stawił się przed sądem i został zaocznie skazany najeden rok wieży. Ludwik Borowski został ponadto zobowiązany do zapłacenia Gałom 6869 zip tytułem odszkodowania za wyrządzone szkody w wybraniectwie oraz za sprzątnięte przez niego zboże, jednak nie wypłacił tej sumy. Dpiero na mocy zawartego w 1783 r. kompromisu, zobowiązał się pod groźbą dodatkowej kary do zapłacenia 1930 złp."

  Karolina Stojek-Sawicka w "Społeczeństwo stanowe w Polsce w XIV - XV w." pisze: "Duchowieństwo składało się z przedstawicieli innych grup społecznych: szlachtę,mieszczan, a nawet chłopów. Pochodzenie społeczne decydowało natomiast o tym, jakichgodności kościelnych można było dostąpić. Większość wyższych urzędów kościelnych moglizajmować tylko synowie szlacheccy. Mieszczanie i chłopi obsadzali niższe stanowiskakościelne, np. plebanów, choć czasem zdarzały się wyjątki od tej reguły i przedstawicieleniższych stanów zdobywali też wyższe godności. Przykładem był Mikołaj Trąba - jedenz najbardziej wpływowych duchownych i polityków w czasach Władysława Jagiełły, prymasPolski, podkanclerzy i członek rady królewskiej, który prawdopodobnie pochodził z rodzinymieszczańskiej i był dzieckiem z nieprawego łoża. Grupa duchowieństwa obejmowała zarówno duchowieństwozakonne, jak i diecezjalne, zwykłych proboszczów, biskupów i arcybiskupów. Podstawowymzadaniem duchowieństwa była posługa duszpasterska wśród wiernych. Niektórzysprawowali ją jednak na parafiach (czasem bardzo ubogich), a inni na dworach szlacheckich,możnowładczych i królewskim. 
Zdecydowaną większość społeczeństwa polskiego (ok. 70‐80 proc.) stanowili chłopi. Odinnych stanów różnili się tym, że ani w sensie prawnym, ani politycznym nie wyodrębnili sięw osobną grupę. Głównym zajęciem chłopów pozostawała uprawa ziemi i hodowla,wykazywało ono silny związek z własną wsią, rodziną i wspólnotą sąsiedzką. W podstawowejswej masie chłopi pozostawali silnie zróżnicowani. Obok bogatszych chłopów, zwanychkmieciami, byli zagrodnicy czy komornicy nie posiadający w ogóle żadnej ziemi i żyjącyz pracy najemnej.
Podstawowym obowiązkiem ludności wiejskiej względem pana było odrabianie pańszczyzny,czyli darmowa praca na polu pana. Wraz z rozbudową szlacheckich gospodarstw wymiarpańszczyzny rósł i rozpoczął się proces przywiązywania chłopów do ziemi, czyli zakazopuszczania przez nich gospodarstw. W XIV - XV w. po spełnieniu określonych warunkówi uregulowaniu spraw związanych z gospodarstwem chłopi w liczbie dwóch - trzechrocznie mogli opuścić wieś bez zgody pana (dopuszczały to statuty wiślickie KazimierzaWielkiego z 1346 r.). Zmienił to przywilej piotrkowski z 1496 r., a jego postanowienia dały sięodczuć w następnym stuleciu. Ograniczył on prawo chłopa do opuszczania wsi bez zgodypana wyłącznie do jednego syna kmiecego i tylko raz w roku. Chłopi byli zobowiązani nietylko do pracy na pańskiej ziemi przez określoną ilość dni w roku, ale też do innychświadczeń na rzecz dworu. Pogarszające się położenie chłopów skłoniło wielu z nich dobezprawnego opuszczania wsi pana (czyli do zbiegostwa).
Bariery stanowe pod koniec średniowiecza nie były ściśle określone i ludzie mieli możliwośćmigrowania między grupami. Najbardziej pożądane było dostanie się do stanu szlacheckiego.Z czasem zaczęto coraz bardziej strzec dostępu do tej warstwy. W XIV w. zostaławprowadzona procedura nagany szlacheckiej, czyli sądowego udowodnienia swojegopochodzenia. Polegało to na tym, że ten, komu zarzucono podszywanie się pod tytułszlachcica, musiał w sądzie przedstawić świadków ze strony ojca i matki, którzy moglibyzaprzeczyć zarzutom". 

  Tadeusz Wasilewski w "0 służbie wojskowej ludności wiejskiej i składzie społecznym wojsk konnych i pieszych wе wczesnym średniowieczu polskim" pisze: "W związku z częstym istnieniem niedziału braterskiego, a zwłaszcza rodzinnego (ojca z dorosłymi synami) większość gospodarstw w źródłach XI - XII w. określanych jako curia - dwór składała się z dwóch lub paru rodzin. Ponieważ obowiązek wojskowy, jak w ogóle ciężary prawa książęcego i daniny, miał charakter rzeczowy, a nie osobisty, tj. związany był ściśle z ziemią, nawet w wypadku powoływania 1 zbrojnego z 10 dworów na wyprawę, obejmował on również w końcu XII - XIII w. tylko niewielką część ludności wiejskiej niesłużebnej. Ludność bezrolna była zupełnie zwolniona od tego ciężaru. Mamy w źródłach dowody, że ludność służebna nie była nigdy objęta niektórymi powinnościami, jak na przykład „stróżą“. Być może tłumaczy się to tym, że dotykał ich w nierównie większym stopniu niż ludność wiejską niesłużebną obowiązek expeditio, który trudno było pogodzić ze stróżą, zwłaszcza wojenną. Być może niektóre kategorie ludności służebnej w większym stopniu pociągane były do wojska niż inne. Do takich kategorii należeć mogli narocznicy - grupa zamożniejsza i stojąca wyżej społecznie wśród ludności wiejskiej oraz, jak wskazywałyby na to analogie ruskie i litewskie, rzemieślnicza ludność służebna oraz służba leśna i myśliwska. Zjawisko to tłumaczy większa zamożność ludności rzemieślniczej, która mogła włączyć się do produkcji na zbyt, co powodowało, wobec stałej tendencji państwa wczesnofeudalnego do nakładania obowiązku wojennego na ludność zamożniejszą, pociąganie ich jak i innych grup ludności służebnej do służby wojskowej. Tendencja ta szczególnie widoczna jest w źródłach litewskich. Wielkie Księstwo Litewskie pociągało do obowiązku służby wojskowej spośród ludzi gospodarskich poza bojarami ludność nie ciągłą, a więc zamożniejszą, do której należała ludność służebna, także rzemieślnicza.
Spośród ludności wiejskiej grupy silniej uzależnione od feudała były mniej obciążane przez państwo niż ludność jeszcze wolna (rustici ducis) lub liberi. Tak więc ascripticii wcześniej niż liberi otrzymywali zwolnienie od expeditio; zapewne i przed zwolnieniem powinność ta obowiązywała ich w mniejszym stopniu niż wolnych. Prawdopodobnie zatem servi, tj. czeladź niewolna feudała nie była objęta nie tylko obowiązkiem stróży, ale i expeditio. Spowodowane to było chociażby tym, że gospodarka własna feudała, która obejmowała przeważnie tę kategorię ludności, była we wczesnym średniowieczu wolna od ciężarów prawa książęcego.
Sądzimy zatem, że nieliczna część ludności wiejskiej powoływana do wojska w ramach expeditio składała się we wczesnym średniowieczu głównie z ludności zamożniejszej spośród rustici ducis, liberi i ludności służebnej, i rycerstwa niewolnego. Ludność wiejska jako całość ponosiła
jedynie koszta związane z organizowaniem wyprawy, określane również terminem expeditio, rzadziej subsidium. Ogół ludności wiejskiej obowiązywało jedynie defensio terre, ograniczone wszakże do najbliższego regionu, może obszaru kasztelanii. Ciężar ten wraz z upadkiem dawnej organizacji obronnej X - XII w. i znaczenia grodów drewnianoziemnych stracił na znaczeniu, mimo że w formie schyłkowej znany był jeszcze w XIV w. Ludność powoływana wówczas do obrony ziemi podobnie jak w okresie wcześniejszym nie wchodziła w skład „pospolitego ruszenia“.
Do późniejszego stanu włodyczego i drobnej szlachty mogło też przenikać niewolne rycerstwo służebne. Przenikania do drobnego rycerstwa nieurzędniczego dawnej ludności objętej powinnością expeditio dowodzą przykłady świadczące, że dawna ludność służebna, w tym narocznicy, jeszcze w XIV - XVI w. przenikała do szeregów drobnej szlachty. Część zaś dawnej ludności wiejskiej powoływanej na wyprawy znalazła się być może w podobnej sytuacji co prywatne rycerstwo służebne i weszła w zależność od wielkich feudałów duchownych i świeckich, tworząc ich klientelę znaną z dokumentów XIII w. Dotyczyło to zapewne głównie tej części ludności wiejskiej, która na wyprawy powoływana była z dóbr rycerskich i która być może na wyprawach stawała razem z orszakiem zbrojnym feudała. Spośród ludności wiejskiej grupy zobowiązanej we wczesnym średniowieczu do służby wojskowej w szeregach wojska książęcego oraz grupy, która pełniąc podobną służbę weszła w zależność od feudałów, może naszym zdaniem rzucić światło na genezę dwóch grup niższego rycerstwa znanych z XIV w. jako włodycy i panosze. Część jako ubodzy „współrodowcy” wejść mogła do rodów możnowiadczych poprzez należenie do chorągwi „rodowych” jako klientela rycerstwa i przez to wejść do stanu rycerskiego.

  Grzegorz Białuński w "Z przemian społeczno-prawnych na ziemiach pruskich. Problem tzw. oraczy (XV-XVIII wiek)", pisze: "Wsie zamieszkałe przez oraczy miały to być wsie służebne. Oracze byli małymi wolnymi, którzy zamiast obowiązku służby zbrojnej mieli obowiązek wystawiania służby oraczowskiej. Ich pozycja społeczna (i ekonomiczna) była zbliżona do wolnych, choć w świadomości ówczesnych mieszkańców była ona nieco niższa (bycie wolnym było bardziej pożądane). Swoje majątki posiadali oracze bez przywilejów lokacyjnych, ale kierowano się wobec nich prawem magdeburskim prostym. Najpełniejszy opis obowiązków oraczowskich zachował się w jednej z ksiąg zamkowych z połowy XVI w. Tutaj podajemy go według nieco poprawionego tłumaczenia W. Kętrzyńskiego: „Oracze – każdy z nich ma15 łanów, z których czyni jedną służbę; nie mają przywilejów lokacyjnych, lecz tylko listy kupna. Obowiązkiem ich jest oranie pól folwarcznych pod oziminęi zboże jare, wykonywanie wszelkich budowli folwarcznych, stawianie płotów polnych, koszenie trawy z jednej morgi, zebranie jej i zwożenie na zamek ełcki. Obowiązani są [też] dawać od każdego dymu korzec pszenicy i korzec żyta oraz funt wosku od każdej służby. Wożą również na zamek ¾ fury drewna od każdej służby, a jeżeli to nie wystarczy, to powinni zwieść dwie fury od każdego dymu (jedno gospodarstwo)”.Ten bardzo szczegółowy opis ich obowiązków można uzupełnić o inne jeszcze przekazy. W popisie wojskowym w 1519 r. od każdej służby żądano wystawienia pół wozu oraz jednego konia (oczywiście z oraczem). Tak więc do służby wojskowej także byli pociągani, jednak sposobem zbliżonym do chłopów. Wreszcie w listach kupna dla oraczy z Sędek i Ropel z 1548 r. wymieniono szczegółowo zakres ich obowiązków. Mieli więc pełnić szarwark na dworze w Ełku, wnosić daninę płużną (w sumie po 5 korców żyta i pszenicy), w wosku (po pół funta),ciąć i zwozić na zamek drewno (po ¼ fury). Potwierdzały one znane nam już obciążenia, nieco niższy był jedynie obowiązek zwózki drewna. Odosobnionym przykładem byli oracze z Sikor, których obowiązkiem było wyrabianie klepek na potrzeby zamku ełckiego, za to byli wolni od służby oraczowskiej. W XVI w. okazało się jednak, że ówcześni mieszkańcy nie byli zdatni do takiej pracy, w związku z tym uwolniono ich od niej, jak też od pańszczyzny ręcznej oraz zwózki drewna (1564 r.). W zamian mieli jednak dawać rocznie 7 grzywien celem najmowania budników, którzy wyrabialiby klepki zamiast nich. Musieli też zwozić 45 korców owsa do spichlerza w Królewcu za wynagrodzeniem 5 szelągów od korca. Utrzymano też obowiązek wnoszenia płużnego oraz koszenia i zwożenia siana z obszaru o wielkości 1 morgi do obory folwarcznej lub owczarni. Oracze z jedynej wsi oraczowskiej w starostwie straduńskim byli pociągani do budowy, naprawiania i czyszczenia wszelkich kominów w folwarkach dominialnych. Najprawdopodobniej nie było bowiem tak, że wszyscy oracze byli zobowiązani do szarwarku ornego, ale jeden z każdych 15 łanów przez nich posiadanych. To właśnie była wspominana w źródłach służba (Dienst). Pozostali natomiast byli obciążani jego utrzymaniem i z pewnością pełnili wszystkie pozostałe robocizny (Scharwerk). Kolejne obciążenie w postaci płużnego również było oddawane sposobem wolnych (od gospodarstwa, a nie odlicz by łanów). Wnosili też daninę z wosku, która była charakterystyczna także tylko wolnym. Wykonywanie budów było też obowiązkiem powszechniejszym wśród wolnych, jedynie stawianie płotów, zwózka drewna i koszenie trawy były typowo chłopskim obciążeniem, ale również, choć rzadko, spotykane u wolnych. Z tego możemy wnioskować, że oracze pod względem obowiązków byli raczej wolnymi niż chłopami. W 1561 r. oracze dawali dziesięcinę w wysokości 15 szelągów od domu (gospodarstwa), a podatek szkolny w wysokości 8 szelągów. W tym czasie wolni dawali 20 szelągów od dworu (gospodarstwa), zaś chłopi czynszowi 15 szelągów, ale od każdego łanu. Tak więc były to stawki bardziej zbliżone do wolnych, potwierdzają to zresztą nieco późniejsze przekazy. Otóż w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XVI w. dziesięcinę oraz podymne wnosili już w takiej samej wysokości, jak wolni, tj. 13 szelągów od łanu oraz 8 szelągów od dymu. Przeciętne gospodarstwo oracza wynosiło 1,7 łanu; co również zbliżało go do wolnego (2 łany, zaś chłopa poniżej1 łanu). Mimo wszystko pozycja wolnych była w poczuciu mieszkańców wyższa. Wskazuje na to chociażby przykład Michała Kuleszy, który (z sukcesem) zabiegało zmianę statusu swoich dóbr z oraczowskich na wolne (Kulisze). Wolał dawać rocznie 15 korców owsa oraz wystawiać konia pociągowego niż pełnić dotychczasową służbę oraczowską i szarwark. Oracze swoje łany posiadali na prawie magdeburskim prostym, a więc prawie typowym na tym obszarze dla małych wolnych. Trzeba zauważyć, że zasady określone w 1531 r. były zbieżne również z prawem magdeburskim - wyposażanie córek, dziedziczenie przez synów, prawo kaduka w razie śmierci męskich właścicieli i zakaz dziedziczenia po bracie. W Przepiórkach w 1552 r. Niejaki Stanisław nabył tam gospodarstwo liczące 2,5 łanu, które po jego śmierci objęli dwaj synowie, również wkrótce zmarli. W majątku pozostały dwie siostry Barbara i Małgorzata, córki Stanisława. Majątek został jednak przejęty przez księcia, choć siostrom zezwolono na gospodarowanie tymi dobrami, oczywiście za wypełnieniem należnych obowiązków. Po czterech latach jednak starosta nakazał siostrom wpłacenie 100 grzywien jako należnej zapłaty i do tego czasu nie pozwalał na gospodarowanie dobrami. Starosta wspierał się tutaj wyraźnie prawem magdeburskim, które córkom nie gwarantowało dziedziczenia, a jedynie za zgodą księcia dawało im możliwość zakupu rodzinnych majątków. Według późniejszych spisów wśród oraczy występują takie nazwiska rycerstwa mazowieckiego, jak m.in. Karbowscy, Olszewscy, Grajewscy, Brunakowie i Świdrowie. Książę Albrecht Fryderyk, (1568−1578) narzucił na oraczy obowiązek wnoszenia corocznie czynszu w wysokości 10 groszy od 1 łanu. Ten drobny z pozoru obowiązek diametralnie zmieni wkrótce pozycję społeczną oraczy, upodabniając ich do chłopów czynszowych. Czynsz decyzją komisarzy elektorskich z 1632 r. wzrósł do 1 grzywny od łanu w przypadku pełniących służbę oraczowską i do 4 grzywien w przypadku pozostałych oraczy. Tym ostatnim na mocy decyzji komisarzy elektorskich z 1653 r. podwyższono czynsz o kolejne 3 grzywny. W ten sposób znaczna część oraczy w zamian za podwyższony czynsz została faktycznie zwolniona od służby oraczowskiej. W 1632 r. zmienił się też wymiar płużnego, który teraz miał być wnoszony od każdych 2 łanów (nie od gospodarstwa), jak też wymiar dostarczanego drewna opałowego na achtel z każdych 5 łanów. Ponadto od 1649 r. zostali obciążeni czynszem w wysokości 3 groszy od łanu w zamian za sianokosy, opłatą 1 grosza na utrzymanie woźnego sądowego (böttelgeld) oraz opłatą 35 groszy na utrzymanie garnizonu wojskowego w Kłajpedzie. Wzrost obciążeń spowodował liczne skargi oraczy, które jednak pozostawały nieskuteczne. W kolejnej zachowanej księdze rachunkowej z lat 1694–1695 oracze po raz pierwszy zostali wymienieni wspólnie z chłopami czynszowymi. Wzrost obciążeń dotyczył też innych warstw społecznych i także one wnosiły dowładz liczne żale i skargi. w 1664 r. zwolniono mieszkańców z szarwarku w zamian za opłatę w wysokości 60 grzywien. Pod koniec XVIII w. określono wieś jako wieś chełmińską (Cӧlmische Dorf), co w ówczesnej nomenklaturze oznaczało wieś wolnych. Pod koniec XVIII w. osady oraczowskie określano po prostu jako królewskiewsie chłopskie (Kӧnigliche Bauerdorf). W związku z tym nie wyodrębniono ora-czy w pełnej informacji o dobrach ziemskich i ich prawach w Prusach z 1804 r. ,kryli się najpewniej w grupie chłopów. 

  Arkadiusz Borek w publikacji "Święcenia duchowieństwa w późnośredniowiecznej Polsce: praktyka i jej uwarunkowania na przykładzie włocławskich wykazów święceń" pisze: "Prawo udzielania święceń miał biskup ordynariusz i za jego zgodą biskup sufragan (w cz asie wakansu za zgodą administratora diecezji), niższych święceń mogli udzielać również niektórzy opaci.  W klasycznym teologicznym ujęciu mamy do czynienia z siedmioma stopniami święceń, dzielącymi się na niższe i wyższe. Kolejno były to: ostariat, lektorat, egzorcystat, akolitat (minores, inferiores ordines — minoryści) oraz subdiakonat, diakonat i prezbiterat (sacri ordines, rzadziej maiores - majoryści). Przyjęcie święceń musiało być poprzedzone uzyskaniem tonsury, która była wprowadzeniem do stanu duchownego. Święcenia jako sakrament nadawały określoną władzę duchową i pozwalały na wykonywanie konkretnych czynności liturgicznych. Podstawowy podział przebiegał między święceniami niższymi i wyższymi, te pierwsze pozwalały na służbę z dala od ołtarza, drugie przy ołtarzu. W późnym średniowieczu był to podział wyłącznie teoretyczny. Święcenia niższe były jedynie stopniami w hierarchii. Kompetencje minorystów, wyraźnie zarysowane w późnym antyku, przejęli świeccy lub majoryści. Jednak także wśród tych ostatnich tylko prezbiterzy byli szafarzami sakramentów, a diakoni i subdiakoni pełnili funkcje pomocnicze. Święcenia były więc związane z podstawową funkcją duchowieństwa wobec wiernych, jaką było doprowadzenie ich do zbawienia. W późnym średniowieczu obowiązywały ustalenia Klemensa VI - do przyjęcia subdiakonatu wymagane było osiągnięcie 18 lat, diakonatu 20, prezbiteratu 25. Prawo kościelne nie uściślało, jaką edukacje powinni odbyć kandydaci, przyjmujący konkretny stopień święceń, ale zakazywano udzielania tonsury nieznającym pisma. Od czasów Grzegorza IX wymagano, aby obejmujący kościół parafialny był przynajmniej subdiakonem, minorystom pozwalano na to tylko za dyspensą. W obu wypadkach nakazywano jednak uzyskanie święceń kapłańskich (dających pełne kompetencje liturgiczne) w przeciągu roku. Podobnie starano się zdyscyplinować członków kapituł - aby mieć prawo głosu podczas obrad, wymagano subdiakonatu, a tylko prezbiterzy mogli cieszyć się pełnymi korzyściami finansowymi wynikającymi z członkostwa w nich. W przepisach tych wyraża się dążenie Kościoła do zmobilizowania duchownych, aby przyjmowali wyższe święcenia. Realizowano to przez uzależnienie od tego posiadania beneficjów lub czerpania z nich dochodów. Kodyfikacja Mikołaja Trąby wymienia tonsurę oraz te święcenia, które pojawiają się w listach święceń - akolitat, subdiakonat, diakonat i prezbiterat. Te święcenia były najistotniejsze z punktu widzenia prawa kanonicznego. Tonsura to wprowadzenie do stanu duchownego, a więc włączenie do innego systemu prawnego. Akolitat nie zmieniał statusu prawnego duchownego, ale stanowił podstawę do przyjęcia święceń wyższych. Te zaś stawiały duchownego w nowej sytuacji społecznej (zakaz małżeństwa) i wzmacniały zainteresowania nim organów prawodawczych i kontrolnych Kościoła. Prawo zaś wymagało przyjmowania tych święceń po kolei bez pominięcia któregokolwiek z nich, więc konieczne było odnotowywanie wszystkich. Analizowane wykazy wyświęconych obejmują pontyfikaty dwóch biskupów włocławskich Krzesława Kurozwęckiego (15 XI 1494–5 IV 1503) i Wincentego Przerębskiego (1504–20 IX 1513) i zamykają się w datach 17 IX 1496–19 IV 1511, z przerwą w latach 1503–1504 (okres wakansu). W księdze odnotowano 35 ceremonii święceń, a obaj biskupi udzielili 1025 święceń udzielono 723 osobom57. W tym 127 święceń (12,43%) udzielono 120 zakonnikom (16,6% wszystkich duchownych), a 895 święceń (87,57%) 603 duchownym świeckim (83,4%).
Akolitat: zakonnicy - 32, duchowni świeccy - 313; Subdiakonat: zakonnicy - 27, duchowni świeccy - 200; Diakonat: zakonnicy - 39, duchowni świeccy - 191; Prezbiterat: zakonnicy - 29, duchowni świeccy - 191. 
Jeżeli chodzi o liczbę ceremonii, to wyraźna jest przewaga okresu przed Niedzielą Wielkanocną. Na 35 ceremonii odprawiono w tym czasie aż 22. Najczęściej święcono w Wielką Sobotę oraz w piątą i drugą sobotę Wielkiego Postu. Liczba ceremonii w danym terminie naturalnie przekładała się na ilość święceń. W okresie wielkopostnym udzielono 73,52% wszystkich święceń w 62,85% ceremonii. Nie była to jednak specyfika włocławska, w innych diecezjach trend ten był silniejszy. W diecezji gnieźnieńskiej w tym okresie udzielono 94,18% święceń w 80,65% wszystkich ceremonii62, w diecezji płockiej 85,35% święceń w 46,96% ceremonii. 
Pochodzenie wyświęconych z diecezji w okresie 1496 - 1511: Włocławska - 282 (liczba święceń - 423); Gnieźnieńska - 193 (liczba święceń - 256); Płocka - 64 (liczba święceń -108);  Poznańska (archidiakonat warszawski) 31 (liczba święceń - 45).  Z migracjami między diecezjami wiąże się jeszcze jedno zjawisko. Mianowicie 64,54% święceń akolitatu udzielono duchownym z diecezji włocławskiej, przy święceniach subdiakonatu procent ten wynosił 39%, diakonatu 42,41%, prezbiteratu 32,46%. Występowała więc duża nierówność, które zaostrzają się po wyłączeniu święceń wolborskich i napływu Mazowszan (odpowiednio: 92,34%, 56,35%, 55,64%, 40,46%). W księdze płockiej udział święceń udzielonych ordynandom z tamtejszej diecezji wynosił dla kolejnych stopni: 88,75%, 74,82%, 72,82% i 69,85%.
Analizowane wykazy niestety nie pozwalają na rozpoznanie przynależności stanowej każdego wyświęconego. Możliwy jest jedynie podział na mieszkańców miast i wsi. W przypadku ordynandów, którzy pochodzili ze wsi, tylko wnikliwe studia mogą pozwolić na rozpoznanie przynajmniej części szlachciców, na podstawie samego źródła można o tym tylko domniemywać. Na 603 duchownych świeckich 312 (51,74%) pochodziło z miast, 287 (47,60%) ze wsi. Na jedno miasto przypadało średnio 3,47 wyświęconych, a na wieś 1,07. Oddaje to znaczenie miast jako skupisk ludności i ośrodków kościelnych. Proporcjonalnie najrzadziej na akolitacie poprzestawali pochodzący z wsi i małych miasteczek. Tak uczyniło nieco ponad 1/3 z nich, w wypadku większych ośrodków była to ponad połowa lub 2/3. W wykazach gnieźnieńskich 2/3 duchownych pochodzi z ośrodków parafialnych. W analizowanym źródle udział ten jest podobny i wynosi 65,84%. Ta przewaga wydaje się naturalna i należałoby ją tłumaczyć możliwością uzyskania odpowiednich kompetencji przez przyszłych duchownych, którzy przez uczęszczanie do szkoły parafialnej (które w pierwszej połowie XVI wieku istniały przy prawie wszystkich parafiach) oraz terminowanie u plebana otrzymywali niezbędną edukację, do której trudniejszy dostęp mieli mieszkańcy innych osad. Każde miasto spotykane w rejestrach było ośrodkiem parafialnym, to wśród wsi udział ośrodków parafialnych wynosił 25,09%96, a pochodziło z nich 27,52% duchownych. Statuty Mikołaja Trąby odnoszą egzaminy tylko do duchownych przyjmujących święcenia wyższe. Nawet zakładając, że ustawodawca wymienia tylko grupę najistotniejszą, to nie ma powodów, aby przypuszczać, że od minorystów wymagano takiego samego przygotowania jak od kapłanów. Oznaczałoby to słabą korelację między poziomem nauczania w danej miejscowości, a liczbą pochodzących z niej akolitów. Nie było związku między edukacją i obecnością parafii a rekrutacją i karierą kościelną. J. Wiesiołowski, przedstawiając wyniki badań nad wykazami gnieźnieńskimi, stwierdził, że najwyższa rekrutacja duchowieństwa występuje w dekanatach z dużym udziałem własności duchowej oraz blisko ośrodków dóbr arcybiskupich z drugiej połowy XVI wieku. Własność miejscowości pochodzenia ustalono dla 512 duchownych; 16,8% z nich pochodziło z miejscowości o własności kościelnej, 47,07% królewskiej, 35,55% szlacheckiej, 0,59% pochodziło z miejscowości o własności mieszanej. Na podstawie tych danych raczej nie można mówić o związku między własnością kościelną miejscowości pochodzenia a liczbą ordynandów. Duchowni wyświęceni przez biskupów kujawskich przedstawili w większości poręczenie (prowizje) jako zabezpieczenie do święceń wyższych. Takie zabezpieczenie miało 259 (79,45%) ordynandów, tytuł do beneficjum - 59 (18,1%), wystarczający majątek - 6 (1,84%), 2 (0,61%) miało zabezpieczenie zarówno ze strony prowizora, jak i beneficjum. W wykazach gnieźnieńskich 75% ordynandów przyjmowało święcenie wyższe, mając zabezpieczenie ze strony prowizora, 20% - beneficjum, a 5% - własny majątek, a w 1515 r. w diecezji płockiej aż 86,91% ordynandów miało poręczyciela, a 13,08% beneficjum. Sama struktura prowizji w rejestrach włocławskich wygląda następująco: większość wyświęconych posiadała poręczycieli ze stanu duchownego - 161 (61,69%), druga pod względem liczebności grupa to posiadający zabezpieczenie od szlachty - 75 (28,74%), o wiele rzadziej od władz miejskich - 11 (4,21%) i pojedynczych mieszczan - 9 (3,45%). Trzech wyświęconych miało jednocześnie poręczenie ze strony duchownych, jak i szlachty, wszyscy pochodzili z diecezji płockiej. Dwie dominujące grupy wśród prowizorów duchownych to członkowie kapituł katedralnych i kolegiackich oraz plebani. Pierwsi poręczyli za 102 (61,82%), a drudzy za 45 (27,27%) ordynandów. E. Wiśniowski ustalił (na podstawie danych z I poł. XVI wieku dla części diecezji gnieźnieńskiej, diecezji krakowskiej i archidiakonatu pułtuskiego), że w zależności od terenu, od 51,37% do 97,42% parafii posiadało wikariuszy, średnio było to 0,48 - 1,93 wikariusza na jedną parafię (wyraźny jest podział na parafie miejskie i wiejskie). Prócz plebanów także altaryści zatrudniali zastępców. W 1515 r. w diecezji płockiej. 22,81% akolitów przyjęło tam kolejne stopnie święceń (na Kujawach - 10,54%), 78,78% (na Kujawach  70,50%) subdiakonów przyjęło diakonat, a 83,33% (na Kujawach  59,69%) diakonów przyjęło prezbiterat. W wykazach kujawskich święcenia subdiakonatu to tylko 2/3 święceń akolitatu, ale liczba poszczególnych święceń wyższych jest prawie równa (Akolitat - 313, Subdiakonat - 200, Diakonat - 191, Prezbiterat - 191). W 68% przypadków było to okres wielkopostny (w ciągu 35 dni miały miejsce trzy ceremonie). W tym czasie 2/3 ordynandów przeszło od subdiakonatu do prezbiteratu. Nie należy jednak ignorować faktu, że 1/4 duchownych przeszło z akolitatu do subdiakonatu w tym samym okresie, byli to zapewne duchowni, którzy już w momencie przyjmowania akolitatu, mieli zamiar uzyskać dalsze święcenia. Potwierdza to wspomniane wcześniej znaczenie tych terminów święceń. Na 177 awansów 119 (67,23%) z nich przeprowadzono na kolejnych ceremoniach przed Niedzielą Wielkanocną. Najczęstszą sekwencją było przyjęcie subdiakonatu, diakonatu i prezbiteratu, przy takiej strukturze awansu zostało odnotowanych 56 duchownych. Na 288 przypadków przyjęcia następnego w hierarchii święcenia 244 razy (84,72%) dokonano tego na następnej odnotowanej ceremonii. Podobnie było w diecezji płockiej, gdzie okres między akolitatem i subdiakonatem był zazwyczaj dłuższy, niż przy następnym awansie".
 

  Krzysztof Kaczmarek w "Święcenia duchowieństwa we Włocławku w 1516 roku" pisze: "Wśród kandydatów do święceń, którzy w lutym 1516 r. stanęli przed Aleksandrem Myszczyńskim, największą liczebnie grupę stanowili chętni do przyjęcia akolitatu (11 osób). Niemal równo połowa z nich (6 osób) rekrutowała się spośród uczniów szkoły katedralnej we Włocławku. Nieco mniej liczne od akolitów grupy chętnych przyjęły od biskupa Myszczyńskiego święcenia na subdiakonów (8 osób) i kapłanów (4 kandydatów). Spośród pozostałych 19 kleryków wyświęconych przez kujawskiego sufragana aż 14 osób zadeklarowało pochodzenie z miast położonych w granicach biskupstwa włocławskiego (Brześć, Gdańsk, Inowrocław, Kowal, Łabiszyn, Służewo, Strzelno) i arcybiskupstwa gnieźnieńskiego (Sobota pod Kutnem), tylko 5 natomiast wykazało pochodzenie wiejskie (Bytoń, Lubotyń, Pierowa Wola, Śmiłowice, Świętosławice). Najliczniej stawili się do święceń kandydaci z Kowala (4 osoby), który w XVI w. dysponował rozwiniętą jak na miejscowość tych rozmiarów siecią świątyń (kościół parafialny pw. św. Szczepana i św. Małgorzaty, kościół szpitalny Św. Ducha i kaplica zamkowa dedykowana św. Mikołajowi). 
Ewa Wółkiewicz w "Kapituła Kolegiacka Św. Mikołaja w Otmuchowie: pisze: "Grupa osób pochodzenia chłopskiego była najmniej liczna (12,4%) i od połowy XV w. stale malejąca. W 1470 r. na 13 znanych członków kapituły najwyżej jeden wywodził się z rodziny chłopskiej, przy czym jego przynależność do tej grupy nie jest pewna. Wcześniej synowie chłopscy obejmowali nawet prałatury - przykładem mogą być dwaj pierwsi prepozyci: Mikołaj z Szonowa i Mikołaj ze Świętowa, a także dziekan Witek z Markowie. Trzecim prepozytem był włączony do grupy syn sołtysa Kałkowa i wójta Vidnavy - Gabriel Speil, a niewykluczone, że takie pochodzenie miał i jego następca Jan Rorwese".

  Dr Ignacy Baranowski "Krótki zarys wsi polskiej", wydana w 1917 r. w Warszawie, przedstawia nam następujący obraz chłopów: "Nauka polska stwierdza jednomyślnie, iż w końcu wieku XII-go wieś nasza była na drodze do pomyślnegorozwoju. Koloniści, osiadający w Polsce, nie żądali ziemi na własność, lecz jedynie wymagali ściśle określonych warunków dzierżawnych. Osiedlająca się grupa kolonistów miała zwykle swego przewodnika, „osadźcę". On to umawiał się  z panem ziemi, uzyskując uprzednio dla kolonistów uwolnienie od wszelkich ciężarów, spoczywających dotąd na ludności miejscowej. On to zwykle na wskazanym przez pana gruncie wymierzał osadnikom włókowe gospodarstwa, ciągnące się wązkiemi pasami, mniej lub więcej prostopadłemi do drogi, wzdłuż której miały stanąć chałupy i budynki gospodarcze, tworząc tak zwaną wieś ulicową. W nagrodę za swe trudy osadźca dostawał gospodarstwo, mające zwykle 1/10 część obszaru wymierzonej wsi, otrzymywał dalej dziedzicznie władzę sądowniczą nad wioską, prawo łowienia ryb i polowania, często przywilej na robienie piwa, stawał się tak zwanym sołtysem, czyli wójtem, obowiązanym w razie potrzeby jechać na wojnę konno. Chcąc zachęcić kolonistów do osiedlenia się, dawano im zwykle 20 lat tak zwanej wolizny, to jest swobody od ciężarów. Dopiero po upływie tych lat zaczynała osada, jeśli tak rzec można, procentować dla pana gruntu, koloniści bowiem powinni byli płacić czynsz, wynoszący zwykle, oprócz pewnej ilości jaj i drobiu, 1/2 festona, to jest 12 groszy w gotówce. Pańszczyzna panom wsi potrzebna nie była; wystarczało mu zwykle 2 do 4 dni robocizny rocznie. 
W drugiej połowie wieku XIII-go i przez cały wiek XIV-ty kipi praca kolonizacyjna. Wokół rozwijających się miast powstają szeregi nowych wsi, odwieczne puszcze zaczynają się kurczyć coraz bardziej pod naporem zwycięskiego pługa. Z potomków dawnych polskich włościan i z obcych przybyszów wytwarza się powoli typ polskiego kmieci: łączącego żelazną energję z umiejętnością rolniczą, które mu pozwalają zdobyć dla uprawy nawet niewdzięczne miejscowości podgórskie. Wiek XIV-ty to czasy największej potęgi wsi polskiej. Chłop znajduje łatwy zbyt na swe produkty w kwitnących miastach, osłania go powaga praw krajowych, jest więc zamożny i butny. 
Jest więc kmieć osobą prawną, może szukać u sądów publicznych sprawiedliwości nawet na swego dziedzica. Kulturą przeciętnemu szlachcicowi nie ustępuje chłop współczesny zbytnio, szlachta też nie gardzi jego towarzystwem. Czasami zdarza się, iż kmieć, dorobiwszy się majątku, kupuje sobie całe dobra i stopniowo sam staje się szlachcicem. Oczywiście, tacy chłopi-bogacze i wówczas należeli do wyjątków, naogół jednak rzec można, iż ogół ludności wiejskiej był dość zamożny, by się dobrze odżywiać i dobrze odziewać.
W końcu wieku XV-go pańszczyzny są już w Polsce zjawiskiem powszechnym. Wynoszą też wówczas w dobrach ziemiańskich 1 do 2 dni roboty sprzężajnej z łanu, czasami nieco więcej. W początku wieku XVI-go statut toruńsko-bydgoski, poprzedzony już uprzednio odpowiedniemi ustawami dzielnicowemi, torował drogę do zaprowadzenia jednodniowej pańszczyzny z łanu w dobrach państwowych, czyli tak zwanych królewszczyznach.
Od roku 1496 istnieje już w Polsce cały szereg konstytucji, zabraniających chłopom samowolnie opuszczać pana, któremu wolno poszukiwać zbiegów sądownie. Ale przy ówczesnej organizacji państwa polskiego, przy braku sprawnych władz wykonawczych, konstytucje te w praktyce nie mogły mieć zbyt wielkiego znaczenia. Jeśli chłop, znęcony lepszemi warunkami, uciekł do dalszych okolic, to dziedzicowi było prawie niepodobna wyszukać go, a nawet w razie wyszukania wyegzekwować. 
Pomimo wysiłków szlachty, nigdy się nie udało doprowadzić w całej Polsce do zrównania pańszczyzn. Robocizny więc w królewszczyznach pozostały na zawsze niższe, jakkolwiek podnoszono je w miarę wzrastania ciężarów w dobrach prywatnych. 
Wieś polska w końcu XVI-go stulecia dochodzi do tego stanu, w którym bez zmiany prawie przetrwa do końca wieku XVIII-go - ba, dłużej jeszcze. Wieś owoczesna, ta wieś wczorajsza prawie, którą pamiętali jeszcze nasi dziadowie, jest zasadniczo niepodobna do wsi z czasów ostatnich Piastów i Jagiełły. O ile wieś tamta stanowiła całość samą w sobie, żyła swym własnym życiem, to wieś ostatniego z Jagiellonów, wieś Wazów i Sasów, jest zespolona z folwarkiem, jemu podporządkowana, żyjąca dla niego. Dawna wieś zlewała się z resztą kraju, złączona z nim bezpośredniemi węzłami politycznemi i ekonomicznemi; pomiędzy wsią późniejszą a resztą świata stoi teraz nieprzeparta granica - folwark. Chłop nie jest już obywatelem całej Polski, lecz swej wsi jedynie, która teraz wraz z folwarkiem wyodrębnia się w całość oddzielną, tworząc jakgdyby malutkie państewko, związane z resztą kraju jedynie przez osobę swego władcy-dziedzica. Chłop więc nie ma już prawa stawać przed sądami ziemskiemi, grodzkiemi czy miejskiemi, nie może apelować do króla w sprawach ze swym dziedzicem. Poza granicami swej wsi nie jest wogóle osobą prawną, i we wszystkich sprawach zastępuje go dziedzic. Pan wsi w wykonywaniu władzy nad ludnością włościańską nie może oczywiście obywać się bez pomocy. To też stwarza on zwykle hjerarchję dygnitarzy wiejskich, którzy z imienia przypominają czasem urzędników dawnej wsi samorządnej, noszą więc miano wójtów czy sołtysów, ich pomocnicy - przysiężników czyli ławników, niekiedy jednak zowią po prostu jednych włodarzami, drugich dziesiętnikami. Wszyscy ci urzędnicy są zupełnie zależni od pana, który ich wybiera z pośród przedstawionych sobie kandydatów lub też wprost mianuje według swej woli. Pomagają oni przy wykonywaniu dozoru policyjnego nad wsią, zbierają czynsze i podatki, dozorują, by wszyscy odbywali pańszczyznę. Tam, gdzie sądownictwo wiejskie upadło ostatecznie, sądzi dziedzic lub jego zastępca.
Wyroki wydawane są zwyczajnie na zasadzie prawa niemieckiego, na które jednak w pewnej mierze wywarło wpływ ziemiańskie prawo szlacheckie. Przedewszystkim więc pod wpływem tego prawa rozszerzono tu i owdzie na chłopów zasadę „neminem captivabimus", nie pozwalającą oskarżonych więzić przed wydaniem wyroku. Podobnie z pod kompetencji sądów wiejskich, gdzie się one przechowały, wyeliminowano sprawy kryminalne, które, jak wiadomo, prawo ziemiańskie rezerwowało dla sądów starościńskich. Gdzieniegdzie sądom wiejskim w sprawach kryminalnych pozostawiono śledztwo, wyroki zaś wydawały sądy ławnicze w najbliższym miasteczku. Przy śledztwach wiejskich nie zaniedbywano używania tortur, kary wyznaczano ciężkie, nie cofano się przed wydawaniem wyroków śmierci, więzieniem w klatce żelaznej, czyli w gąsiorze, plagami, wreszcie karami pieniężnemi. 
Wyroki śmierci wykonywano rzadko, zwykle zamieniano je na kary pieniężne, na więzienie, w pewnych okolicznościach na pokutę kościelną. 
Jako ślad dawnego samorządu wsi polskiej, pozostała tak zwana gromada, to jest zgromadzenie wiejskie, zwoływane perjodycznie. Tu i owdzie bierze ona udział w sądach i w wykonywaniu ich wyroków, niekiedy ma inicjatywę do postanowień, tyczących się dobra ogólnego, przedstawia kandydatów na wójtów i przysiężników, na koniec obarczona jest obowiązkiem donoszenia panu o wszelkich nadużyciach, czynionych na jego szkodę przez oficjalistów wiejskich. Oprócz gromad legalnych, tu i owdzie po wsiach zbierają się zgromadzenia nielegalne czyli „schadzki", na których obmyśla się środki obrony ogólnych interesów; duszą tych schadzek bywał zwykle chłop zamożny, który stawał się duchowym kierownikiem i obrońcą całej wsi. W praktyce bieg wypadków stawiał granice ich (szlachty) samowoli. Przedewszystkim chłopi mieli w pamięci swe prawa i obowiązki, dobrze znali inwentarze, zawierające wykaz ich świadczeń, jak również i ustawę dominjalną, jeśli takowa istniała w danym majątku. Dla każdego prawego dziedzica postępowanie z chłopami wbrew inwetarzoin uchodziło za rzecz niesprawiedliwą i niezgodną z sumieniem. Oczywiście, wzgląd na sprawiedliwość mógł mieć wpływ tylko na uczciwe jednostki, ogół dziedziców od nadużywania władzy nad poddanymi powstrzymywała przedewszystkim obawa strat materjalnych. Pan, któryby z poddanymi postępował niesprawiedliwie, narażał się na to, iż ci uciekną w puszcze podgórskie czy mazowieckie, lub, jak w drugiej połowie XVII-go wieku, do wyludnionych przez wojnę trzydziestoletnią Moraw, Brandenburgii  i Śląska. 
Ogniskiem politycznym i towarzyskim wsi jest karczma, gdzie zwykle zasiada sąd wiejski; do pewnego stopnia charakter publiczny ma oczywiście i dwór, w którym rezyduje pan lub jego zastępca, odbywają się sądy dworskie, znajdują się wszelkiego rodzaju narzędzia, potrzebne do wymierzania poddanym sprawiedliwości. Ale w wielu wsiach nie brak i instytucji użyteczności publicznej: należą do nich tak zwane szpitale, czyli przytułki dla starych, niezdolnych do pracy kmieci; w niektórych większych dobrach trafiają się i właściwe szpitale, czyli lazarety, tudzież szkółki wiejskie w niektórych wsiach parafjalnych.
Chłopi w królewszczyznach, stanowiący bardzo poważny odsetek wśród ogółu włościaństwa polskiego, gdyż liczba ich w wieku XVIII-ym przekroczyła 80 000 osób, zachowali nawet w chwilach najcięższych pewne prawa obywatelskie. Nie tylko cieszyli się stałą opieką specjalnego urzędu, tak zwanej referendarji, która broniła ich od nadużyć starostw, ale nadto mieli możność przelewania swej krwi za ojczyznę, służąc w tak zwanej piechocie łanowej. W niektórych królewszczyznach leśnych na Mazowszu i w Radomskim zachowali nadto włościanie, zgrupowani w bractwach bartnych, pewną samodzielność gospodarczą. W podobnym, jak oni, położeniu znajdowali się bartnicy, siedzący po dobrach duchownych, a poczęści i prywatnych. Obok bartników zachowuje swe odrębne stanowisko druga grupa ludności leśnej, „budnicy". Budnicy, zajmujący się ongi eksploatacją bogactw leśnych: wyrobem gontów, smoły, wypalaniem węgla i popiołu, wreszcie uprawą lekkich poleśnych gruntów, nigdy nie przestawali być wolnemi dzierżawcami, mającemi możność opuszczenia dziedzica, na którego gruncie siedzieli. Charakter 
wolnych dzierżawców, posiadających przytym zwykle i autonomję sądową, mieli i tak zwani „holendrzy". Kmiecie tworzą rodzaj arystokracji wiejskiej. Są to potomkowie jednostek, pod względem materjalnym silnych, mają więc największe, nieraz włókowe gospodarstwa, utrzymują inwentarz pociągowy, przy pomocy którego odrabiają pańszczyznę sprzężajną, obrabiają gospodarstwa zarówno swoje, jak i sąsiadów, tworzących drugą z kolei warstwę ludności wiejskiej, to jest tak zwanych zagrodników. Zagrodnicy, czyli ogrodnicy, siedzą zwykle na gospodarstwach znacznie mniejszych od gospodarstw kmiecych i odrabiają do dworu pańszczyznę pieszą. 
Kmiecie i zagrodnicy cieszą się jednakowemi prawami obywatelskiemi w granicach ustawy wiejskiej, natomiast najniższa warstwa ludności wiejskiej - komornicy - jest już w niektórych wsiach ograniczona w swych prawach i uzależniona od gospodarzy, u których siedzą na komornym. Odrębną grupę chłopską stanowią chałupnicy, posiadający po parę zagonów uprawnych, zajmujący się rzemiosłami, a więc szewctwem, tkactwem, kowalstwem.
Ani chałupnicy, ani zagrodnicy, ani nawet kmiecie nie są właścicielami gruntów, które zajmują, nie różniąc się pod tym względem od współczesnych włościan w absolutnej większości krajów europejskicli. Są więc jedynie używalnikami gruntów swych. Pańszczyzna od początku wieku XVI-go dochodzi do 5 dni sprzężajnych z łanu, a czasem jest nawet wyższa. Oprócz pańszczyzny chłopi obowiązani są do całego szeregu świadczeń w pieniądzach i w naturze, których wartość, łącznie z wartością roboczą, dochodzi gdzieniegdzie do 90 złp. z włóki. Chłop, który w wieku XV i XVI-ym był doskonałym pracownikiem, pjonierem kultury rolnej, teraz opuścił się: praca jego na pańskim jest mało warta. Mieszkają włościanie w chałupach ciasnych, wznoszonych z drzewa okrągłego, wcale lub mało tylko ociosanego, a nierzadko skleconych z chróstu i gliny. Po wsiach uboższych były chałupy przeważnie kurne, w których paliło się na tak zwanej „babie", to jest na słupie, ulepionym z gliny, a dym rozchodził się po całej izbie, drzwiami wydobywał się do sieni, a stąd na strych. W czasie palenia izba musiała być otwarta, a ludzie siedzieli nizko przy ziemi lub chodzili chyłkiem, bo inaczej dławił ich dym. Umeblowanie chałupy było więcej niż skromne, składało się często tylko z łóżek i ławek: stół choćby ciesielskiej tylko roboty nie w każdym znaleźć można było domu. Oprócz tych sprzętów w izbie stały zwyczajnie żarna do mielenia zboża, stępa do tłuczenia kaszy jaglanej i pniak do rąbania drzewa. W każdej też izbie były umieszczone dwie belki pod powałą czyli tak zwana „polednia", a suszyło się na niej drzewo na opał, nadto len, konopie i leżały bochenki chleba. Pierzyny i poduszki bywały jedynie po zamożniejszych i porządniejszych. domach chłopskich, u biednych domownicy nakrywali się po prostu na noc kożuchami, sukmanami lub kamizelami. Strój chłopski, jakkolwiek różny w poszczególnych częściach Polski, noszono wszędzie taki, jaki można było sporządzić w domu. W każdym gospodarstwie siano konopie i len, które gospodynie przędły dniami i nocami; niektóre same wyrabiały płótno, inne oddawały je do komorników-tkaczów, których posiadała bez mała każda wieś po kilku. W okolicach, w których hodowla owiec była rozpowszechniona, jak np. na Podgórzu, w Krakowskim, Łowickim, używane były ubrania wełniane, w innych częściach kraju musieli się chłopi zadowalać płótniankami. Pomimo ogólnego ubóstwa chłopów, bywali czasem kmiecie, którzy posiadali wcale ładny majątek w inwentarzu gospodarskim, narzędziach rolniczych, nawet w sztabach drogich i w kosztownościach. W okowanych skrzyniach tych szczęśliwych wybrańców losu można było widzieć jeszcze w początku, a nawet w końcu XVIII-go wieku szychliki adamaszkowe, haftowane, karmazynowe koszulki, chusty, przeróżne szale, spódniczki, sukmany, rańtuchy, zapaski, fartuchy, a dalej prześcieradła i oczywiście - korale. Chłop bogacz z pod Krakowa, którego chałupę wraz z ruchomościami oceniono w roku 1480 na 1500 złp., oprócz mnóstwa szmat bogatych, ma 4 pierzyny, 2 poduszki, poszwy i poszewki, a z kosztowności 3 sznury korali okrągłych i tyleż podługowatych z sześciu srebrnikami pozłacanemi, 3 sznury korali małych, 12 srebrników, 2 pierścionki srebrne".

  Jan Ryszard Szaflik w "Wtórne lokacje na łanach opuszczonych w Polsce w XV i XVI wieku" pisze: "W roku 1510 w dobrach biskupstwa poznańskiego w 811 wsiach na ogólną liczbę 8.735 łanów kmiecych było 2,794 łanów pustych, co stanowi 32% ogólnej ilości łanów. W 1512 roku w dobrach arcybiskupstwa gnieźnieńskiego w 297  wsiach było 3.797 łanów osiadłych i 1.369 łanów pustych, co stanowi 26,51% ogólnej liczby łanów kmiecych. W roku 1534 w dobrach biskupstwa włocławskiego w 176 wsiach było 1.081 łanów osiadłych a 730 łanów pustych, czyli 36,05% ogólnej liczby. Podobny stan istniał również w dobrach królewskich. W roku 1508 w starostwie chęcińskim w 13 wsiach znaleziono 58 łanów osiadłych i 27,5 łanów pustych, co stanowi 31,40% ogólnej liczby. W tymże roku w starostwie oświęcimskim w 7 wsiach było 89 łanów osiadłych i 44 łany puste co stanowi 32,20% ogólnej liczby. W roku 1545 w starostwie tucholskim w 27 wsiach było 811 łanów osiadłych i 410 łanów pustych, które stanowiły 33,60% ogólnej ilości łanów. Wszystkie te obliczenia są oparte na stosunkowo dużych liczbach wsi, dlatego też posiadają one wymowę reguł ogólnych, a nie wypadków jednostkowych. Opierając się na powyższych danych można stwierdzić, że na początku XVI w. przeciętnie około1/3 łanów chłopskich była opuszczona przez jej dotychczasowych użytkowników. Od 1254 - 1470 r. los mieszkańców wsi Olszanica nie pozostawał bynajmniej bez zmiany. Warunki ulegały coraz to bardziej pogorszeniu na skutek samowoli dzierżawców wsi. Kiedy stan pogorszył się do tego stopnia, że wsi groziło spustoszenie z powodu zbiegostwa, wówczas klasztor wydał nowy przywilej regulujący na nowo stosunki między wsią a dworem i nic dziwnego, że te nowe obciążenia nie wiele odbiegały od wymagań pierwszych. Dla kmieci była to jedynie gwarancja, że stan będzie utrzymany, chociaż nie wiadomo na jak długo. Zbiegostwo chłopów mogło ustać tylko w tym wypadku, jeśli pan dał gwarancję, że słuszne i dopuszczalne obciążenia będą przez niego przestrzegane i wrócą do pierwotnych rozmiarów. Obniżenie robocizn i czynszów musiało silą rzeczy znaleźć swój wyraz w formalnym dokumencie, jakim stawał się przywilej sołtysi. Ponieważ dokument taki był jedynym prawomocnym aktem regulującym stosunek dworu do wsi, więc też nic dziwnego, że pierwszym żądaniem kmieci lub sołtysa wobec wizytatorów kapitulnych czy arcybiskupich było żądanie przywileju, o ile go wieś nie posiadała, lub o ile nie był on przestrzegany. Tak we wsi Lubiewo, należącej do arcybiskupstwa gnieźnieńskiego w kluczu kamieńskim, kmiecie „rogant ut daretur... privilegium. Quod si dabitur in brevi possessionabitur". Znamienna i wymowna jest zapowiedź zasiedlenia wsi w wypadku wydania nowego przywileju. O poprzednim wiemy z tej samej zapiski, że zaginął podczas wojen krzyżackich. Sytuacja tej wsi była taka, że mimo częściowego zniszczenia z powodu wojny była realna możliwość jej naprawienia, byle tylko nowi osadnicy mieli zagwarantowane przywilejem te swobody czy powinności, do których byli uprawnieni czy dobrowolnie się zobowiązali. Wtórna lokacja miała charakter powszechny (in omnibus terris) i cieszący się poparciem państwa, reprezentowanego w tym wypadku przez króla. Brak budynków i bydła był, jak się okazuje jedyną przeszkodą dla zasiedlenia wsi. Nic więc dziwnego, że właściciel wsi dbał zawsze o dobry stan nawet nie zamieszkałych zagród. Nawet wówczas, gdy oddawał lan opuszczony w tymczasową dzierżawę, zastrzegał sobie aby dzierżawca dbał o zabudowania. Tak właśnie pisze wojewoda rawski w swoim„Gospodarstwie”: „Kmiotek tedy przyjmuje drugą rolę, za jaką przygodą spustoszenia z budowaniem, choćby w tym drugim budowaniu nie mieszkał, ma go poprawować, a nie pustoszyć: choćby też tam syna ani przyjaciela posadzić nie chciał, bo za czasem łatwiej to osadzić, gdy budowle gotowe. W zasadzie lokowano kmieci na opuszczonych łanach kmiecych,  chociaż zdarzały się również wypadki lokowania ich na opuszczonych czy wykupionych łanach sołtysich, a także folwarcznych. Szczególnie dużo wzmianek o indywidualnych lokacjach mamy w wizytacjach dóbr arcybiskupstwa gnieźnieńskiego i kapituły gnieźnieńskiej i to pochodzących z różnych lat. We wsi Żerniki były w 1511 r. 3 łany opuszczone, z których jeden uprawiany był na czynsz, pozostałe zaś dla dworu. W 1516 r., jak wskazuje dopisek na marginesie, cała wieś była już zasiedlona. We wsi Polanowo zbiegł kmieć Szymon, ale na jego miejsce rządca osadził Stanisława Miętusa. Podobnie działo się we wsi Juńcewo w kluczu żnińskim, gdzie w roku wizytacji było pół łana nie zasiedlonego, który jednak w tymże roku przyjął kmieć Stanek” ). We wsi Lisowice poza siedmioma łanami osiadłymi są dwa inne, z których pierwszy jest opuszczony i uprawiany na czynsz, a drugi niedawno został zasiedlony przez „pracowitego” Szymona Gmerka, cieszącego się jeszcze wolnizną. Wieś ta należy do klucza wieluńskiego. Nie tylko łany folwarczne i kmiece były przedmiotem lokacji. Również lany sołtysie, których nie miał kto uprawiać po wykupieniu ich z rąk sołtysa, stawały się łanami kmiecymi po ich zasiedleniu. Przykładów można by znaleźć wiele. We wsi Trąbaczów w dekanacie Szadkowskim osadzono 5 kmieci na łanach sołtysich; a w Milanowskiej Wólce, gdzie było sołectwo, „sed modemus abbas Michael eam emit et agros kmethonibus locavit”. Osadnicy rekrutowali się zasadniczo z dwóch źródeł. Jedni byli to urodzeni w danej wsi kmiecie, którzy doszedłszy do pełni sil przyjmowali w dzierżawę któryś z opuszczonych łanów w tej wsi, często uprawiany już na czynsz przez swego ojca. Zwykle „załogę” kmieciom dawał dwór, ale mógł on jej udzielić tylko wówczas, kiedy ją posiadał. 
Natomiast jeśli folwark nie miał żadnego bydła, korzystał wówczas pod tym względem z inicjatywy kmieci. Zdarzało się, że na roli uprawianej na czynsz poza swoją własną, kmieć osadzał swojego syna  lub krewnego, udzielając mu pomocy na zagospodarowanie ze swego inwentarza. Sprawa kmieci urodzonych w tej samej wsi gdzie zostali osadzeni, była stosunkowo prosta, gdyż właściciel wsi znał takiego kmiecia, związanego zresztą węzłami rodzinnymi ze wsią, dlatego też ryzyko przy osadzaniu go było stosunkowo nie wielkie. Natomiast wprost przeciwnie - sprawa osadzania zbiegów była prawie zawsze połączona z ryzykiem. Kmieć mógł uciec zaraz po otrzymaniu inwentarza zabierając go z sobą, to samo przyjęcie zbiega było sprawą kryminalną, a sam zbieg poszukiwany był przez swego poprzedniego pana. Nic więc dziwnego, że właściciel wsi spisując inwentarz lub wizytator opisując wieś pomijał milczeniem kwestię pochodzenia nowych osadników. Osobną kategorię osadników zasiedlających lany puste stanowili, wprawdzie bardzo rzadko spotykani, przesiedleńcy. Właściciel w pewnych wypadkach, gdy było mu to potrzebne (komasacja gruntów dworskich), zmuszał kmieci do przeniesienia się na inne miejsce, oczywiście w ramach tej samej własności. Jeśli kmiecie bronili się przed tym i zanosili skargi do sądu referendarskiego, to nie dlatego, że ich rugowano z ziemi, ale dlatego, że w wyniku tej zamiany dostali gorsze grunty, wyjałowione od czasu ich opuszczenia. Dekret sądu zadecydował o istnieniu folwarku i zatwierdził poczynione zmiany. Zezwolił on ponadto staroście na dalsze przesiedlenie ludności do innych wsi tego starostwa. Dodatek ten pozwala wnioskować, że folwark ten miał skłonność ekspansywną i był obliczony na masową produkcję zboża na eksport.
W 1559 r.  Jan Kocimowski osiedlając się we wsi Gościerzyno należącej do tej samej kapituły. Dostał on mianowicie 2 konie, 2 woły, 1 krowę, 1 świnię, „et omnia ferram enta” (narzędzia) “ ). W dobrach kapituły poznańskiej we wsi Sarbinowo lokowano na łanach opuszczonych czterech kmieci. Każdy z nich otrzymał: 2 konie, 2 krowy i 2 woły. Folwark nie prowadzi hodowli na wielką skalę. Bydło, które znajdowało się w oborze pańskiej, pochodziło z zagród kmiecych, gdzie pozostawało ono po ucieczce właścicieli. 

  W książce "Administracja państwowa i samorząd w Polsce w ujęciu historyczno-prawnym. Wybrane zagadnienia" pod redakcją Elżbiety Mreńcy, Piotra Zientarskiego, Bożeny Czwojdrak czytamy: "Rzeczpospolita Obojga Narodów, która powstała po unii lubelskiej z 1569 r., posiadała ustrój polityczny odmienny od innych państw europejskich, w których królował absolutyzm monarszy. Relacje pomiędzy władzą a członkami ówczesnego społeczeństwa, rozumianego jako ogół ludności zamieszkującej terytorium państwa, były zgoła odmienne od stosunków pomiędzy władzą a mieszkańcami Rzeczypospolitej.
Na urząd starosty monarchowie często powoływali osoby spoza ścisłej elity władzy, z drobnego rycerstwa, aby rozbić lokalne układy, a jednocześnie kreować nową elitę polityczną. Władca mógł też swobodnie łączyć i dzielić starostwa. W jednym z poradników dla radnych tak wyjaśniono znaczenie tej zasady: „Przyjmując człowieka jako podstawowy podmiot wszelkich spraw, zasada pomocniczości głosi, że inne instytucje powinny być tworzone jedynie jako pomocnicze w stosunku do działań i potrzeb poszczególnej
osoby. Zatem gmina ma się zajmować tym, czego pojedynczy człowiek wraz z rodziną nie może wykonać. Powiat powinien być traktowany jako pomocniczy w stosunku do gminy, a województwo w stosunku do powiatu. Ta sama zasada odnosi się również do państwa i jego rządu. Państwo ma być pomocnicze w stosunku do wszystkich instytucji i organizacji, działających w jego ramach i będących niejako «bliżej» obywatela”. Zakładając, że staropolskie ziemie, powiaty i województwa miały wręcz charakter autonomiczny tyczyłaby się ich zasada pomocniczości, znana współcześnie, nawet w stopniu zwielokrotnionym. Rzeczpospolita ówczesna wykonywała bowiem jedynie te funkcje, którym nie mogły sprostać jednostki mniejsze. Należały do nich sprawy bezpieczeństwa zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego oraz stanowienia prawa powszechnego przekraczającego granice danej ziemi czy województwa.
W dobie prawa zwyczajowego, gdy mówiono, że „dużo jest starego, dobrego prawa”, kompetencja stanowienia prawa obowiązującego w państwie przypadła sejmowi walnemu. Jednak narzucanie reguł prawnych pod przymusem państwowym nie było wówczas możliwe; jeśli dana ziemia czy województwo zdecydowanie sprzeciwiało się rozciągnięciu prawa na swoje terytorium, wyłączano je spod mocy obowiązującej uchwalonych przepisów. Jednak jeśli inne ziemie przekonały się w późniejszym czasie do potrzeby rozciągnięcia mocy obowiązującej tych przepisów na ich teren, podejmowano stosowane uchwały sejmowe. 
Starosta miał bardzo szerokie kompetencje. Zarządzał majątkiem królewskim, odpowiadał za obronę zamków, którymi administrowali burgrabiowie powoływani przez niego, zwoływał - na rozkaz króla - pospolite ruszenie. Miał uprawnienia policyjne, odpowiadając za porządek publiczny, i wykonywał władzę sądowniczą. Przed 1370 r. starosta był także zwierzchnikiem sądu królewskiego dla rycerstwa, rozsądzał wszystkie rodzaje spraw, w imieniu króla kontrolował obrót gruntami, potwierdzając akty kupna i sprzedaży. Pod nieobecność króla zwoływał sąd wiecowy (sąd wyższej instancji w stosunku do sądów ziemskich i grodzkich). Starostowie sprawowali też nadzór na sołtysami i zatwierdzali władze samorządowe w miastach królewskich (kontrolowali wybory do rady i czuwali nad interesami króla; w Krakowie nadzór sprawowali wielkorządca i wojewoda krakowski). Starosta jako królewski urzędnik odgrywał więc decydującą rolę w administracji państwa. "

  Waldemar Janosiewicz w "Samorząd terytorialny w Polsce –zarys historyczny" pisze: "Wraz z wyodrębnianiem się grup Słowian na przełomie V i VI wieku tworzyły się wspólnoty rodowe. Opole było pierwotną wspólnotą terytorialno-osadniczą, z której z czasem powstała wieś. Okres pierwszych Piastów to proces przekształcania się struktury rodowo-plemiennej w system prowincjonalny, tworzono okręgi grodowe z komesami grodowymi na czele, a opola utrzymywane były przez władze centralne jako jednostki pomocnicze. Na przełomie wieków XII i XIII opola zastąpiono organizacjami kasztelańskimi, kasztelani byli urzędnikami mianowanymi i pozostawali najważniejszymi przedstawicielami władzy książęcej. W Polsce dzielnicowej wraz z osadnictwem na prawie niemieckim (XIII wiek) pojawił się urząd sołtysa, który z czasem stał się i jest do dnia dzisiejszego jednym z najbardziej charakterystycznych elementów społeczności wiejskiej. W tym samym czasie w mieście
zaistniała instytucja wójta, ale w ciągu XV stulecia instytucję wójta przeniesiono na wieś, i w ten sposób sołtys (od XIII wieku), a wójt (przełom XV i XVI wieku) stali się liderami społeczności wiejskich. Urzędowi sołtysa towarzyszyła instytucjonalna forma powstającego
stopniowo samorządu terytorialnego – ława wiejska. W XVI wieku zniesiono dziedziczność urzędu sołtysa. Panowie wykupywali dziedziczne sołectwa, a na czele wsi stawiali wyznaczonego przez siebie wójta. Urząd sołtysa tracił znaczenie na rzecz urzędu wójta". 

  Dr Józef Rawacz "w książce wydanej w 1922 r. "Ustrój wsi samorządnej małopolskiej w XVIII wieku", pisze: "Prawa skarżenia pana nieodebrano poddanemu jakąś ustawą państwową. W konstytucjach  z pierwszych dziesiątków wieku XVI nigdzie nie napotykamy na ślad podobnego postanowienia. Odebrano to prawo na innej drodze, na drodze praktyki sądowej w sądzie królewskim, w którym po raz pierwszy w r.1518 usunięto skargę poddanego na swego pana z porządku rozpraw, uznając ten samem swą niewłaściwść dla tego rodzaju spraw. Odtąd, panowie dziedziczni, a więc szlachta i duchowieństwo, a król odnośnie do swych dóbr, stają się panami absolutnemi we włosciach im podległych, odtąd to każda wioska staje się osobnem państewkiem miniaturowem, z którego niemal wszelka ingerencja pańtwowa jest usunięta, a w którem pan staje się udzielnem ksiątątkiem. W porównaniu z faktem usunięcia z sądów królewskich spraw poddanych do innych panów, blednie także znaczenie konstytucji toruńskiej i bydgoskiej, wprowadzających jeden dzień robocizny jeden dzień w tygodniu, konstytucje te były zwrócone przeciw włościom królewskich, a nie majątnościom szlacheckim i duchownm, w których, w tym czasie robocizna mogła być już znacznie większa, zmierzały zaś do upodobnienia i ogólnienia stosunków włościańskich, nakładając na króla, jako pana bardzo licznych włości, obowiązek wprowadzenia jednidniowej robocizny w swych dobrach. 
Król sam nigdy nie zarządzał swoimi dobrami, pozostawiał w nich swych dzierżawców i starostów, na których przed swym królem poddani mogli się użalać. W wielkich latyfundjach magnatów, którzy również nie zarządzali swoimi wioskami osobiście, lecz mieli cały zastęp ekonomów i komisarzy. Na tych to ekonomów i komisarzy zanoszą skargi poddani. 
Na tle małego państewka wiejskiego rysyją się nam dwa typy ustrojowe: wsi samorządnej; wsi dworskiej w ścisłym tego słowa znaczeniu. Pierwszy typ to jednostka oparta na prawie niemieckim, jako na podstawie urządzania stosunków wiejskich, w drugim to wioska rządząca się tzw. "rozkazaniem dworskiem", w której alfą i omegą jest wola dziedzica, przy prawnem uwzględnieniu prawa zwyczajowego włościańskiego i pewnej zdolności prawnej poddanych. Inwentarze, które z samej swej natury objawiają się jako materiał prawny, bedąc wyrazem woli pana względem poddanych. We wsi polskiej w ostatnich trzech wiekach niepodległego bytu Rzeczypospolitej, cała władza prawodawcza, sądownicza i wykonawcza znajdowała się w rękach pana, który wykonwyał ją sam, lub przez swoich zastępców. Pan wsi to swego rodzaju monarcha. 
Wyodrębnianie wsi sprowadziło ciekawe konsekwencje w dziedzinie prawa spadkowego, obowiązującego we wsi. W niektórych bowiem terytoriach wiejskich przeprowadzono zasadę, że poddany nawet powołany do dziedziczenia nie może objąć spadku, o ile nie znajduje się w danej chwili w miejscowości, w której masa spadkowa się mieści. 
We wsi Ptaszkowej skazano na rugu żyda za uderzenie poddanego, na zapłacenie 3 grzywien sądowi, a jednej poszkodowanemu. 
Skoro wieś polska stanowiła jedno wielkie gospodarstwo, w którym każdy członek społeczności musiał ściśle wypełniać swe obowiązki, aby maszynerja dobrze fungowała. Cały system prowadzenia gospodarstwa rolnego i rzemieslniczego był dokładnie uregulowany na podstawie doświadczeń kilkunastu pokoleń, stąd każdy z gospodarzy podlegał daleko idącej kontroli społeczności i jej organów. Gromada uchwalała na swych posiedzeniach sposób prowadzenia gospodarki, który z kolei pan potwierdza, nakazując surowo jego zachowanie. Zaprowadziwszy obowiązkową trójpolówkę we wsi, musiała (gromada) ona i dalsze konsekwencje tego systemu gospodarczego mieć na uwadze. To Wójt z przysiężnymi, jako organ gromady wyznaczał czas wspólnego orania i zasiewania ugorów, zbioru z pola i czas wypędzania bydła na ścierniska. Do obowiązków Wójta należy pilnowanie, aby zboża przed możliwemi szkodami były ogrodzone, aby poddani drogi dojazdowe do swych pół zawsze naprawiali. I z pastwisk nie mogli swobodnie obywatele wiejscy korzystać, ponieważ wcześniej Wójt z przysiężnymi musiał wyznaczyć obszary na wypas poszczególnych gatunków bydła. Zanotowały nam księgi wiejskie: O Bartoszu Kalicie czytamy, że zle y barzo niedbale gospodaruie barziey piiaństwa, nizeli gospodarstwa pilnuiąc i dlatego miano mu odebrać rolę "atoli jednak miłosierdzie nad nim maiąc, pozwala jeszcze używać tey roli, z tą deklaracyą, że mu wezmą nieomylnie, ieżeli się w gospodarstwie nie poprawi". Mamy ślady, że o sposobie prowadzenia gospodarki przez poddanych, chodziły po chatach i polach komisje urzędowe, donoszące dworowi o wszelkich niedokładnościach i opuszczeniach. Sąd rugowy. To tam każdy z poddanych, po złożeniu przysięgi miał obowiązek powiedzieć "jako się gospodarz swoim domem rządzi, cokolwiek kto na kogo co wie, iako ojciec na syna, a syn na ojca, matka na córkę, córka na matkę, gospodarz na komornika, komornik na gospodarza, sąsiad na sąsiada, iako kto się sprawuje. 
Podobnej kontroli podlegali rzemieślnicy, którzy dopiero wtedy mogą wytwory swego rzemiosła poddanym z innej wsi, gdy właśni obywatele dostatecznie w ten wytwór będą zaopatrzeni. Ideałem też wsi było, posiadać wszelkich rzemieslników, jacy mają znaczenie w gospodarstwie rolnym, ponieważ tym sposobem nie uzalezniała się wioska od okolicy. Stąd to panowie, działając w dobrze zrozumiałym   interesie własnym i poddanych, wysyłają młodych chłopców za granicę minaturowego państwa wiejskiego, dla wyuczenia się rzemiosła. Dzierżawca królewskiej wsi Olszówki, wysyła Michała Rączkę do nauki "kunsztu gancarskiego" do Suchej i Jasienicy, utrzymując go tam własnym kosztem, a potem pozwalając mu na zwiedzanie miast okolicznych celem lepszego opanowania swego fachu. Wieś cała jako społeczność odpowiadała panu za wszelkie ciężary i powinności. W interesie gromady leżało, aby każdy z obywateli wiejskich mozliwie najlepiej gospodarował, ponieważ tym sposobem odpadała konieczność składek i robót za leniwego gospodarza. Kontrola była podyktowana i odpowiedzialnością zbiorową gromady za podatki państwowe, które musiały być w terminie złożone, ponieważ w przeciwnym razie wsi groziła egzekucja. Stąd to gromada nie tylko baczy uważnie na każdy krok gospodarczy poddanych, ale także stara się o osadzenie pustych gospodarstw, o ile możności we wsi obywatelami zrodzonymi. Gromada stara się zasiedlenie pustek, ponieważ i tak musi niejednokrotnie z nich podatki opłacić, przy czem w okresie opustoszenia wsi, większe sumy ciążą na gospodarstwach dobrze prowadzonych. Wieś jest społecznością, której każdy członek jest obowiązany drugiemu pospieszyć z pomocą. Stąd na jarmarkach i kiermaszach poddani jednej wsi trzymają się siebie i w razie niebezpieczeństwa zagrażającego od podchmelonych włościan z innej wioski, spieszą sobie z pomocą. W razie żywiołowej klęski, inni czują się moralnie pomóc pieniędzmi, jak i pracą rąk własnych. Słowo gromady, jako społeczności ogarniającej całą wieś, uwalnia zbrodniarzy z więzienia, zaręczając przed panem za ich dalsze prowadzenie się. Ponadto gromada w przypadku skazania przestępcy wyprasza go od śmierci. Słowo przynajmniej części gromady stanowi o możliwości nadania niepewnemu poddanemu pustego gospodarstwa. Gromada, jako społeczność miała także prawo wystawiania świadectw moralności swym członkom, a co więcej w razie popełnienia przez nich przestępstw orzekała o ich rehabilitacji. Wieś polska o ile była dobrze zorganizowana, o ile poddani się wzajemnie popierali, przedstawiała dużą siłę z którą bawet właściciel faktycznie musił się liczyć. Ustawy pańskie, nie będące w zgodzie z zasadami prawa zwyczajowego uznawanego we wsi, mimo całego aparatu wykonawczego, jakim rozporządzał właściciel nie są przestrzegane na terytorium wiejskim. W niektórych wsiach zamiast obowiązkowych zeznań rugowych, składanych przez wszystkich poddanych, wytwarza się urząd mowcy czyli rugownika. Stosunkowo największy wpływ na władzę i na postanowienia pańskie wywiera gromada.Nie jest to naturalnie wpływ prawnie określony, mający uzasadnienie w pewnym przepisie prawnym, lecz jest to wpływ faktyczny, jaki daje siła zorganizowanej masy, którą trzeba koniecznie zadowolić, ażeby się nie narazić na szykany, podkopujące gospodarczą maszynerję wioski.
Ażeby ustawa pańska obowiązywała wszystkich, musiały być spełnione pewne wymogi, w braku których poddani w przypadku spornym mogli się wymówić nieświadomością, którą sąd wiejski uznawał. Istniał obowiązek publikacji na posiedzeniu gromady, gdy cała ludność była zgromadzona, przy czym jednorazowe publikowanie ustawy pańskiej nie wystarczało, trzeba było ją co pewien czas odczytywać na ogólnych zebraniach. Oznaczano też ścicśle, ile razy w roku przepisy prawne mają być odczytywane" {żeby ta ordynacya co ćwierć roku w urzędzie y w gromadzie  była zawsze co rok czytana y publikowana, pod karami wielkiemi...nakazujemy}. Czasem dwór nie ogłosił ważnego odwołania, w takim jednak wypadku, gdy weszła nowa ustawa, z dawną zastając w sprzeczności, to naturalnie dawna traciła znaczenie. Przy ocenie ważności rozporządzeń i ustaw, rozstrzygającą jest praktyka sądowa. Ustawa ważnie wydana, nie odwołana, ale nie odczytana na posiedzeniach gromady i nie stosowana w sądach - nie obowiązuje. Ustawy pańskie wypływają przeważnie i powstanie ich da się sprowadzić do trzech przyczyn: dbałość o interes własny; pragnienie utrzymania porządku we wsi; zachowanie moralności na posiadanym terytorium. 
Wiele przepisów wydawała zwierzchność dworska, celem uregulowania robocizny i oddawania innych powinności, spraw utrzymania lasu. Postanowienia pańskie i zbawienie dusz swych włościan mają na uwadze. Pan jako źródło sądownictwa określa przede wszystkim: ustrój sądów i ich właściwość, on postanawia o składzie trybunału sądowego, on rostrzyga wobec jakich ustaw mają wyrokować. Pan jako źródło władzy sądowej, zasadniczo nie spełnia jej sam, lecz powierza jej wykonywanie swym organom czasowo lub na stałe. Czasowo działają sądy administratorów i ekonomów. Stale fungują sądy ławy wiejskiej z wójtem na czele. Przeważnie ława wiejska składa się z Wójta i 7 przysiężnych. Wpływ pański obejmował kontrolę nad wyrokowaniem podległych sobie sądów, aby wyroki uwzględniały prawa pisane i na nich się opierały, a nie wypływały w regule z prawa zwyczajowego i słusznego. Ze strony dworu baczono zwłaszcza, aby wyroki wydawane przez ławę wiejską nie były stronnicze, ażeby porze to nie budziły niezadowolenia we wsi. Wydany przez ławę wiejską wyrok, zwłaszcza zaś wyrok w sprawie karnej, podlegał zatwierdzeniu przez właściciela, który miał mozność w całosci go zmienić lub też w poszczególnych punktach. Sąd wiejski często w sprawach karnych wydaje surowe wyroki, dlatego, że muszą sie trzymać ściśle ustaw i rozporządzeń. Często te wyroki opiewają na karę śmierci, która zwyczajnie nie jest wykonywana, ponieważ właścicel wsi wyroku nie zatwierdza. 
Pan, jako naczelnik władzy wykonawczej posługuje się dwojakimi organami: przez siebie mianowanymi; wybieranymi przez gromade. W wielkim kluczu łackim, jako alter ego właściciela zjawiał się często komisarz dla przekonania się, czy polecenia pańskie są wykonywane i dla rozwikłania spraw spornych, obok niego stale we wsi przebywa administratror, sprawujący centralny zarząd przy pomocy ekonomów, rozmieszczonych po poszczególnych wsiach i folwarkach. Dodawano im do pomocy: pisarzy, dworników, karbowych, leśników i polowych. Urzędnicy ci  w wyższych szczeblach są przeważnie szlachtą, w niższych naogół rekrutują się z warstwy włościańskiej. Poddani, którym urząd w folwarku pańskim zaproponowano, musieli go przyjąć, podobnie jak musieli przyjąć puste gospodarstwo. W przypadku małego wynagrodzenia za swą funkcję, urzędnicy ci folwarczni działają na szkode pańską, często wchodzą w spółki czy okradają pana. Z grona chłopskiego brano też hajduków i służacych do nadto zaś w charakterze służby wykonują wyroki sądowe. Z ludności włościańskiej rekrutują się także zołnierze zamkowi. 
Drugą kategorią urzędników wykonawczych są urzędnicy wybierani przez gromadę. Praktyka szła dwoma torami: wybierani przez społeczność wiejską , jeżeli już nie wójtów, to przynajmniej kandydatów na wójtów , i mianowania przez władzę dworską. Są to wójtwie, przysiężni, dzisiętnicy, będąc w pierwszej linni urzędnikami gromadzkimi, ale obok tego w zleconym zakresie działania, wykonujący polecenia pańskie. 
Cały szereg ustaw dworskich nie utrzymuje się w praktyce, że przeciwko wielu przepisom poddani stawiają bierny opór. W kluczu łackim poddani nie stosują niepodzielności łanów kmiecych i zagrodniczych. Jan Świnka sprzedał swój majątek nieruchomy swemu synowi, nie wezwawszy do umowy osób urzędowych, ani nie zapisawszy kontraktu w księgach wiejskich. Można było obchodzić przepisy o wycinaniu drzew w lasach pańskich, z jednej strony dlatego, że lasy były tak obszerne, iż personel leśni nie mógł sprostać swemu zadaniu, z drugiej zaś strony, dlatego niejednokrotnie lęśni byli w porozumieniu z poddanymi. Jan Surzyn - leśny stryszawski - tak źle lasów doglądał, iż za jego pozwoleniem poddani duży kawał lasu wyrabali, wycinając w pewnymi miejscu drzewo przez kilka lat. Pan wioski siecią swych agend obejmował nie tylko kontrolę nad prowadzeniem gospodarstw przez poddanych, nie tylko zajmował się moralnością swych włościan, lecz do niego należał także zwierzchni nadzór , nad tem wszystkim, co we wsi się działo. Stąd  to też jest on na gruncie wiejskim opiekunem zwierzchnim wdów, a szczególnie sierot nie mających opiekuna lub też znajdujących się w mocy opiekuna niedobrego. Właściciel wsi wglądał także w stosunki rodzinne, wymagając poszanowania rodziców ze strony dzieci, wkraczając, gdy rzecz miała się przeciwnie. Opieka dworu rozciągała się nie tylko nad chatą chłopów, siegała on bowiem dalej, obejmując także szkołę i urządzając sprawy z nią związane. Właściciel wsi zajmował się kościołem wiejskim. Zajęcie to nie dotyczyło oczywiście wewnetrznych stosunków kościlenych, nie dotyczyło słuzby Bożej  odprawianej w kościele, lecz miało na względzie materialne stosunki kościelne. Chodziło tu przeważnie o uregulowanie opłat , składanych proboszczowi, w zamian za spełniane przezeń czynności duchowne, chodziło o ubezpieczenie rozmaitych sum posiadanych przez bractwo. W sprawie dziesięciny i mesznego układał się pan nieraz z duchowieństwem parafialnym, wykupując od nich swoje i chłopskie świadczenia za pewną ryczałtową sumę, odrazu złożoną, robiąc przy tym nieraz ładnu interes, ponieważ świadczenia te chłopi składali mu w naturze. Władza pańska obejmowała też szpital wiejski, w którym mieszkali przeważnie nie chorzy lecz starzy wypracowani poddani, którzy nie znaleźli pomieszczeń w dawnych swych gospodarstwach. Najbliższy krewny , nie chcąc starca trzymać u siebie, do czego był zobowiązany, składał zarządowi szpitalnemu pewną sumę, która miała pokryć koszty utrzymania przyjmowanego. Anna Jordanowa ofiarowała na rzecz szpitala limanowskiego w listopadzie 1574 r. dom i 10 krów, które wynajmowane corocznie mieszczanom miały przynieść po groszy od każdej. Obok specjalnej fundacji na szpital szły inne dochody. Większość tych dochodów stanowiły kary pieniezne, nakładane przy rozsądzaniu spraw spornych poddańczych, przy czem o szpitalu przy wymierzaniu kar nie zapomniała żadna zwierzchność dworska, nie zapomniała żadna reprezentacja gromadzka. Kierownictwo szpitala spoczywało w rękach samej gromady, która w tym celu w Limanowej wyręczała się dwoma funkcjonariuszami, ponadto opiekę nad nim roztaczał proboszcz miejscowy. 
Prawa pańskie znajdują swój ekwiwalent w obowiązkach dworu, pojętego jako podmiot uprawnień prawno-publicznych i prawno-prywatnych w stosunku do chłopów jemu podległych. Obowiązki te wynikały z tego faktu, że wioska polska stanowiła odrębne państewko, że związek poddanych z władzą państwową był  prawie że zerowany, ... pan wioski, jako ten, który zastepował władcę na terytorium wiejskim. 
Jak na poddanych ciążył obowiązek pozostawania we wsi, bez prawa jej samowolnego opuszczania, tak z drugiej strony od pana wymagano, ażeby włoscianina zachowywał w swej wiosce , ażeby go z jej granic nie wydalał. Chodziło tu zwłaszcza o to, ażeby pozbycie chłopa bez gruntu nie miało miejsca, ażeby włościanin nie ulegał sprzedaży w charakterze przedmiotu. Odstępstwo od tego obowiązku było możliwe, pomijając zwolnienie z poddaństwa, tylko na podstawie wyroku sądowego, gdy włoscianin dopuścił się przestępstwa, za który sąd patrymonialny skazał go na wygnanie, czyli na wyświecenie ze wsi. Obowiązek dostarczednia sposobu do życia, pan powierzał chłopu prowadzenie gospodarstwa kmicego, zagrodniczego, chałupniczego lub też bieże go do swoich usług osobistych, względnie wkładając na niego ciężar prowadzenia jakiegoś przedsiębiorstwa. Przede wszystkim na Panu ciążył obowiązek zbudowania chaty i zabudowań gospodarczych dla nowo osadzonego poddanego. Ponadto dwór był obowiązany, zależnie od wielkości gospodarstwa do dostarczania włościaninowi sprzężaju, jak również i narzędzi rolnych, koniecznych przy uprawie gruntu - okreslano w prawie wiejskim mianem zakladki dawanej albo w naturze albo w pieniądzach, zakładka ta na ogół nie była zwrotną, lecz pozostawała ścisle związana z danym gospodarstwem, tak że każdy nowy gospodarz obejmowała ją wraz z gruntem i zabudowaniami od dawnego posiadacza. Obowiązek budowli i zakładki obciązał pana jedynie do poddanych niewykupnych, siedzących na gruntach, do których nie przysługiwało im prawo własności. Poddani siedzący na prawie zakupieństwa w zasadzie do tych obydwu uprawnień nie mieli prawa. Na sporządzeniu budowli, daniu zakładki, poprawie budynków nie kończyły się obowiązki pana. Był obowiązany do pomocy poddanym w przypadku nieszczęść elementarnych. On to w razie pożaru dawał drzewo i robotników do wybudowania na nowo chaty i zabudowań gospodarczych, on też w razie gradu, posuchy i idącego za tym nieurodzaju dawał zboże na wyżywienie i zasiew. Wprawdzie dwór taką zapomogę dostarczał z obowiązkiem jej zwrotu z nastepnego plonu, praktycznie jednak w rzadkich wypadkach wpływał a ona do spichlerzów pańskich. Dwór ma także obowiązek ustawowej poręki podatków poddanych swej wioski. Stąd też w miarę niemozności wypłacenia podatków państwowych przez swych włościan, pozycza im odpowiednie sumy. W razie najścia wojsk w granice wioski, w ugoszczeniu i wyżywieniu pomagał poddanym dwór. Obowiązek wymierzania sprawiedliwości  i to w granicach wioski mu podlegającej, jak również troska o to, ażeby obcy pan, lub miasto, wymierzyły mu sprawiedliwość na jego skargę. Łączy się z nim obowiązek udzielenia pomocy do jej uzyskania. Pan miał obowiązek sprawowania najwyższej opieki nad wdowami i sierotami we wsi. 
Mówiąc o pozbyciach, we wszytskich tych przykładach darowizn, nigdzie nie ma mowy, zeby przedmiotem aktu był kmieć, zagrodnik, chałupnik, lecz zawsze daruje się człowieka, który w wiosce nie ma własności nieruchomej. Najczęsciej jest to komornik, służacy pański, sierota nie mająca mozności poprawy bytu w rodzinnej wiosce. Zawsze jest mowa o darowiźnie, a nigdy nie zaznaczono jej ekwiwalentu, optrzymanego przez pozbywcę, nigdy nie ma mowy o cenie sprzedaży. Poddany pański jest kucharzem pańskim, do którego pan się przywiązał, a zapewne i on sam przywiązany jest do chleba dworskiego, niechętnie patrzył  na swe pozostanie w wiosce sprzedanej i dlatego poszedł za swym dawnym dziedzice. Samo pozbycie mogło być pomyślane więc w interesie poprawy losu poddanego, anieżeli w interesie pana. 
Pan wioski nigdy nie sięga - przynajmniej odnośnie do stosunków panujących we wsi małopolskiej - w zakresie swych uprawnień tak daleko, ażeby miał poddanemu odbierać pieniądze lub bydło mleczne, ażeby mu miał konfiskować dorobek gruntowy lub sprzęty domowe bez odpowiedniego wyroku sądowego. Gdyby gdziekolwiek miało miejsce byłoby przez gromadę uważane za krzywdzącą samowolę i bezprawie, któreby obrzydziło dalsze pozostawanie w wiosce. Mamy cały szereg przykładów, gdzie poddani ustawicznie rozporządzają swoim majatkiem ruchomym, że przekazują go dzieciom lub krewnym, w dowolnej przez siebie okreslonej ilości, że nawet nieraz i po za granice swej miejscowości go przesyłają. Poddany jeżeli nabywa, to nabywa nie jako niewolnik dla pana, ale pozyskuje ruchomość dla siebie, z możliwoscią swobodnego nim rozporządzania. Mówiąc o nieruchomosciach, a więc gruntach ornych, pastwiskach, lasach i budowlach, możemy zauważyć niezmienna charakterystyczną cechę na terytorium wiejskim. Oto, że pewne gospodarstwa, wraz z budynkami na nich wystawionemi, znajdują się przez dłuższy pociag czasu w posiadaniu jednej i tej samej rodziny, że tylko w obrębie jednej rodziny są dziedziczone, że niezmiernie trudno część tego gospodarstwa sprzedać w obce ręce. Co więcej - nawet jak jakimś wypadkiem część gruntu wyjdzie z władania rodzinnego, to jednak istnieje poczucie, iż ta nieruchomość nalezy się jej i że na nowo powinna jej być przywrócona. W Terlice zagroda należąca do rodziny Koszuleńskich, aż po 120 latach powraca do jej potomków, stąd też w kluczu suskim Mateusz Boryczak po upływie lat stu upomina się o grunt, który niegdyś należał do jednego z jego dziadów. 
Samowolne odebranie gruntu poddanemu było możliwe tylko z przyczyn: niezdolności do prowadzenia samodzielnej gospodarki - ludzie starzy, małoletni, kobiety chorzy; niespełnienie obowiązku względem pana i gromady; złe gospodarowanie na swym gruncie; oddłużenie gruntu; ucieczka poddanego z gruntu; popełnienie przestępstwa. 
O ile nie zachodziła konfiskata, ustępujący gospodarz otrzymywał spłatę, spłata ta zwyczajnie nie była oznaczona przez czynnik dworski, lecz znowu współudział w tym akcie wójta z przysiężnymi (prawo bliższości, jakie na gruncie wiejskim ogólnie występowało - z tego względu na to prawo pan nie mógł odebrać gruntu rodzinie, lecz usuwając z niego nieporządnego gospodarza, winien na jego miejsce powołać innego, do tej samej rodziny się zaliczającego). Przez zakupno poddani uzyskiwali prawo do gruntu, prawo bardzo podbne do naszego prawa własności. Zapłaciwszy cenę nieruchomości, zakupują oni grunt na wieczność, nie tylko dla siebie, ale i dla rodziny, i zwyczaj prawny wiejski bardzo źle widzi, gdy pan wbrew dawnej umowie, stara się o wykupienie gospodarstwa z rąk poddanego. Panuje bowiem przekonanie w wiosce, że poddany zakupuje grunt nie tylko dla siebie, ale i dla swego potomstwa, i stąd to spłacenie chłopa przez pana, przez wyplacenie pełnej ceny kupna wraz z dodatkiem za ulepszenie, uważane jest za pokrzywdzenie potomstwa poddanego. Własność uzyskiwana przez poddanego nie była pełną. Była ona ograniczona, tak ze względu na porządek wiejski, jak i ze względu na ówczesne stosunki gospodarcze. 
W regule niemal w każdej wiosce można zauważyć sąd wiejski wójtowski, złozony z ławników - chłopów, pod przewodnictwem wójta, równiez chłopa. W dobrach większych można zauważyć cały szereg instancyi sądowych, mimo, że to udawania do nich nie jest uregulowany. Obok sądu wójtowskiego w każdej wiosce znajduje się w kluczu centralnym znajduje się sąd wójtowski w stolicy włości, sąd złozony z wójtów i przysiężnych, powołanych z pośród ław wiejskich. Ponad nimi widzimy nie raz sąt jednostkowy komisarza lub administratora, a dopiero potem ukazuje się ostatnia instancja w osobie pańskiej. W tych warunkach właściciel wioski posiada formalnie prawo miecza nad poddanymi, praktycznie stara się go nie wykonywać , dlatego, ponieważ nie chce się narazić na zarzut stronniczego wyroku, ponadto nie chce mieć kłopotu ze sporami poddańczemi, nie chce mieć  tem więcej, że żal mu też chłopów-robotników. Gdy w wiosce zdarzyła się sprawa gardłowa, pan nigdy nie bierze jej do rozsądzenia, lecz oddaje ją do osądzenia: sądowi wiejskiemu, sądowi miejskiemu; sądowi grodzkiemu.   
W życiu dawnej wioski małopolskiej mozna zauważyć szereg charakterystycznych objawów, ktore absolutnie nie dadzą się pogodzić z niewolniczym stanowiskiem włościaństwa. Czyż możliwe jest aby w społeczeństwie niewolniczym ogól chłopów, zorganizowany w gromadę, wywierał tak zasadniczy wpływ na uksztaltowanie się stosunków wiejskich, mając udział nie tylko we władzy wykonawczej, a także ustawodawczej i sądowniczej. Czy możliwe jest, aby wspołeczeństwie niewolniczym sąd wiejski, nie oglądając się na pana znosił testament poddanego. Czyż możliwe jest aby w społeczeństwie niewolniczym poddany wchodził w umowy z panem własnym, wkładając na siebie pewne zobowiązania i obciążając równocześnie swego dziedzica wiejskiego? A przecież wielokrotnie zauważamy w aktach ślady umów tego rodzaju. Już przy sposobności obejmowania pustek umowy takie miały miejsce, skoro nieraz przy tej sposobności poddani nieraz uzyskują lepsze warunki w formie uwolnienia od pewnych ciężarów. W ten sposób jeden z poddanych uzyskuje zwolnienie od trzech dni powaby, a inny od całej robocizny na przeciąg jednego roku. Umowy z panem zawierali karczmarze, młynarze w sprawie swych przedsiębiorstw, w których postanowiono udział pana i poddanego w zyskach młynarskich i karczmarskich. Umowy pana z poddanymi na dostawy drzewa i soli. Kontrakty kupna i sprzedaży miały miejsce miedzy panem i poddanym. Roman Sierkowski, dzierżawca wsi Olszówki nabywa połowę roli Biłkówki od Wojciecha Krysiaka, płacac za nią 30 tynfów i 3 korce owsa. W 1737 r. dwór sprzedaje tą połowę roli Mateuszowi Biłkowi taniej, za 36 tynfów. W Świniarsku zakupiono u tamtejszego chłopa grunt, płacąc mu wartość tegoż na podstawie oszacowania przez urząd gromadzki. Sami poddani zawierali między sobą umowy rozmaitei natury, do których w pewnych przypoadkach władza dworska się zupełnie nie mieszała, pozostawiając im zupełną swobodę. Jeżeli wkracza i bada zaistniały sosunek prawny, to dzieje się to na wezwanie pokrzywdzonej strony, a nie na podstawie postepowania z urzędu.  [Sprawa braci Lipskich z okresu 1697 - 1698, którzy przez dłuższy czas kłucili się o grunty. Zadaniem komisji było doprowadzenie do ugody, do której jednak nie doszło, ponieważ zawsze który z nich wymyslił sobie nowe upodobanie. Błażej Urząd od zwierzchności zamkowej posłany lekceważył Zamkowy y łaiał. Tak, że ostatecznie go zadowolić, pozwolono mu samemu podzielić grunty i wybrać dla siebie dział. Po pewnym czasie doszedł do przekonania, że kontrakt alienacyjny zawarty z bratem, to tylko żart, i na jej podstawie opierajć się wznowił proces, chcąc anulować umowę. Ostatecznie przedłozono ją do rostrzygnięcia posiadaczowi Suchej, wojewodzie poznańskiemu Małachowskiemu. Oto Błażej  przeciwko temu zapisowi nieustanne kłótnie wznosił. A więc i orzeczenia wojewody nie były dla niego miarodajnem, skoro osmielił się sarkać przeciw niemu. Zwierzchność zamkowa anulowała swoje przeczenie, przekazała sprawę ponownie sądowi wiejskiemu celem ostatecznego jej załatwienia. Anulowanie własnego wyroku to wypadek niezmiernie znamienny dla ówczesnych stosunków wiejskich - odzwierciedla się w niem nie tylko już uznanie godności chłopa i uznanie jego osobowości prawnej, ale nawet baczono na jego odezwanie się w sprawie nieprawidłowości wyroku. Za granicami własnej wioski uznawano w pewnym stopniu zdolność prawną poddanego, skoro nie tylko pozwolono mu na nabywanie praw, ale także uznawano ważne zaciągnięte przez niego zobowiązania. Włościanie prowadzą przedsiębiorstwa drzewne. Mamy ślady, że niektórzy z nich zajmują się handlem bydłem, szczególnie zaś wołów i koni, i ze w tym celu pojawiają się nietylko na jarmarkach, targach miast okolicznych, ale jadą i do Węgier , ażeby tam po tańszej cenie nabywać  tak bardzo potrzebny inwentarz roboczy. Gromada miała w ustroju wsi małopolskiej spore kompetencje: udział w prawodawstwie wiejskim; udział w sądownictwie wiejskim; wybór urzędników gromadzkich, czyli tworzenie urzędu gromadzkiego; prawo uchwalania składek na cele gromady; kontrolę urzędników gromadzkich; ogólny nadzór nad stosunkami wiejskimi. Miała także prawo szczególne, mianowicie prawo łaski.     

  Po rewizji przeprowadzonej w 1727 roku i na początku 1728 r. wykazała, że w Koronie pozostało tylko 1 177,25 osiadłych łanów wybranieckich, co oznaczało powiększenie rocznego budżetu wojskowego tylko o 117 725 zł. Do 1730 r. dzięki przejrzeniu „ksiąg” i  lustracji „odkryto” jeszcze dodatkowych 200 łanów, ale wysokość wydatków na cele wojskowe w następnych latach nie wskazuje, aby zaowocowało to powiększeniem budżetu „łanowego” (a tym samym i militarnego) o 20 000 zł. Dlatego też należy przyjąć, że pod koniec trzeciej dekady XVIII w. koronny budżet wojskowy powiększył się jedynie do niespełna 5 543 tys. zł. Ponadto między 1717 a 1733 rokiem rady senatu przyznały na cele wojskowo-porządkowe 364 000 zł, z tego 180 000 zł na refortyfikację Kamieńca i 80 000 zł na artylerię - podaje Tomasz Ciesielski w "Potencjał militarny Rzeczypospolitej Obojga Narodów w okresie polskiej wojny sukcesyjnej 1733–1735. Wybrane aspekty"

  Konrad Bobiatyński w "Rachunki wojskowe hetmana polnego litewskiego Michała Kazimierza Radziwiłła" pisze: "Propornicy stanowili 2,31% wszystkich żołnierzy piechoty, dobosze natomiast 0,79%. Warto podkreślić, że na przestrzeni wieków liczba proporników ulegała zmniejszeniu, natomiast muzyków wojskowych było zdecydowanie więcej, w latach 1776–1778 w piechocie Wielkiego Księstwa Litewskiego było de facto aż 5,67% muzyków (nominalnie 6,05%). Po przeszło dwóch i pół wiekach nastąpił przyrost o 717%. Dziesiętnicy-towarzysze, w latach 1522–1547 udało się zidentyfikować 1417 osób, prawie zawsze (97,74%) byli to kopijnicy, incydentalnie zdarzali się strzelcy, propornicy czy pawężnicy. Interesujące są ustalenia wskazujące, że przeciętnie dziesiętnik dowodził 8 żołnierzami, grupa ta stanowiło bowiem 11,81% wszystkich żołnierzy pieszych. Pocztowi; w latach 1522–1547 ponad 85% z nich było uzbrojonych w broń strzelecką, wśród „164 pachołków, którzy obsługiwali 303 konie”. Średnia etatowa wielkość roty wynosiło około 142 żołnierzy, natomiast średnia faktyczna w latach 1522–1547 wynosiła nieco powyżej 100 osób. Przeciętny zarobek rotmistrza pieszego, który wynosił 25 florenów kwartalnie przy czym średnio w ciągu roku służono dwa kwartały, dochód roczny rotmistrza można ocenić więc na około 50–60 florenów. W latach 1519–1521 aż 40% całych wydatków na armię koronną pochłonął żołd przeznaczony dla drabów. Aż 70% żołnierzy było wyposażonych w broń palną. 
W 1651  r. kontakty „zagraniczne” z Mołdawią pochłonęły 31% budżetu M. Kalinowskiego, sprawy kozackie – 28%, a wywiad – 12%. W okresie od 20 II do 23 III 1652 r. – na dyplomację hetman wydał 45%, a na wywiad 31% pieniędzy. Warto zaznaczyć, iż były to również bardzo ważne pozycje w rachunkach S.  Potockiego z lat 1653–1654, a na dyplomację – jeśli odliczymy udział w komisji lwowskiej w 1653 r. – hetman przeznaczał niemal połowę swoich nakładów na wojsko (D. Milewski, Wydatki hetmanów koronnych). Natomiast struktura wydatków S. Jabłonowskiego w latach 1685– –1689 przedstawiała się następująco – misje dyplomatyczne 18%, Kozacy zaporoscy 17%, kancelaria hetmańska 17%, wywiad wojskowy 33%, pozostałe wydatki 15% (M. Wagner, Wydatki wojskowe). Wśród nakładów poniesionych przez Radziwiłła w październiku 1676  roku na pierwszym miejscu należy wymienić koszty poczty (utrzymywania łączności), które wyniosły ogółem 1460 zł (33%). Gdy doliczymy do tego kwotę wydaną na przewodników (kałauzów), to odsetek ten urośnie aż do 42%. Kolejne pozycje to utrzymanie i wynagrodzenie wiernych królowi Kozaków zaporoskich – w sumie 800 zł (18%), jak również zakup niezbędnych materiałów wojennych – 780 zł (18%). Poważne były również koszty pobytu rezydenta księcia przy boku Sobieskiego – 600 zł (14%). Natomiast bardzo małą kwotę – zaledwie 50 zł – Radziwiłł przeznaczył na działania wywiadowcze. Hieronim Kryszpin Kirszensztein, sporządzając obszerne sprawozdanie ze swojej gospodarki finansowej po rezygnacji z urzędu podskarbiego (kwiecień 1676), wspomniał o uiszczeniu hetmanowi należnego jurgieltu na buławę za lata 1673–1674 (16 tys. zł), a ogółem miano mu przekazać jako spłatę części zaległości kwotę 32 140 zł. Roszczenia księcia wobec skarbu oszacowano na 183 355 zł. Radziwiłł miał się zrzec pretensji do 50 tys. zł, a Rzeczpospolita zobowiązała się do wypłacenia mu 133 355 zł i 20 gr., w dwóch ratach. Zarazem jednak zastrzeżono, aby na przyszłość hetmani nie wpisywali do rejestru „swoich […] żadnych prywatnych w obozie wydatków” (co świadczy o tym, iż z pewnością dopuszczali się takich praktyk), a tego typu zestawienia były odtąd odczytywane przed całą izbą poselską". 

Według danych podawanych przez R.R. Palmera, w 1785 r. obciążenia fiskalne na głowę mieszkańca w przeliczeniu na funty szterlingi kształtowały się następująco: Holandia - 35, Wielka Brytania - 34, Francja - 21, Hiszpania - 10, Rosja - 6, Prusy - 6, Austria właściwa - 21, Polska - 1. Natomiast według wyliczeń E. Rostworowskiego, dochody budżetowe w XVIII w. w Rosji wzrosły 15 razy, w Prusach - 7 razy, w Austrii - 5 razy, w Polsce -  dwuipółkrotnie. W wyprawach pospolitego ruszenia (Insurekcja Kościuszkowska) wzięło udział łącznie około 150 000 chłopów, a powstańcze siły zbrojne liczyły w sumie około 23 000 żołnierzy kawalerii i 117 000 piechoty, pisze Paweł Majdański w "Armia w przebudowie - wysiłek szlachty na rzecz uzdrowienia sił zbrojnych w okresie Stanisławowskim"

 



tagi:

an24
17 września 2021 22:10
36     3767    20 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Greenwatcher @an24
18 września 2021 07:23

Nie zastanawiałem się skąd się wzięło „okantować” kogoś, a ten fragment o kantowaniu desek zdaje się prowadzić do tartaku. Będę tu wracał do lektury. Dzięki wielkie.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @an24
18 września 2021 08:15

Mam uwagę techniczną. Tak cenne teksty powinny być prezentowane (dozowane)  w mniejszych częściach (dawkach). Ja podzieliłbym t e notkę na kilka części. Na ile, to już inna kwestia.

Niemniej, PLUS

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @an24
18 września 2021 08:40

Unu ma rację powinien pan to podzielić na kawałki. Ja tylko przypomnę, że były też sądy koronne, do których chłopi odwoływali się w sprawach bardzo błachych, na ja przykład cofnięcie przez dwór zgody na warzenie przez wieś piwa. Można kupić księgi referedarii koronnej, dla czasów ponoć najbardziej opresyjnych dla wsi czyli panowania ostatniego Sasa. To daje w miarę ostry obraz. 

zaloguj się by móc komentować

tomasz-kurowski @an24
18 września 2021 09:08

Notka do długiego studiowania!

Mnie z długiego stuporu, w którym postrzegałem "obywateli wiejskich" jedynie jako szarą, uciemiężoną masę biednych rolników wybiła kiedyś wyczytana w monografii Bielska-Białej rewelacja, pochodząca z szesnastowiecznej lustracji dóbr, jak to w niedawno założonej przez Floriana Zebrzydowskiego wsi Biała żaden z mieszkańcow nie ma jeszcze żadnego uposażenia w ziemi, "telko domki, w których rzemiosła robią".

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @gabriel-maciejewski 18 września 2021 08:40
18 września 2021 09:39

Tylko, że w popularnym odbiorze  wygrywają ideolodzy Kamil Janicki z Kacprem Pobłockim i ich ahistoryczne opowieści o strasznej doli chłopa pańszczyźnianego i opresyjności dworu. I to jest straszne.

zaloguj się by móc komentować

tadman @an24
18 września 2021 10:16

Bardzo ciekawe i warto byłoby dla takiego tekstu zamieścić skorowidz pozycji literaturowych dla bardziej dociekliwych lub do zamknięcia gęby oponentom. :)

Z opowieści mojego dziadka: jego ojciec wspominał, że dwór chciał chłopom użyczyć odpłatnie lokomobili do omłotów, ale były opory, bo komuś lokomobila poszarpała rękę. Kiedy w jakiś czas później z powodu podłej pogody wieś nie zmieściła się w oknie czasowym dobrej pogody i część zboża poszła na straty to w następnym roku chłopstwo przystało na wypożyczanie lokomobili.

zaloguj się by móc komentować

gabriel-maciejewski @ewa-rembikowska 18 września 2021 09:39
18 września 2021 10:20

Ten Janicki to jest wyjątkowy dureń, ciekawe kto go popiera i pompuje

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @gabriel-maciejewski 18 września 2021 10:20
18 września 2021 10:24

Dobrze umocowane środowisko Uniwersytetu Jagiellońskiego.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @ewa-rembikowska 18 września 2021 10:24
18 września 2021 10:47

UJ to taki rodzimy "harwardzik",  wedle stawu grobla, od lat siedlisko wszelakiego postępactwa aspirującego do "standardów zachodnich".

Bo uniwerek w Warszawie  to już w zasadzie wyłącznie na lewo od ściany.

Oba wymienione  "ośrodki akademickie" suflują ton dla pozostałych, a że i ich kadra dorabia sobie tu i tam, epidemia lewozmyślności rozlewa sie szerokim frontem.

zaloguj się by móc komentować

handlarz @an24
18 września 2021 11:13

... dekonstrukcja/niemiecko-eskimoska/,

Pigoń laboriosus,

Ten z domu wyniesiony szacunek dla rzetelnego mozołu. Pracy - sic vos non vobis- nie dla siebie przecież tylko podejmowanej, nie wykrętnej, ale najuczciwszej, tę w niej sumienność niewyrachowaną nauczyłem się za wartość, za gwiazdę przewodnią życia, pragnąłem jej dochować wierności, a w ramach zawodu mego starałem się zobowiązywać do niej także innych.  Z jakim skutkiem? Któż to może wiedzieć?

 

zaloguj się by móc komentować

handlarz @handlarz 18 września 2021 11:13
18 września 2021 11:15

do @ewa i @stanislaw

zaloguj się by móc komentować

tadman @stanislaw-orda 18 września 2021 10:47
18 września 2021 11:55

Środowisko UJ, wraz z aktualnymi wtedy studentami, skompromitowało sie całkowicie, kiedy z rozdziawionymi usty i ze zrozumieniem w oku wysłuchłuchiwało bredni Simona Peresa o potrzebie (nie)nauczania historii, co w kontekście jego nacji było ordynarną prowokacją.

zaloguj się by móc komentować

an24 @stanislaw-orda 18 września 2021 08:15
18 września 2021 15:52

Zastanawiałem się nad tym, ale doszedłem do wniosku, że mimo iż tekst będzie długi, to jednak musi temat być pokazany w szerszym kontekście. Powiem szczeże myślałem nad dorzuceniem jeszcze - dla śmieszności - pokazania, jak na tej dostępnej dla każdego bazie - pokazać takiego lewicowego publicystę, który napisał Historię Chłopów Polskich, wydaną w Poznaniu w 1925 r., czyli Aleksandra Świętochowskiego oraz pisanych w okresie zaborów. 
Jednak uznałem, że takie publikacje jak onetu mają jeden zasadniczy cel: aby fałszywy przekaz stał się normą. Mam dzieci w szkołach, więc wiem, jakie herezje są w podręcznikach. Ostatnio syn przypadkiem przysługiwał się jak słuchałem jedną z pogadanek, i zapytał mie się, tato a dlaczego pani w szkole na lekcjach tego nie mówi, gdyby mówiła to co ten pan, to historia byłaby ciekawa. Tym prelegentem był prof. Grzegorz Kucharczyk. Ale nie chodzi o to, wówczas uświadomiłem sobie, że podręczniki (i podstawa programowa) są pisane tak, aby faktycznie zniechęcić młodego człowieka do zainteresowania się przeszłością swojego państwa, a to przekłada się na obojetność teraźniejszość. I dlatego decyzja, że bedzie to w jednym.  
Oczywiście patologiczne przypadki też były, ale nigdy nie były normą.
Zdumiewa mnie w pewnym sensie fałsz propagandy nieprzychylnej Polsce, która sugerruje, że chłop bez zgody pana nie mógł opuścić wsi w celu pójścia za mąż. Jeżeli przyjmiemy, że wieś liczyła 100 osób, a małe zdecydowanie mniej, ba niech liczy 300 osób - czyli duże prawdopodobieństwo pokrewieństwa, to jak to się ma do prawa kościelnego, w związku z cały czas wolnymi łanami kmiecimi czy zagrodniczymi czy chałupniczymi do obsadzenia we wioskach. 

zaloguj się by móc komentować

an24 @gabriel-maciejewski 18 września 2021 08:40
18 września 2021 16:03

Można kupić księgi referedarii koronnej - można. Pewnie jakby je dokładnie przewertował, to byłoby ciekawiej. Sądzę, że te dochody chłopów są mocno zaniżone. Ciekawie też jest w księgach sądowych. 
Jestem zdumiony tym, że minister dziedzictwa naukowego nie daje grantów właśnie na pisanie książkę w oparciu o dostępne materiały źródłowe. Podobnie, że naukowcy pracujący w seminariach duchownych, kuriach nie piszą w oparciu o dostępne materiały źródłowe na tematów szkolnictwa, medycyny, szpitalnictwa, technologi, które szły za kościołem. Przecież to jest w ich i przyszłych wiernych w interesie - narzędzie ewangelizacji, przy tak słabej szkole. 
Znajoma koleżanka, doktor nauk historycznych ze 2 lata temu mówiła mi, że jak ktoś będzie podwarzał obowiązującą na doktoraci wizję RON, to po prostu stara profesura będzie niezadowolona. Nie pozwoli na zmianę narracji, bo to ich całe życie.  

zaloguj się by móc komentować

Roszkowski @an24
18 września 2021 16:03

Powiem "szczeże", że publikowany tekst o "kmiecio-chłopach-pańszczyźnie" przeczytałem po łepkach- nie wzbudził mojego zainteresowania.

Myślę również, że nie wzbudził zainteresowania u wielu. To są dawne czasy i temat raczej kontrowersyjny, ponieważ ostatnio, nasi współcześni

"kmieciowie" bałaganili na swoich protestach.

 

 

zaloguj się by móc komentować

Roszkowski @Roszkowski 18 września 2021 16:03
18 września 2021 16:06

Chodzi o tekst publikowany na Onecie.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @an24 18 września 2021 15:52
18 września 2021 16:34

Moja uwaga była natury techniczneo-redakcyjnej a nie merytorycznej. Nie kwestionuję także powodów, dla których tekst został przedstawiony w takiej, a nie innej formie. Po prostu uważam, że w jednym kawałku jest zdecydowanie zbyt długi i może zniechęcac do przeczytania. Ja swoje długie teksty dzielę na części.
Ale, wolnoć Tomku ... Nic mi przecież do tego.

zaloguj się by móc komentować

an24 @stanislaw-orda 18 września 2021 16:34
18 września 2021 16:43

Nie miałem pisząc na myśli nic złego. Napisałem dlaczego taka decyzja, nic więcej. 

zaloguj się by móc komentować

ewa-rembikowska @an24 18 września 2021 16:03
18 września 2021 17:07

Janicki niby pisał w oparciu o źródła. I co z tego, skoro fakty sobie a konkluzja sobie. U niego mniej więcej wygląda to tak.  Szwedzi złupili Polskę, spalili miasta i wsie, chłopi mieszkają byle jak. Winna temu jest szlachta. Onet bije brawo. Facebook promuje książkę. Aktywiści linkują na portalach genealogicznych i historycznych, czytelnicy zachwyceni i nikt nie widzi w tym braku jakiejkolwiek logiki. Jak się wdałam w dyskusję na jednej z grup pokazując tendencyjność autora i pisanie pod tezę to prawie mnie zlinczowano.

zaloguj się by móc komentować

emirobro @an24
18 września 2021 22:25

Bardzo dobry wpis. Lubie pana teksty czytac.  Maja w sobie cos z basni i napelniaja mnie nadzieja - co sie rzadko zdarza.

Mam tez prosbe zwiazana z tym pana zdaniem:

"Mimo, że Rzeczypospolita Obojga Narodów chłopami stała, to temat chłopów, niczym przyczyny rozbiorów nie został po dzień dzisiejszy obszernie zbadany."

Prosze o tekst o przyczyny rozbiorów.

zaloguj się by móc komentować

an24 @emirobro 18 września 2021 22:25
19 września 2021 19:25

Dziękuję za miłe słowo. 

zaloguj się by móc komentować

an24 @ewa-rembikowska 18 września 2021 17:07
19 września 2021 19:26

W tej grze, grze o podporządkowanie i dalsze eksplatowanie, i utrzymywanie profitów, fakty nie mają żadnego znaczenia. 

zaloguj się by móc komentować

an24 @Roszkowski 18 września 2021 16:06
19 września 2021 19:45

Ma znaczenie, ponieważ chodzi o to, aby narracja nie mająca wiele z prawdą, stała się normą. I za 30 lat człowiek młody przeczyta, i co ... Jakie wnioski będzie miał, jak nie będzie żadnych innych źródeł? Jak zastanie mu tylko masówka globalna, poprawna politycznie. 
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że za 30 może 50 lat jakiś autorytet lewicowy napisze, że w Polsce czy Europie sprzedawano ludzi w w XX i XXI wieku i powoła się na sportowców, np. piłkarzy, których włąściciel (taki pan klubu) sprzedawał gdzie chciał ludzi, aby mu więcej tylko dali kasy, i piłkarz nie miał nic do powiedzenia gdzie chce grać, bo piłkarz był własnością klubu i nie mógł sobie od tak przechodzić, gdzie chciał i kiedy chciał, a on tam był później bardzo nieszczęśliwy, cierpiał, może nawet stan psychiczny jego się pogorszył, stracił zdrowie. I gdyby pewnych rozluzowań nie wprowadził oświecony Trybunał Strasburski, to dalej byliby piłkarze unieszczęśliwiani przez swoich włascicieli.
Myślisz, że to nie możliwe iż coś takiego, pod potrzeby zamawiajacego (sytuacji) powstanie.
I jeszcze będą udowadniać np., że klub był w PRL-u państwowy, więc wszyscy za to odpowiadamy.
Oczywiście będą to bzdury, ale w aspekcie politycznym i społecznym, musisz wiedzieć, jak takie bzdury zbijać. A nasi politycy i elity nie maja najmniejszego pojęcia, co z tym opkładaniem nas wszystkich kijem bejsbolowym zrobić.  

zaloguj się by móc komentować

qwerty @emirobro 18 września 2021 22:25
19 września 2021 21:03

"Relacja o państwie Polonia..." Johna Peytona jr.; rozdz. Chłopi. "Chłopi różnią się nieco od niewolników."

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @an24
19 września 2021 22:15

Tak ! 

zaloguj się by móc komentować

klon @an24 19 września 2021 19:45
19 września 2021 22:59

>>>a nasi politycy i elity nie maja najmniejszego pojęcia, co z tym opkładaniem nas wszystkich kijem bejsbolowym zrobić.  <<<

Obawiam się opcji gorszej. Wiedzą ale nie chcą, bowiem nikt im za to  nie zapłaci tak wiele, jak za przyjmowanie razów na plecy.... obywatela. 

A może przesadzam? Aczkolwiek patrząc np. Sikorskiego albo Gowina? 

Za tekst Plusa daję trochę awansem, bo czytać skończę jutro... :) 

zaloguj się by móc komentować

Matyaszewicz @an24
10 października 2021 11:18

"Chłopo-niewolnik" to oświeceniowa ideologia. To jest to samo co "robotnicy zniewoleni przez kapitalistów" w ideologii komunistycznej, albo "homoseksualiści zniewoleni przez Kościół" w ideologii LGBT. Lewica co dekadę wybiera sobie jakąś grupę społeczną i udaje jej wyzwolicielkę, żeby zdobyć władzę. Najpierw "wyzwalali" włościan i mieścian od "ucisku" ślachty, feudałów. Później "wyzwalali" robotników od "ucisku" mieścian, kapitalistów, a na samym końcu "wyzwalali" biednych włościan od bogatych włościan: kmieci czyli kułaków. Im nie chodzi o wyzwolenie ludu, bo lud ma nadal być tym ludem, bo bez niego lewicowcy nie mają pretekstu do swojej działalności i opowiadania tych bajek o "chłopo-niewolnikach". Leszczyński, Pobłocki czy Janicki to przykłady zideologizowanych i marksistowskich przygłupów i zaklinaczy rzeczywistości. Jakoś żaden z nich nie potrafi nawet pokazać metryk z końca XVIII czy początku XIX wieku w których pisałoby, że jego daleki przodek był niby tym "chłopo-niewolnikiem", bo w Polsce żadnego "chłopo-niewolnictwa" nie było. Znalazłby pewnie jakiegoś 3xPradziadka przy którego imieniu i nazwisku pisałoby "rolnik", "gospodarz", "włościanin". W księgach gromadzkich i wiejskich sądowych prowadzonych od XIV do XIX wieku są odnotowane liczne transakcje domami i gruntami pomiędzy samymi poddanymi. Twierdzenie, że "własność chłopska" to był tylko wyjątek, to stek bzdur. Serwują je pisarzyki, którzy za wszelką cenę chcą wciskać mit o "zniewolonych chłopach". No bo jak już pewna część ludzi znajduje takie dokumenty, które podważają ich komusze mity, no to trzeba te dokumenty tak zmanipulować i interpretować, żeby czasem nie wyszło, że Ci kmiecie mieli lepiej za tego feudalizmu niż w radziedzkim kołchozie. 

zaloguj się by móc komentować

Matyaszewicz @an24
10 października 2021 11:40

Kontrakt pomiędzy poddanymi, a panem wsi.

"Między Wielebnym Panem Janem z Unichowa dziedzicznem panem wsi Gać, a Piotrem i Agnieszką Polakami poddanemi tychże włości , stała się niniejsza dodrowolna sprzedaż. Mając Wielebny Pan Jan z Unichowa Terlecki chałupę swoją własną z kawałkiem zagrody na wsi , naprzeciw Figury Św.Jana Niepomucena u mostu , sprzedał tą Piotrowi i Agnieszce Polakom za 30 fl. nie zostawiając sobie żadnego prawa do tej , ale owszem wyrzeka się takowegoż pozwalając tym Polakom tę sobie kupioną własność pod nr. kolejnem 107 sprzedać , na co się im widzieć będzie budować, zamieniać i na jak najlepszy pożytek swój użyć , tylko z dodatkiem tym aby należącą powinność dni dwunastu pieszych w wieczyste czasy do dworu j.w.p.Państwa Gać co roku odbywali. Które to powyższe kupno, aby miało większą wagę i walor w księgach Gromaczkich zapisać pozwala się."

Kontrakt sprzedaży pomiędzy dwoma poddanymi w obecności pana wsi

"Działo się to roku pańskiego 1772. Stanowszy przed prawo nasze Gackie pracowity Marcin Ślęk i z pracowitem Kasprem Brożbarem dobrowolnie uczynili między sobą targ, to jest pułanku w położeniu leżącego od górni między Sobiestana Tonię , a z drugiej strony dolni między Kaspra Brożbara kupującego tenże grunt. Z targowanej za złotych polskich 35 grzywien 84. Wypust do tego gruntu jest 3 koni i kół 3 , pług jest ze wszystkiem porządkiem , brona jedna. Budynki wszystkie , stępa jest , stół jest . Ja niżej na podpisie wyrażony jako prawdziwy i naturalny dziedzic wsi Gać daję prawo Kasprowi Brożbarowi kupującemu tenże grunt u Marcina Slęka gospodarza na gruncie swojem własnem , a powierzanem mnie , a teraz możem sprzedać na podpisie . Z błogosławieństwem odziedziczą Kaspra Brożbara jawnie , prawnie kupującego u mnie."

Następują podpisy i własnoręczne krzyże sprzedającego i kupującego dla lepszej wiary i uwagi podpisami: Wójt prawa gackiego Antoni Pek , podwójciem będąc J.Kwolczak , przysieżny Józef Kot , przysieżny Jan Sochacki.

 

Takich transakcji chatami, zagrodami i rolami pomiędzy samymi poddanymi, albo pomiędzy nimi i panami, było tysiące. Gdzie tu "niewolnictwo"? Przecież to tylko ideologia, mitologia, Buka z Doliny Muminków do straszenia dużych dzieci. Pozdrawiam. 

 

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @Matyaszewicz 10 października 2021 11:40
10 października 2021 15:25

To powinno być na lekcjach historii.

zaloguj się by móc komentować

Matyaszewicz @DYNAQ 10 października 2021 15:25
24 października 2021 18:24

Oczywiście powinno być ale nie będzie. 

Fragment nestora ziemian kieleckich:

 

"Kmieć przeważnie na trzydziestu morgach, a w niektórych na 60 morgach był całkowitym pater familias, bo miał czeladź własną, pieniędzmi, naturaliami i odziewkami płatną, przez siebie żywioną, parobków i dziewki w mnogiej liczbie lub pojedyńczej liczbie. Odrabiał głównie, a często jedynie pańszczyznę nagłą, po dwoje lub czworo, bydłem, które było jemu raz na zawsze oddane tzn. żelazny inwetarz, bo go uzupełniał kmieć swoim kosztem i przemysłem. Pańszcyzną tą bardzo różną, bo od jednego do sześciu dni tygodniowo odrabiał swą czeladzią, sam prawie nigdy na dworskim łanie się nie zjawiał. W siewy wiosenne i jesienne był zwyczaj, że z grzeczności przychodził siać oziminę.

 

"Nie było rzadkością by kmieć dziecko dziedzica do chrztu trzymał. Kmieć co do rozporządzenia swą spuścizną, dziedzica zapraszał, co do samej osady rozstrzygał dziedzic, zwykle według życzenia kmiecia, który z synów ją obejmie. Stosunek kmiecia do własnej czeladzi był patriachalny; godził ją do roboty od N. roku i dlatego to święta Bożego Narodzenia nazywały się „gody” i nigdy kmieć inaczej nie mówił."


"Kmiecie stanowili we wsi pewną arystokrację nie tylko majątkową ale i umysłową; niejeden syna głównie na księdza, czasami i na urzędnika wykierował i ogólnie więcej myślał, bo mniej biedą codzienną przyciśnięty, a także, bo sam czeladzią rozporządzając, lepiej rozumiał potrzębę karności i porządku i najlepszy z niego bywał sołtys, bo większej używał powagi. Jako pozostałość świadczącą w dawnym stanie rzeczy podaję przykład wsi Kosim pod Przeworskiem, składającą się jeszcze w 1866 r. z ośmiu, całych, pełnych 60 morgowych kmieci. Nie zagrody były to ale folwarki, każdy ze spichlerzem, studnią, na obszernym, może morgę wynoszącym podwórzu. Właściciel ówczesny Przeworska, ks. Jerzy Lubomirski chwalił sobie tę wieś, jako ideał ustroju terytorialnego i siedlisko cnót domowych. Czy dotrwali ci ostatni kmiecie – do dziś nic nie wiadomo."

 

"Dzisiejszy kmieć jest posępny; zginęła zupełnie i pszczałka i fujarka, nikt nie śpiewa, mało kto się śmieje lub weseli. Kto pamięta te czasy, dziwi się czemu za pańszczyzny śpiewał i weselił się, a na "wolności" humoru nie ma. Odpowiedż mam tylko jedną, może i prawdziwą; nic nie zabija wesołości jak chciwość, a ona w kmieciu ogromnie się rozwinęła od zniesienia pańszczyzny i rozwija się ciągle; nie pragnął dawniej tak ziemi. Na reperację chaty dwór mu musiał dać materiał i na nową także, zboża na zasiew przy nieurodzaju, opał i pastwisko miał, na ogrodzenie także, podatków nigdy nie płacił, więc choć los jego nie do zazdroszczenia, ale zabezpieczenie od nędzy zupełnej, a potrzeby niezmiernie miał małe. Wszak i u nas dawna weołość zaginęła, bo troska o jutro, codzień wzrastające potrzeby życia, coraz to wykwintniejszego ubrania i mieszkania, ucisk podatkowy itd. wesołość tę zabiły. I w całej Europie to samo zjawiisko…”

 

Pozdrawiam. 

zaloguj się by móc komentować

DYNAQ @Matyaszewicz 24 października 2021 18:24
24 października 2021 19:36

Zniesienie pańszczyzny ''zjęło chłopu z nóg kajdany...razem z butami''

zaloguj się by móc komentować


an24 @Matyaszewicz 10 października 2021 11:40
27 października 2021 18:30

Zgadza się. Gdzie tu niewolnictwo. 

zaloguj się by móc komentować

dziadek-gpgpu @an24
27 października 2021 21:01

Mam pytanie: Czy aby nie było tak, że kmiecie stanowili coś w rodzaju elity stanu włosciańskiego. Skoro u  nich ktoś pracował, to ci zatrudnieni u kmieci byli chyba jednak ubożsi, nieprawdaż? Innymi słowy, chyba niedalekim od prawdy jest stwierdzenie, że nie mozna stanu posiadania kmieciów generalizować w ten sposób, że dotyczy on całego stanu włosciańskiego. I o ile stan posiadania kmieciów mógł dorównywac, albo i przekraczać stan posiadania uboższej szlachty, to jednak nie dotyczyło to wszystkich włoscian? A swoja drogą, jaki był % kmieciów 30- albo 60-morgowych w całej populacji włościan?

zaloguj się by móc komentować

Matyaszewicz @dziadek-gpgpu 27 października 2021 21:01
1 listopada 2021 21:09

Witam pana. Kmiecie stanowili swojego czasu aż 3/4 stanu włościańskiego, gospodarowali przeważnie na półłanowym areale gruntu. Połowa dużego łana to 12 ha, a małego łana to 9 ha. Tyle wystarczało, aby kmieć mógł opłacić pana, państwo i kościół i jeszcze nieco zaoszczędzić. Na pokrycie tych wszystkich danin przeznaczał przeważnie 20-30% swego rocznego dochodu. Jednak mógł on nieoficjalnie powiększać swoje gospodarstwo o drugie pół łana nieużytków. Zahrodnik i chałupnik też nieoficjalnie mógł mieć swą rolę na nieużytkach czy tak zwanych gruntach poza-tabelowych z których płacono jedynie czynsz pieniężny. Choć w niektórych rejonach kmiecie gospodarowali na znacznie większym areale - jeden, dwa łany. Czasem 3-4 łany jak gburstwo na Pomorzu. Zagrodnik i chałupnik wcale nie musiał być biedny, bo jak uprawiał rzemisoło i dzieci posyłał na służbę do dworu, to mógł dobrze egzystować, nawet lepiej od ślachty na zagrodzie, która nierówna była wcale wojewodzie.

 

Zarówno kmiecie, zagrodnicy i chałupnicy posiadali swoje domy i grunty na własność. Bez względu ile tego gruntu posiadali. Jeżeli chałupnik posiadał jedną morgę, a na niej chałupę i ogród, to on mógł to wszystko sprzedać innemu włościaninowi. Włościanie posiadali własność użytkową (dominium utile) czyli dom, grunt, sprzęt itd. Do dziedzica należała własność zwierzchnia (dominium directum) czyli dziedziczny urząd terytorialny oraz przywilej władzy zwierzchniej nad określonym terytorium. Co oznacza, że feudalna dzielnica zwana majątkiem ziemskim była czymś w rodzaju państwa podobnie jak to Księstwo Liechtenstein, a nie majątkiem w rozumieniu kapitalistycznym. Reforma uwłaszczeniowa polegała jedynie na zamianie chłopskiej własności użytkowej gruntu podległej lokalnemu feudałowi na własność kapitalistyczną podległą bezpośrednio państwu i jego opodatkowaniu. Chłopskie testamenty istniały już w czasach feudalnych. To nie było tak, że włościanie przez tysiące lat nie mieli własności i nagle łaskawi lewacy im ją dali, to nie był jakiś komunizm, że włościanie, rolnicy nasi, nie mieli własności, mieli ją już w wiekach średnich, ufundowanom na prawie zwyczajowym. Oświeceni lewacy zmienili jedynie definicję własności, wolności, bo to wzorowi uczniowie Jakobinów i encykopedystów. Jak zmienisz definicję własności i wolności to wtedy się wydaje, że wcześniej nie było tego, a to kłamstwo jest. Właściwie to włościanie posiadali własność użytkową podobnie jak mieścianie czy też drobna ślachta osiedlona w dobrach królewskich, książęcych, duchownych i magnackich. To było coś w rodzaju właśności lennej. Włościanie w zamian za swoją własność lenną służyli pługiem i broną, mieścianie narzędziem rzemieślniczem, a drobna ślachta osadzona w majątkach władcy i możnych panów szablą. 

Polecam panu księgę gromadzką wsi Siary https://szkicdomonografiisiar.pl/2018/09/12/ksiega-gromadzka-wsi-siary/ w której rejestrowano liczne transakcje domami i gruntami pomiędzy samymi chłopami. I kmiecie, i zagrodnicy, i chałupnicy posiadali swoje domy i grunty na własność. Posiadali pieniądze na zakup domu i gruntu. Jak był kryzys to czynsz w pieniądzu zamieniono na czynsz w odrobku. Jeżeli chłop sprzedał gospodarstwo innemu chłopu to wszelkie obowiązki na rzecz gromady wiejskiej i pana przechodziły na nowego właściciela. Tak samo jak dzisiaj ktoś sprzeda firmę więc pańszczyźniane podatki na IIIRP przechodzą na nowego włascicela firmy. Nic się nie zmieniło. Jedynie nazywa z "pańszczyzna" na "podatek" czyli darmowe i nieodpłatne świadczenie na rzecz jaśnie panów. Tyle, że wtedy jednak pan swemu poddanemu dom i budynki gospodarskie ufundował w zamian za tę pracę i pomoc. Dzisiaj pracuje przez 162 dni w roku na pasożytów i urzędasów, a w zamian za tą podatkową pańszczyznę nawet domu i kawałka ziemi nie dostaję od tych ciemiężycieli, a potem mi tacy baśnie o "złych panach" opowiadają. Pozdrawiam. 

zaloguj się by móc komentować

Matyaszewicz @an24 27 października 2021 18:30
1 listopada 2021 21:23

Witam serdecznie. Też nie wiem gdzie tu niewolnictwo? To jest tylko lewicująca ideologia która swym poziomem debilizmu dorównuje baśniom o "Wielkiej Lechii" czy też baśniom o biednym LGBT "zniewolonym" przez klechów i katoli. "Chłopo-niewolnik" to tylko ideologia, ale wykorzenienie jej z PRL'owskich łbów jest nierealne, to proces nieodwracalny. 

Choć czekam na książkę pana profesora Piotra Guzowskiego "Życie codzienne na wsi". Jego wcześniejszą książka "Chłopi i pieniądze w czasach średniowiecza i czasów nowożytnych" jest świetna i nie ma tam jakoś nic o "zniewoleniu" mieszkańców wsi. Pokazane jest, że dobrze sobie radzili i nie byli głupcami tak jakby chciał jakiś Leszczyński,  Janicki czy inny marksistowski przygłup. 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować